Podróż naokoło świata w ośmdziesiąt dni/Rozdział II
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Podróż naokoło świata w ośmdziesiąt dni |
Podtytuł | Zajmująca powieść z życia podróżników |
Wydawca | Wydawnictwo „Argus“ |
Data wyd. | 1923 |
Druk | Druk. W. Cywińskiego, Nowy Świat 36 |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Le Tour du monde en quatre-vingts jours |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Po wyjściu pana Fogga, Passepartout rzekł do siebie:
— Doprawdy natrafiłem na człowieka solidnego, na figurę z wosku, której brak tylko mowy!
W kilka już minut nowy służący ocenił doskonale swego pana.
Domyślił się, że pan jego musi mieć lat ze czterdzieści, uznał że figurę ma śliczną, postawę szlachetną, że blond włosy jego i faworyty pielęgnowane są przez najlepszego fryzjera i że posiada spokój i godność w ruchach.
Spokojny, flegmatyczny, o oku czystem, nieruchomej powiece, był typem zimnokrwistego Anglika.
Jego przysłowiowa punktualność wzbudzała podziw we wszystkich.
Co się tyczy Passepartout, to nie był on zwykłym przeciętnym służącym z podniesionemi ramionami, nosem zadartym, okiem bez wyrazu... Nie, Passepartout był dzielnym chłopcem o miłej powierzchowności, wargach nieco wydatnych, łagodnym i posłusznym, posiadał głowę małą, okrągłą i kształtną.
Oczy miał niebieskie, twarz rumianą, dość pełną, silną budowę ciała i siłę herkulesową, rozwiniętą przez ćwiczenia w cyrku, którym oddawał się w młodzieńczych latach.
Mówić, że charakter jego zgodny był z usposobieniem pana Fogga, byłoby absurdem.
A jednak, pragnął on spokoju po burzliwych przejściach i po dziesięciu latach służby, w których zamęt, gości, zabawy, wypełniały dni całe, a często i noce.
Z wielką więc radością dowiedział się, że nielubiący ani zabaw, ani wyjazdów pan Fogg potrzebował służącego.
Wyobrażał sobie, jak to tutaj odpocznie, i do końca życia już pozostanie.
Pozostawszy sam, po wyjściu pana, Passepartout przebiegł cały dom od góry aż do piwnic. Podobał mu się ten dom czysty, o surowym purytańskim wyglądzie, doskonale dla służby urządzony.
Dom ten zrobił na nim wrażenie skorupy ślimaczej, ale skorupy oświetlonej i ogrzanej przez gaz, zaprowadzony we wszystkich pokojach.
Znalazł też bez wielkiego trudu na drugim piętrze przeznaczony dla siebie pokój.
Spodobał mu się bardzo. Dzwonki elektryczne i tuby akustyczne łączyły go z pokojami pierwszego piętra. Na kominku, elektryczny zegar, chodzący i bijący taksamo jak i zegar pana domu, przypominał o tem, co ma o jakiej porze robić służący.
— To mi się podoba, to mi się podoba! — mówił Passepartout, zacierając ręce z radości.
Zauważył też w swoim pokoju, notatnik, zawieszony przy zegarze. Byłto program zajęć codziennych.
Wypisana tam była godzina ósma rano, o której wstawał Filip Fogg, ósma i dwadzieścia trzy — minuty herbata, woda do brody, dziewiąta trzydzieści siedm — czesanie, ubranie — o dziesiątej bez dwudziestu minut. Potem, o w pół do dwunastej klub i t. d.
Co do garderoby, to wszystkie rzeczy były ponumerowane i znajdowały się w spisie ubiorów do wyjścia i domowych.
W mieszkaniu pana Fogga nie było ani książek, ani czasopism, wszystko to miał pan Fogg w klubie, do którego uczęszczał.
W sypialni stał duży mocny kufer, którego budowa zabezpieczała i od kradzieży i od pożaru.
Żadnej broni nie było w domu, co świadczyło o spokojnym trybie życia.
Po rozejrzeniu się po wszystkich kątach, Passepartout uśmiechnął się zadowolony, mówiąc:
— To mi się podoba! Oto dla mnie służba! Pogodzimy się napewno. Człowiek to punktualny i spokojny i prawdziwie, jak mechanizm! To dobrze, służyć będę mechanizmowi!