Pieśni rolników/całość

<<< Dane tekstu >>>
Autor Kazimierz Brodziński
Tytuł Pieśni rolników
Pochodzenie Wiesław i pieśni rolników
Data wyd. 1867
Druk drukarnia braci Rouge, Dunon i Fresné
Miejsce wyd. Paryż
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
PIESNI ROLNIKOW

OJCIEC DO SYNA.

Zdaj synu ojcu i pług i radło,
Ja jeszcze siły pokrzepię,
Sam będę orał, gdy tak jeszcze padło,
Chatkę zniszczony polepię,

W kopanym dołku, w ustronnej dolinie,
Tam dawna zbroja rdzawieje;
W nieszczęsnej sam ją grzebałem godzinie,
Na dalsze kiedyś nadzieje.

Niech w ręce twojéj zobaczę ja jeszcze,
Choć we śnie broń podniesioną,
A omamiony wesoło zapleszczę,
Że matka jest nam wróconą.

Nie lituj synu! że ojciec sędziwy
Już nie wydoła robocie,
Raz jeszcze chleba dobędę z téj niwy,
Ty w krwawym ocal go pocie.

Nadzieja dla mnie i w tobie i w Bogu,
Z nią moje zakwitnie zboże;
Oszczędzać będę dobytek w mym brogu,
Na wojnę zapas odłożę.


Za domem bożym przy suchéj topoli;
Tam będzie krzyżyk drewniany,
Tam stąpi rychło przed spieką niewoli,
Twój ojciec tęskny, stroskany,

Jeśli zwycięzcą przybędziesz po boju,
Odżałuj wczesną śmierć moję;
Inaczej, zajrzyj mojego pokoju,
I oddaj w grób mój tę zbroję.


CHORĄGIEWKA.

Luby! niech do boju tobie
Jeszcze chorągiewkę zrobię.
Gdy pojedziesz w krwawe boje,
Zwieś na dzidę pracę moję;
Niech powiewa ku téj stronie,
Gdzie twa luba we łzach tonie.

Niech jéj szelest co godzina
Moją chatkę przypomina,
Smutek ojców niesłychany,
Spustoszone nasze łany.
Lecz kochanku i przy chwale,
Miej w pamięci moje żale.

Białą barwą jedna strona,
Druga czerwoną znaczona;
Ta niewinność wojny znaczy,
Druga rozlew krwi, rozpaczy,
A pod orłem razem spoję
Z mém imieniem imie twoje.

Pomnij zawsze w ciężkiéj sprawie,
O kochance i o sławie;

Gdy ulegniesz obcéj broni,
Wtedy znak mój odrzyj z broni,
Niechaj szydzący nie czyta,
Czyja tu cyfra wyryta.


MATKA DO SYNA.

Niechaj będzie Bogu chwała!
Żem cię synu wychowała,
Dorodny jesteś i młody,
Topol zajrzy ci urody.

Jakież to trudy i znoje,
Poprzedziły młodość twoję,
Twoja uroda i siła
Dziś mi wszystko nagrodziła.

Aleś wszystko winien ziemi,
Która co rok dary plemi,
Twoim rodzicom i tobie,
I konikowi przy żłobie.

A więc synu spiesz na błonia,
Broń z komory, z stajni konia,
Wypędź ze wsi najezdników,
Niech nie nosi niewolników.

Żegnaj siostry, wychodź z domu,
By się nie doczekać sromu,
Ażeby biły się dziatki,
Za dobry byt własnéj matki.


KOCHANKA.

Gdy mi go ojciec wyprawiał do boju,
Gdy go gromada u progu żegnała,
Z jego chusteczką szłam jeszcze do zdroju,
Abym go chwilę od drogi wstrzymała.

Wyschła chusteczka, ja w srogiej zgryzocie,
Znowu umyślnie zrosiłam ją łzami,
Aby przez chwilę schła jeszcze na płocie.
Żeby na chwilę mógł jeszcze być z nami.

Przecie on poszedł, tylko jego ślady
Zostały po nim do brogu tłoczone,
W stajni koniczek nie tupa już gniady,
Sama obiegam gaje ucienione.

Bocian obierał gniazdeczko na dachu,
Kiedy wchodził: nie krakały wrony,
Wnet z wojennego powróci on strachu,
Sroka przepowie skąd przyjdzie stęskniony.

On będzie bronił zasianéj zagrody,
On po tych łąkach wyćwiczył się w siłach,
Tu się kwitnącéj doczekał urody,
Jego tu leży rodzina w mogiłach.

Kiedy powróci, na górze od lasu,
Zwiesi chorągiew błyszczącą od słońca,
Na nią każdego poglądam ja czasu,
Tędy kochany powróci obrońca.

Ja do gaiku prowadzić go będę,
Gdziem dochowała kwiateczki różowe,
Rutą zasianą pokażę mu grzędę,
Ślubny z niéj wieniec uwiję na głowę.


JADĄCY DO WOJSKA.

Zwolna postępuj póki na swem błoniu!
Już tu nie wrócisz miły gniady koniu,
Pożegnaj łąkę i drabki, gdzie siano
Świeże ci co dzień dawano.
Jeszcze niech okiem rzucę na zagrody —
Tu się po błoniu rozbieliły trzody,
Trzaskają z biczów pastuchy po borze,
Źróbek się pławi w jeziorze.
Cięgnie się potok przez zielone smugi,
Wołgi powolne ciągną ciężkie pługi,
Pod owym krzyżem Halina kochana,
Modlić się będzie co rana.
Zacznie stęskniona płakać mię nieboga,
Okiem jéj będzie wartowana droga,
Tentent konika jéj ucha nie minie,
Zwiedzionéj w każdéj godzinie.
Będzie przy drogach do zachodu słońca,
Pytać podróżnych, zwodzić się bez końca,
Rozjawiać będzie przy dzwonka rozgłosie
Smutne piosenki po rosie.
Ze mną sen będzie, ze mnę praca cała,
Będzie do wróżki w każde święto słała,
Jeżelim zdrowy, czy wrócić mam jeszcze,
Albo czy innéj nie pieszczę.
Już ja zapomnę na twoje oczęta,
Bo się powinność przy nich nie pamięta,
Spomnieniem raczej na kraju niedolę.
Tęskność zobaczę i bole.
Już wam nie bedą tłoczyć niw żołnierze,
Z domu chudoby nikt wam nie zabierze,
Ni lnem pod jesień uściełane łany,
Końmi potłoczą dragany.
Ja ci powrócę potem niespodzianie,
Żołnierz chędogi przed okienkiem stanie,
W podwórko wyjdzie Halina rumiana,

Witać wiernego Hułana.
Zaczém Bóg święta takiego pozwoli,
Jeszcze się ojcze nażyjesz w niedoli,
Wprzód z tobą prędzéj, do bożéj obory,
Gromada wyjdzie z komory.
Może Halino! ciebie nie zobaczę,
W chacie samotnéj resztę dni przepłaczę,
Na grobie twoim piołuny powieją,
Kwiaty w ogródku zwiędnieją.
Zwolna postępuj, póki na swem błoniu,
Już tu nie wrócisz miły gniady koniu!
Pożegnaj łąkę i drabki, gdzie siano,
Świeże ci codzień dawano.


ROLNIK.

Karczmareczko nasza!
Jeszcze jedna flasza;
Aby dziś w gospodzie,
Cieszmy się przy miodzie.

Kiedy podchmielony
Idę przez zagony,
Nie zapłaczę sobie,
Że obcemu robię.

Rosłego jak trzcina,
Mam na wojnie syna,
Twarz młodego wieka,
Gdyby róża w mléku.

Jeśli on po boju,
Wróci mi w pokoju,
Zapomnę o miodzie,
I naszéj gospodzie.


Już ja poniewoli
Wezmę się do roli,
Wszystko nasze zboże,
Opłacić nam może.

Sprawię mu sukmanę;
Pasiki kowane;
Będę o nim dziewki
Wykrzykiwać śpiewki.


NABOŻEŃSTWO.

W obory z pola spędzajcie trzody,
Zawieście kozy na ścianie,
Młynarze dzisiaj zastawcie wody,
Niech w polu praca ustanie.

Mówił już Pleban, że się zaczyna
Wojna, co ziemię krwią zrosi,
Siostra za brata, matka za syna,
W kościele Boga niech prosi.

Gałęzie lipy tnijcie młodzieńce,
Wy dzieci! spieszcie na kwiaty,
Córki w kwietnikach splatajcie wieńce,
Przywdziejcie świąteczne szaty.

Ustrójmy wrota, złociste ściany,
Jarzęce zapalmy świece,
Niech ołtarz będzie w wstęgi przybrany,
I liść umai Świątnicę.

Usłyszym dzisiaj kazanie nowe,
Rodzico! będziem nucili,
Bo kto przed Bogiem ukorzy głowę,
Ten jej przed wrogiem nie schyli.


DO BOGA PRZED BITWĄ.

O Panie! ojcowie sami
Włożyli na mnie tę zbroje,
Abym z nieprzyjaciołami
Walczył w święte Imie Twoje.

Ty cierpiałeś za lud cały,
Niech cierpię za kraj kochany;
Wzmagaj śród bitwy zapały,
Daj cierpliwie znosić rany.

Jeśli poledz trzeba będzie,
Święta Panie! twoja wola;
Jeśli zostać w żywych rzędzie,
Miłe żyzne ojców pola.


GOSPODYNI.

Dziewczęta! cieszcie się ze mną,
Nowinę niosę przyjemną:
Nie daleko do wieczora,
Poglądajcież więc do bora,
Pojadą z tamtąd rycerze,
Dzielni wojacy, żołnierze.

Już koniec długiéj ich trosce,
Spocznę teraz w naszéj wiosce,
Niebożęta opuszczone,
Od swych matek wypieszczone,
Jak jelonki młode hoże,
Piękne jako z mlékiem róże.

Dziś za pościel ziemię mają,
A niebem się odziewają,

Pożywieniem krzywda ludzi,
Trud ich uśpi, grzmot obudzi,
Ileż teraz o swe dziatki
Łez nie leją biedne matki?

Pójdę ja przejdę komorę,
Co najlepszego wybiorę,
A zawczasu, niech po pracy
Spoczną sobie nieboracy,
Bo kto wie, jaka daleka,
Na jutro podróż ich czeka!

A wy też na świeżem sianie,
Gotujcie dla nich posłanie!
Zosiu? przynieś z karczmy miodu,
A ty spiesz się do ogrodu,
A tamta niechaj też przecie,
Chędogo izbę umiecie.

Bijali się za nas nie raz
Usłużcie im i wy teraz;
Lepiéj wszystko oddać swemu.
Niż dać na grabież obcemu;
Wszak, aby się za nas bili,
Swoje chatki opuścili.


CELINÓW.[1]

Stawaj do spólnego koła
Wiejska gromado wesoła!
Opatrzność pracy życzliwa,

Nowa osada przybywa,
Ta co nam serca pobrała,
Celina imie jéj dała.
Niech przeto u późnych synów,
Celiną słynie Celinów.

Jako Celiny uroda,
Niechaj kwitnie ta zagroda,
Niech dom ten zamieszka cnota,
Pokój, miłość i prostota,
Niech te wszystkie dary razem
Celiny będą obrazém,
Niechaj pośród późnych synów,
Celiną słynie Celinów.

Niech téj ziemi niebo sprzyja,
Niech zdala piorun ją mija,
Łagodne wiatry i rosy
Niech tu rzeźwią pełne kłosy,
Niech tu nie postawią nogi
Drapieżne zwierza i wrogi,
Niechaj pośród późnych synów
Celiną kwitnie Celinów.

Niech tu widzi wnuk daleki,
Ziemi naszéj szczęsne wieki;
Niech się tu mnożą szczęśliwe,
Mężne syny, córy tkliwe,
Córki sławne z cnót Celiny,
Cnót Celiny rodne syny,
Niechaj pośród późnych synów,
Celinę słynie Celinów.

Już wtenczas wojna ustała,
Gdy Celina świat ujrzała,
Na obcéj zrodzona ziemi,
Do swojéj przybyła z temi,
Co przyszli w ojców krainę,
Dać jéj życie i Celinę.

Niech więc pośród późnych synów,
Celiną słynie Celinów.


ŻAL PASTERKI.

Po co łamiąc lód potoku
Odnawiasz miłość żałosną,
Po co idziesz Nowy Roku
Z nową na nowy żal wiosną?
Co u mnie teraz świat cały,
Kiedy mój Filon niestały!

Znowu się ten sadek bieli,
Jak niegdyś miła uchrona,
Gdzieśmy oboje siedzieli,
A ja dzisiaj porzucona.
Na dawne pomna roskosze,
Łzami tylko oczy roszę.

Już motyle krążą wszędzie,
Wonnym kwiatem łąka słynie,
Wnet tu i Filon przybędzie
Podawać wianek, Justynie;
Ach! żalcie się mojéj straty,
Nie kwitnijcie lube kwiaty.

Turkawki, ptaszki przyjemne,
Wy, coście nam tyle razy
Przez swe kochanie wzajemne.
Wierności dały obrazy,
Ja się od was nauczała,
Ja też tylko dotąd stała.

O turkawki ptaszki błogie!
Wam Dafne szczęścia zazdrości,

Jakże dziś dla mnie są srogie
Obrazy wiernéj miłości.
Wszak wy jemu przykład dały,
Czemuż Filon tak niestały?

Otóż i te ciemne krzewy,
Gdzie każda ptaszyna płocha
Uwodzące nóci śpiewy,
I co chwila indziéj kocha,
Ich skrzydła są u Filona,
A ja biedna opuszczona.


GOŁĄBKI.

Od dalekiéj chłopiec drogi,
Przed Haliny przybył progi:
«Otwórz chatę, otwórz proszę,
Pozdrowienie ci przynoszę.

Od Wiesława tu przybyłem,
Pozdrawia cię słówkiem miłém,
I gołąbków młodych parę
Przesłał tobie na ofiarę.

Gdy był jeden ułowiony,
Latał drugi z każdéj strony,
I stroskany wreszcie leci,
Sam się z drugim złowić w sieci.

Przyjm, Halino ptasząt dwoje,
Niech je karmią dłonie twoje,
Widząc tkliwe ich kochanie,
O Wiesława pomnij stanie.»


KLOE.

Witaj znowu, miły maju!
Klują się listki po gaju,
A po łąkach pełno woni,
I Milon owce wygoni.

Dobry Milon, tamtą wiosną,
Podał mi różę radośną,
Prosił, abym pamiętała,
Jak to róża jest nietrwała.

W lecie na tę łąkę znowu,
Znosił mi ptaszki z połowu,
Więcej śmiały, niźli wprzódy,
Chciał za to jakiej nagrody.

A w jesieni, to już wiele,
Ściskał, całował mię śmiele,
Często milcząc oczy zrosił,
Rozgniewał, znowu przeprosił.

On mię co dzień tkliwiéj błaga,
We mnie już litość przemaga,
Ratujże mię leśny Panie!
Co na tę wiosnę się stanie!


CHŁOPEK.

Rycerz to niewielki,
Krajowi ubliża,
Który nad stan wszelki
Wieśniaka poniża.


Pracowity chłopek
I żywi i broni,
Żywi jego snopek,
I strzecha osłoni.

Ostrzem jego kosy
Ozłaca się ziemia,
On na niej wnet kłosy,
Wnet wawrzyn rozplemia.

Z wołkiem on w pokoju,
Uprawia nam błonie,
Na koniku w boju
Pośpiesza w obronie.

Te błyszczące grody,
Te pańskie pałace,
Jego to zachody,
I jego są prace.

Jego jest ciężarem,
Co lekko pan roni,
On na to pod skwarem
Z bydlęciem pot roni.

Z dziećmi on głodnemi
Te ziarneczka zgania,
Które pan po ziemi
Za cacka roztrwania.

W pomoc kraju bieży,
Za pańskimi syny,
Wszędzie on należy,
Prócz zysku i winy.

Sam po tyléj stracie
On nędzy nas chroni,
W swojéj tylko chacie
Jéj mieszkać nie wzbroni.


Rycerz to niewielki,
Krajowi ubliża,
Który nad stan wszelki,
Wieśniaka poniża.


PRZODKOWIE.

Pamiętne dawne Lechity
Żyły i męztwem i cnotą,
Wiarę kochaną i złotą,
Nad wszystkie kładli zaszczyty;
Bo w cnotliwem zawsze łonie
Pobożności ogień płonie.

Rycerstwo w zbroi sypiało;
Trąbą zbudzone do chwały,
Lasy przebyło i skały,
Za bóstwem swojém, za chwałą;
Bo gdy zbroję chwała daje,
Stal się lekkiem skrzydłem staje.

A obcym bronią zabraną,
Młodzież tęsknąca do sławy,
W czasie ojcowskiej wyprawy,
Ćwiczyła dłoń młodocianą;
Męzki zapał ssała z mlekiem,
W męzką siłę rosła z wiekiem.

Ugięci wiekiem i czyny,
Zdawszy synom Marsa pole,
Starzy siedli w radnem kole,
Obmyślać dobro ojczyzny;
A gdzie w sercu cnota pała,
Tam wymowa cuda działa.


A gdy pierzchły kraju wrogi,
Swoje i obce sztandary,
Pełni tak męztwa jak wiary,
Na Pańskie składali progi.
Bo cnotliwych godna łona,
Ufność wiarą ożywiona.

Żegnani ręką kapłanów,
Szli po piorunach, po boju,
W miłą pogodę pokoju
Do cichych domów i łanów,
Na granicach laur zbierali,
Za granicę ziarno słali.

W podwórku w cieniu lipowym
Siadła drużyna wesoła,
Dzban obsyłając do koła,
Przy prostym głosie gęślowym,
Lub słuchała boje krwawe,
Albo lubą ziem uprawę.

O błogie córy pamięci!
Sprawcie to waszem natchnieniem,
Niechaj i sercem i pieniem
Naddziadów prawnuk uświęci;
Wszystko bowiem traci życie,
Czego wy nie ochronicie.

KONIEC.
Paryż, w drukarni braci Rouge, Dunon i Fresné,
ulica du Four-Saint-Germain, 43.




  1. Pieśń śpiewana przy założeniu nowego siedliska, nazwanego od imienia Celiny, urodzonéj we Włoszech córki Pułkownika Legjonów Polskich.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Kazimierz Brodziński.