[33]3.
CIĘŻAR SAMOTNI: UCIECZKA Z MROWISKA.
I.
Odkąd odbieżał mię mój anioł złoty,
Śnieżne się w niebie rozwiały kolumny...
Nad głową czarne skrzydlą się namioty[1],
Ramion dotyka orszak duchów tłumny,
Co palce mają bolesne, jak groty...
Tłuką się o pierś, jak o śpiże trumny:
Czy zasnął we mnie Gniew, że trumna cicha?
Aż śpiż pod wiewem groźnym drga — i wzdycha.
II.
Takim zaszedłem, kędy klasztor biały
Między topole smukłe i kasztany
Chowa się, skromny, choć się rozpłakały
Wszystkie w nim dzwony — i pieśni srebrzanej
Dalekie lasy wtórzą... Wielkiej chwały
I miru z ludem zaznają te ściany:
Rycerze Pańscy wszelakiego znaku
Pokory pełnią służbę na Ossjaku.
[34]III.
Takim zaszedłem. Bólem odrętwiony,
Gorszy i starszy od samego siebie;
Ale, pamiętny ofiary spełnionej,
Pan nie ostawi cię długo w potrzebie,
Abyś nie zaszedł w bardzo gorzkie strony,
Kędy samotny, o rozpaczy chlebie,
Wydałbyś serce, ciężkie głazem smutku,
Niewierze, co się wkrada pocichutku —
IV.
Aż serce, jak rdza, spustoszałe stoczy. —
Choć, nędznik, swoją niedolę rozumie,
Płakać nie mogą drwiące, władne oczy,
Nienawidzące wszystkich w ludzkim tłumie;
A nadewszystko siebie. — Jak uroczy
Sen o pokucie — prześniony... o dumie
I pięknie szczerej przed Bliźnim spowiedzi,
O Łasce, która pokornych nawiedzi.
V.
Cóż! Kiedy kocha nas Bóg. Przeciw Ręce,
Ojcowskiej w ciężkiem karaniu, nie zdoła
Nikt — nic. Na bunty nowe, niemowlęce,
Którem za siłę brał — w pustce dokoła,
Jeszcze na chwilę — dla ulgi w udręce —
Do boku mego zesłańca powoła,
Który swą wiedzę brał nie w śnie, szalony,
Lecz w zapatrzeniu władnem w ducha strony.
[35]VI.
Jakeśmy doszli — dwaj — nie, jak rycerze,
Ale, jak prości mnisi-pokutnicy —
Wspominaj, serce, umocnione w wierze,
A wtedy pastwa pychy-upiornicy,
Co z ust żarliwe spędzała pacierze.
Idę... a ze mną szedł druh śniadolicy,
Który mię podjął, spętanego, w borze,
Gdzie mię napadli... kto?! szatany może!?
VII.
Konia mi wzięli — i miecz; i śmiech srogi
Szyderstwem zbójców grzmiał nade mną hucznie. —
Wstał świt. Bezbronnym leżał podle drogi,
Aż wróblikowie, gminnej Plotki ucznie,
Dowcipkowali, żem rycerz niebogi,
Co nie wie nawet, w której ręce włócznię
Podjąć... Mnich obcy szedł witać je ziarnem;
Nad mem go truchłem litość zdjęła marnem.
VIII.
Słowem powitał dobrem — po łacinie.
I rzekł, że z lasów swych na Ossjak spieszy.
„Tyś w żalu gorzki, bracie? — I to minie!
Pozwól, niech będzie ci sługą ktoś z rzeszy“...
Mówił — on także — podobny dziecinie
Z ust świeżych, których sam uśmiech już cieszy;
Oczy miał wszakże ciężkie — tajemniczo
Stłumione twarzy ciszą i słodyczą.
[36]IX.
Niech będzie sługą!? — Czylim jeszcze panem?!
Ktoś z rzeszy? — Czyż się liczę między wodze?!!
Rorate coeli[2] szło powietrzem szklanem,
Gdy na klasztornej ocknąłem się drodze,
Półgniewny, żem się dał wieść. Z huraganem
Szarpiącym w piersiach, co pod sercem głodzęgłodze
Szyderstwem z siebie — z cudactwa pokory...
„Bracie dostojny! w przemianie bądź skory“ — —
X.
Do mnie uśmiechnął się druh — w ciężkiej chwili,
Gdym już do lasu uciekać był gotów;
A rzęsy drganiem żałobnych motyli
Śćmiły mu w oczach ślad gwiaździstych wzlotów,
Mnisi z procesją na śnieg wychodzili...
Szronami kwitły bluszcze żywopłotów...
Dostojny. — Szydził... czy czuł we mnie pana?.
Tuśmy przed Chrystem padli na kolana.
XI.
A w sobie czułem — lęk... Ach, z tego Boga,
Czemu nie tryska grom na grzeszną głowę?!
Czyż mnie od tego wdzięcznych modłów proga
W świat nie wyżenie wicher, źdźbło jałowe,
Gościa z otchłani?... Wstała wielka trwoga
I wielki wstręt... i jakieś wstydy nowe,
Żem, cherub spadły, na niskiej siadł grzędzie...
Bo w tłumie ciaśniej, szarzej, lżej Mnie będzie, —
[37]XII.
Gdy wigilijny stół bracia obsiadła,
Przeor wszedł z Tamtym: trwał u stóp mych z miską
On Druh mój dziwny; podawał mi jadła;
A w celi mojej rozpalił ognisko,
A na słoneczność słomy prześcieradła
Zgrzebne rozesłał... siadł u wrót mych, nisko,
I w oczy patrzył — — Aż się cicha, biała,
Na progu serca wdzięczność zatrzymała:
XIII.
I niespodziany wszedł gość jasny, prosty...
Ale mię dawna poniosła przekora:
Głód poniżenia, dzika żądza chłosty...
Dusza do ofiar całopalnych skora —
Na żwirze ległbym, między srebrne osty!!
A tu pokutą — dwa słowa przeora:
„Jeśli na sercu krzyż hańby dźwigacie,
Spocznijcie. Dzisiaj Bóg się rodzi, bracie.“
XIV.
Łaknąłem gromu — witają uśmiechem;
Chcę sługom służyć — oto Brat mi sługą. —
Sam na sam chciałbym stać ze swoim grzechem,
Mierzyć się okiem do dna — krwawo — długo...
A tu pracowny dzień. — Ku wiośnie, echem
Szły, tam, od Polski, wieści szarą strugą,
Że i — hen — miałki bród: Herman pokorą
Przebija niebo; rządzić mu niesporo...
[38]XV.
Najniższy wśród rycerzy[3]... Diadem księcia
Na skroniach cięży mu. Gdzież do korony!
Chodem, żegnając, mocy zdał zaklęcia,
Uląkł się pewnie, aby Cień Czerwony
Nie przyszedł mrozem tchnąć... Jak noc dziecięcia
Straszą upiorne sny — chameleony:
Tak mdłą książęcą jawę myśl ta trwoży,
Aby korony nie zdmuchnął wichr Boży!!...
XVI.
O, jak mi pilno uciec z wielkim żalem...
Dokąd?! — Do Polski!!... Czemu szydzisz ze mnie
Serce skrzydlate — orle mój!... Niedbałem
Gniazdo dla ciebie zwił... O, nadaremnie
Rwiesz się... Ojczysta Skała — męki palem:
Twoje dziedzictwo pogrążone w ciemnie —
Orle to gniazdo — z piorunów splecione
Błysło i zgasło. Żar strawił koronę.
XVII.
Śpij, orle!... Wielki Krzyż u wyjścia celi
Drogę ci zabiegł swą cierniową strażą;
Z ramion Mu wiszą miłośni anieli,
Którym się lilje rajskich świtań marzą:
W noc Męki Pańskiej z niebiosów spłynęli,
By od tych progów moc odegnać wrażą.
A moc ta, drżąca w szarych skrzydłach ptaka,
Przypadła do Stóp... wątła, ladajaka!
[39] XVIII.
O, Boże! utwierdź to serce ogromne,
Posępnym cieniem Krzyża biczowane!
Rwą się trzepoty gwiezdne — półprzytomne —
Aż głos wystrzela gromem: Zmartwychwstanę!
O przemartwieniu pokutnem zapomnę,
Purpurą skryję tę najkrwawszą ranę,
Laurem kwitnącej sławy antytezę,
Co krzyczy zbrodnią Majestatis laesae!
XIX.
Bóg-Chrystus wiednie uśmiecha się z Krzyża
I leje w serce chłód — potęgą ciszy;
A już się ranek siwem skrzydłem zbliża,
Ponad lasami wonią mirry dyszy...
Oto rad będziesz z maluczkich pobliża,
Hardość twej skroni kaptur zdusi mniszy;
Ni rzucisz komu szaleńca protestem
Bezsłowne swoje — niezdobyte — „Jestem!“
XX.
Oto rad będziesz... i nie wstyd goryczy,
Która przez chwilę wezbrała potokiem;
Wiosenny potok — srebrny, tajemniczy,
Skały porzący swem graniem głębokiem:
Jeśli Bóg mężnych rytmy jego liczy
Falę za falą gwiezdnem ściga okiem,
To wie, że kresem jego pędu — wieczność,
Burza miłością, a treścią — słoneczność.
[40]XXI.
Oto rad jestem... Choć mi w sercu luto.
Wczoraj mi skonał Brat cichy na ręku.
Mogiłę w rzewność fijołków osuto,
I w łzy konwalij, w żałobę — bez jęku;
Nie przyozdobi głazu mistrza dłóto,
By rycernemu niósł świadectwo wnęku.
Jam długo myślał, cobym dał mogile,
Co najdroższego — za ukrzepień tyle? —
XXII.
Dałem — cóż? jeden badylek cierniowy:
Drugi — do swego przycisnąłem serca.
Jeden niech kwitnie majem wkoło głowy;
Drugi — niech kolce w pierś pustynną wwierca.
Alem próżnemi nie żegnał Cię słowy:
Słowo — dźwięk płony! niewolny oszczerca...
Ciebie, chcąc bratem być w Dobru jedynem,
Cierpliwym, cichym chciałem uczcić czynem.
XXIII.
Nibym był lepszy dzisiaj, niźli wczora;
O jedną miłość niebiosom wdzięczniejszy.
Nibym prostotę ora et labora
Przyjął do serca: że się złość umniejszy,
Gdy milczeń złotych wzejdzie we mnie pora,
Wierzyłem... i że wstanie dzień jutrzejszy
Dla żniw błękitnych, gdy w ciszy posieję
Czynów bezgłośnych pokorną nadzieję.
[41]XXIV.
O, jakże jeszcze Sam być nie umiałem!
Ledwie odleciał skrycie pokochany —
Nawspak mi poszło z onem bractwem całem...
Od oczu bliźnich ciągłe czułem rany,
Jako Bartłomiej święty[4], który ciałem
Zdan męce dziwnej, żywy — był smagany
Lada dmuchnięciem: tak, skłóty ich wzrokiem,
Znów gniew poczułem w zhańbieniu głębokiem.
XXV.
Nim wszak nie wiedział, kto jestem. Brat Boży
Dziejów się moich dosłuchał z milczenia
Bardziej, niż ze słów. — A jednak najsrożej
Rycerza-gościa prowadzić w podsienia
Klasztorne... Konia mu poić... A droży
Jeszcze czcią rycerz! A ciska spojrzenia!!
Zda mi się... szuka pod płaszczem pancerza...
Złym wzrokiem — skroni mej diadem przymierza...
XXVI.
A potem strzemię sobie trzymać każe!
I pyta... czyli się konia nie boję?!!
Na ustach braci — półuśmieszki wraże...
Rwą ze mnie dziko próżnej żądzy zdroje:
Na konia skoczyć!... roztratować twarze,
Co tak bezczelnie ryją w serce moje
Wzrok... złem plugastwem jątrzą skrytą ranę...
Robactwo mielizn, ciekawością pjane!!
[42]XXVII.
Może się mylę... Nie! Dziś brat Hilary
Chwalił skopaną moją ręką grzędę:
„Surge, braciszku! hartownej bądź wiary!
A płód jeść będziem na przyszłą kolędę
Jabłonek twoich... lecz pozwól, że, stary,
Ze śpichrza oto owocu dobędę,
A utraktuję was... jeżeli chcecie,
Choć marzą wam się... te jabłonki w kwiecie!“
XXVIII.
I dłużej byłby zabawiał świegotem —
Alem, brat-cudak, pierzchnął między drzewa —
I noc okropną majaczyłem o tem:
„Co chciał powiedzieć?!“ Gwiazd mrących ulewa
Sypała wielkie łzy płakaniem złotem —
Jam się zasłuchał, jak ktoś, komu śpiewa
Na śmierć Ptak-Syryn[5]... (Może też poczciwie
Badał gaduła, czem też serce żywię?!) —
XXIX.
„Co chciał powiedzieć?!“ — Czy widział — !?... Dlaczego?!
Dlaczego myślał... że się jabłoń marzy
Kwitnąca?... Czemu?!... Ach, zbaw ode złego...
Czy dojrzał przestrach na blednącej twarzy?!...
Może powiedzieć chciał... ach, sąd bliźniego!
Jakże się z sądem kwapią ludzie starzy —
Powiedział: że na przeklętego grzędzie
Owoc przenigdy dojrzewał — nie będzie!!
[43]XXX.
O, tak powiedział! — zewsząd, zewsząd zdrady!
Czemu nie rzucić mi w twarz: „oto zbrodzień!“
Każdy się w uśmiech przyozdabia blady,
Litością ciężką witając mię codzień;
Pełen się czuję kłamliwej szkarady,
Jak ów, co woził z sobą setki odzień,
Coraz się inną maszkarząc ozdobą,
Byle się tylko nie pokazać — Sobą.
XXIXXXI.
Dopokąd Brat mój żył, stał twardym murem
Pomiędzy Mną — a tym maluczkim światem;
Nie bacząc, co się w sercu knowa którem,
Bezpieczniem trwał na sercu tem skrzydlatem;
Dopiero teraz Ja — sam na sam z chórem —
Poczułem bunt... i klęska przyszła za tem:
Nie mogłem być w pokorze z tłumem zbratan;
Znów byłem sam, pan swych przepaści — Szatan.
XXXII.
Spowiadać grzech? — Raz tylko się spowiada
Swój Grzech — jak głaz, co toczy się w otchłanie:
Był śnieżny szczyt, a nad nim gwiazd gromada;
Z wnętrz buchnął żar — i hardo plunął na nie,
W proch runął szczyt; gwiazd Boża Męka blada
Na wieczność trwa — niebieskie malowanie.
A ludzki proch w piekielnej tli się głębi,
I wieczność go z pożaru nie wyziębi.
[44]XXXIII.
Poczciwy przeor, co mię przyjął w gości...
Odpuścić nie mógł — lubą dał nadzieję.
Dziś prowincjałem został... dla zacności;
Woń mnogich cnót z powieści o nim wieje,
Pojechał wdal. — Nie byłoż mi najprościej
Podzielić z nim błękitnych dróg koleje? —
W noc, lipcem wonną, tęsknot żar mię wzrusza
Opactwo święte poznać Egidjusza[6].
XXXIV.
Anim rozumiał, jaka słabość czyha,
Pod tęsknot moich ukryta purpurą —
Że nie jest godna ni króla, ni mnicha
Żądza słodyczy z ócz ludzkich... Już górą
Zdała się we mnie tajna bezmoc licha,
Gędźbę, strzedź ino lubiącym... za którą
Poszła ta wszystka krew... co dłonie brudzi:
Iżem sprzeciwu nie mógł znieść od ludzi.
XXXV.
„Nad lazurową fal Śródziemnych tonią
Jest las opactwa tego, cudny bardzo...“
Wtem... inne żary lice mi zapłonią
I serce jadem podejrzeń zatwardzą:
A, myśl nieznośna dumie!... będęż o nią
Pytał się mnichów, co mną w duszy gardzą?!
Tak, tak! I spowiedź nie jest tajemnicą!
Każde tu fałszem przyziemnym drwi lico!..
[45]XXXVI.
Nagły, jak piorun, skoczyłem do garła
Hydrze zdrad... Piekło śmieje się i zgrzyta!
Aż w nienawiści dusza się zawarła:
I chwili nawet siebie nie zapyta,
Czy ona żądza słodyczy, umarła,
Nie była wielkim grzechem? — ona, i ta
Potwarz, zarówno ślepa, na przeora,
W sądzie nad bracią niezbłagana, skora!
XXXVII.
Zdawało mi się, że bezdnię postrzega
Wzrok... (Dno czerniało: dalekie odemnie!)
W dobrym przeorze upatrzywszy szpiega,
Stokroć odczułem bezmiłosne ciemnie,
W których mi przyszło żyć. Serce wybiega
Wspomnieniem... ku tym wraca nadaremnie,
Co Mnie kochali — — bom sponiewierany
Tem, żem sam zdrajcy obnażył swe rany.
XXXVIII.
„Nie dla was Prawda — jaskinio szakali!
Wyście podstępem wyłudzić umieli
To, co tak bardzo boli... męką pali;
Wy pamiętacie, że brudzi.“ — Anieli
Umiłowali się męce — A dalej! —
Jeślim współczucia ich niewart... jeżeli
Syn mój i Brat mój urokiem spętani......
To mię tych pamięć serc, jak noże, rani.
[46]XXXIX.
Za co kochali mię? Bóg — czy przebaczy,
Że się miłować dałem... duch męczarni — ?
O, pójdę! Ludziom się stawię inaczej!
Inne im słowa dam... (ha, mnisi marni!
Zgrajo pokutna!). Ja, mocarz tułaczy
Pójdę, gdzie w świecie najbujniej, najgwarniej,
Gdzie najprzepyszniej pycha ludzka władnie
w twarz jej rzucę tem — czem gorę na dnie!
|