Podróż podziemna/Rozdział 45

<<< Dane tekstu >>>
Autor Juljusz Verne
Tytuł Podróż podziemna
Podtytuł Przygody nieustraszonych podróżników
Wydawca Wydawnictwo „Argus“
Data wyd. 1923
Druk Drukarnia aukc. T. Jankowskiego, ul. Wspólna 54
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Voyage au centre de la Terre
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ 45.

W Stromboli. Powrót do kraju. Sława podróżników.

Na zakończenie tego naszego opowiadania dodamy, że przyjęci zostaliśmy przez rybaków strombolskich z wielką gościnnością, jako nieszczęśni rozbitkowie. Nie powiedzieliśmy im o tem, żeśmy byli we wnętrzu ziemi, lecz podaliśmy się za wyrzuconych przez morze. W przeciwnym razie uznaliby nas za obłąkanych.
Po czterdziestu ośmiu godzinach oczekiwania, dnia 31 sierpnia, zaopatrzeni w żywność i przyzwoicie odziani, wsiadaliśmy na okręt, który nas wiózł do Messyny, a stamtąd po wypoczynku pojechaliśmy do Marsylji.
Dnia 9-go września przybyliśmy do Hamburga.
Jak wielka była radość Marty i Małgosi, trudno opisać.
— Teraz, kiedy jesteś już bohaterem, — powiedziała mi moja droga narzeczona, — nie masz potrzeby mnie opuszczać, Axelu.
Patrzałem na nią. Płakała, uśmiechając się zarazem.
Dzięki gadatliwej naszej Marcie, rozniosła się wkrótce wieść o tem, żeśmy byli we wnętrzu ziemi.
Nie chciano temu wierzyć, ale obecność Jana podczas naszej podróży i różne informacja zasiągnięte z Islandji, upewniły opinję publiczną, że było to prawdą.
Wówczas to stryj mój stał się wielkim człowiekiem.
Hamburg wydał na naszą cześć wspaniałą ucztę.
Odbyło się posiedzenie w Johanneum, gdzie profesor opowiadał o naszej podróży, poczem złożył do archiwum publicznego dokument Saknussema.
Ten ogrom zaszczytu i sławy wzbudził zazdrość wśród uczonych.
Wielu stanęło w opozycji przeciw stryjowi, ale ten wydał książkę, w której dowiódł prawdy słów swoich.
Jan, ku naszemu wielkiemu zmartwieniu, zatęsknił za Islandją i razu pewnego, powiedziawszy: do widzenia, — odjechał.
Sława prof. Lidenbrock zachwiana była tylko tem jednem nieporozumieniem: dlaczego kompas wskazywał północ, a doprowadził na południe.
Ale i to zmartwienie zostało usunięte. Razu pewnego zobaczyłem, że busola nasza wskazywała południe. Zrozumieliśmy, że kula ognista, przelatując w czasie burzy na morzu, zepsuła przyrząd.
Od tej pory stryj mój był zupełnie szczęśliwy, ja zaś nie mniej, gdyż Małgosia ujęła w swe ręce rządy domu, jako siostrzenica profesora i jako moja ukochana żona.

KONIEC.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Juliusz Verne.