Podarunek (Sue, 1923)
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Podarunek |
Pochodzenie | Nowele |
Wydawca | Wilhelm Zukerkandel |
Data wyd. | 1923 |
Druk | Wilhelm Zukerkandel |
Miejsce wyd. | Złoczów |
Tłumacz | Leon Sternklar |
Tytuł orygin. | Le cadeau |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały zbiór |
Indeks stron |
— Jestem twoją — wyszeptała nareszcie i powóz nasz potoczył się po drodze do Dieppe. Znużona wrażeniami dnia oparła swą główkę o mnie tak, że mogłem liczyć uderzenia jej serca, a gęste zwoje ciemnych włosów, potrząsane porannym wiatrem, muskały lekko me czoło.
Wkrótce świetlany krąg na nieboskłonie począł zwiastować powrót jutrzenki, szczyty gór zabarwiły się purpurą, a złociste promienie majowego słońca rozprószyły mgłę, roztaczającą jeszcze ponad równiną swój welon przejrzysty. Obudziła się ze snu, usta jej wyszeptały moje imię, zdziwionem okiem powiodła po wnętrzu powozu, a skupiwszy swe myśli spłonęła rumieńcem i ukryła cudną twarz na mej piersi.
Byłem świadkiem obudzenia się ze snu przyrody, przy sobie trzymałem ubóstwioną kobietę i ogarnęło mnie jakieś nieokreślone uczucie zachwytu. Wrażenia miłości i wiosny mąciły się w mej głowie, duszę mą przepełniała niewysłowiona radość i nie miałem słów na wyrażenie tej błogości, tego szczęścia, które usposabia człowieka do słodkich uczuć i szlachetnych uczynków.
Powóz nasz zatrzymał się, by zmienić konie, trzeba było nieco zaczekać, bo wszystkie były zajęte.
W tem zbliżył się do nas biedny starzec ze swym psem, podnieśli głowę z wyrazem obawy i prośby, żebrak niósł w ręku kapelusz, a zwierzę blaszaną miseczkę w pysku. Uprzedziła mnie i delikatnymi palcami wydobyła z małej jedwabnej sakiewki monetę, którą rzuciła starcowi w kapelusz, a słodki uśmiech jej zdawał się mówić do nieszczęśliwego: wybacz mi tę jałmużnę, którą ci daję. Biedak musiał to zrozumieć, wdzięczne jego spojrzenie odpowiedziało: Bądź błogosławiona, młoda paro! oby wam szczęście długo sprzyjało, niechaj rozkosze wasze długie trwają lata!... Ona się domyśliła tych słów w jego wzroku, bo drobna jej dłoń uścisnęła moją rękę.
Biedak i stary pies jego usiedli na kamiennej ławie, obok żołnierza, który miał także psa, ale młodego, śmiałego, spoglądającego odważnie na przechodniów. Żołnierz strudzony położył broń koło siebie i dzielił się skromną wieczerzą z swym towarzyszem podróży.
W tem głuchy turkot, zrazu niewyraźny, zbliżał się coraz bardziej i ujrzeliśmy wspaniałą karetę, poprzedzoną kuryerem na dzielnym rumaku, który z głośnym krzykiem domagał się koni. Koni jednak nie było, nowi przybysze musieli więc czekać zarówno z nami. Rzuciłem szybkie spojrzenie do wnętrza tego świetnego powozu, siedział w nim młody jeszcze mężczyzna obok bardzo pięknej kobiety, ale kwaśne ich miny i gniewne twarze mówiły, że się sprzeczają ze sobą z zawziętością i goryczą.
Wkrótce mężczyzna odwrócił się gwałtownie od swej towarzyszki i wychylił głowę przez okno powozu. Wtedy to zbliżył się do niego stary żebrak ze swym psem, z nieufnością i trwogą, chcąc obudzić litość podróżnego. Ten jednak rzucił im brutalną obelgę, łza zakręciła się w oku starca i zwolna powrócił na swe miejsce.
Do karety zaprzężono świeże konie, słudzy rzucili na ziemię resztki swego śniadania, a oba psy, żebraka i żołnierza, poskoczyły ku nim.
W tem konie ruszyły z miejsca tratując jednego z psów, który się dostał pod koła powozu — był to pies żebraka. Jeszcze jeden krzyk wydał i zwrócił ostatni raz gasnące oczy na swego pana, który pogrążony w ponurej rozpaczy upadł obok niego na ziemię, nie mogąc znaleźć łzy w suchych źrenicach.
— Masz, mój poczciwcze — zawołałem i dwie monety potoczyły się u stóp jego, ale on na nie nie zwrócił uwagi i patrzał wciąż na martwe wierne zwierzę.
Stary żołnierz płakał i wydawał się bardzo dotknięty tem nieszczęściem, a potem zdobywając się na widoczne wysilenie, zbliżył się szybko do starca i dając mu w rękę powróz, do którego był pies jego uwiązany, rzekł:
— Oto weź go, biedny człowieku, ja wkrótce przybędę pod strzechę mego ojca, zostawiam ci więc mego wiernego Hektora.
I ocierając pokaleczoną dłonią oczy pochwycił torbę podróżną i prędkim oddalił się krokiem. A stary żebrak głaskał swego nowego towarzysza, lecz oczy jego wciąż były zwrócone na psa nieżywego. Helena zaś rzekła do mnie: Ten żołnierz od nas szczęśliwszy, on ofiarował temu biednemu swego wiernego towarzysza, a my nic mu innego dać nie mogli prócz pieniędzy.