Podróże Gulliwera/Część trzecia/Rozdział X
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Podróże Gulliwera |
Wydawca | J. Baumgaertner |
Data wyd. | 1842 |
Druk | B. G. Teugner |
Miejsce wyd. | Lipsk |
Tłumacz | Jan Nepomucen Bobrowicz |
Tytuł orygin. | Gulliver’s Travels |
Źródło | Skany na commons |
Inne | Cała część trzecia |
Indeks stron |
— Opis Struldbrugów, czyli nieśmiertelnych.
Luggnaggczykowie są wspaniałomyślnym i grzecznym narodem: chociaż posiadają i tę dumę, która wszystkie wschodnie narody charakteryzuje, są jednak dla cudzoziemców bardzo usłużnemi i delikatnemi, szczególnie dla tych, którzy dobrego u dworu przyjęcia doznali. Zaznajomiłem się z wielu krajowcami, między któremi było też kilku bardzo znakomitych; a ponieważ miałem zawsze ze sobą mojego tłomacza, mogłem więc z nimi rozmawiać, co mi wiele przyjemności sprawiało. Jednego dnia w towarzystwie, spytał mnie się pewien znakomity pan, czy już widziałem Struldbrugów czyli nieśmiertelnych. Odpowiedziałem że jeszcze ich nie widziałem, że jestem bardzo ciekawy wiedzieć znaczenie tego osobliwego nazwiska, i jak je można było dawać ludziom śmiertelnym. Powiedział mi na to: że czasem, acz bardzo rzadko, urodzone zostaje w niektórej familji dziecie mające czerwoną i okrągłą plamę na czole, znajdującą się zawsze nad lewą brwią, co jest niezawodnym znakiem że nigdy nie umrze. Podług opisu jego, znamię to jest wielkości srebrnego grosza, staje się z czasem większem i odmienia kolor; w dwunastym roku przybiera kolor zielony, w dwudziestym piątym roku niebieski, a w czterdziestym piątym staje się zupełnie czarnem i wielkości szylinga, poczem nie odmienia się więcej; przydał, że tak mało i tak rzadko rodzą się takie dzieci, że w całem Królestwie nie ma więcej nad tysiąc sto Struldbrugów obojej płci, między któremi jest jedna trzechletnia dziewczynka. Te porody nie są właściwe pewnym familiom, ale dziełem przypadku. Dzieci Struldbrugów są równie jak innych ludzi śmiertelnemi.
Muszę wyznać że z nieograniczonem uniesieniem słyszałem tę wiadomość, a że osoba która mi ją udzieliła, znała dokładnie język balnibarbski, oświadczyłem jej moje wielkie zadziwienie i rozkosz w słowach zanadto może przesadzonych. Szczęśliwy kraju, — zawołałem w zachwyceniu, — gdzie każde mające się urodzić dziecie, może mieć prawo do nieśmiertelności! Szczęśliwy narodzie, który masz tyle żyjących przykładów starożytnej cnoty, który posiadasz nauczycieli mogących cię uczyć mądrości przeszłych czasów! Szczęśliwi bez porównania zacni Struldbrugowie, którzy urodzeniem wyjęci z powszechnego nieszczęścia ludzkiego, posiadają duch wolny i spokojny, bo nie znają ciężaru i smutku z bojaźni śmierci pochodzących. Oświadczyłem zadziwienie moje, że żadnego z nich nie widziałem u dworu; czarna plama na czole jest przecież znakiem tak odznaczającym, że uwagę moją niezawodnie by na siebie ściągnęła. Czy być może, aby tak rozsądny monarcha jak Jego Królewska Mość, nie przyzwał do siebie tak mądrych i doświadczonych radzców. Może surowa cnota tych szanownych starców jest za ostra dla zepsutych obyczajów dworu, a widzimy często; że młodzi ludzie są zanadto krnąbrni i lekkomyślni, aby się dać kierować przez radę starszych. Ponieważ jego Królewska Mość był tak łaskawy dozwolić mi przystępu do swojej Najjaśniejszej osoby, muszę mu tę rzecz za pomocą mojego tłomacza przedstawić, i czy moją radę przyjąć raczy czy nie, w każdym razie postanawiam zostać na zawsze w tym kraju i przyjąć od Jego Królewskiej Mości ofiarowaną mi posadę, a to ażebym mógł przepędzić życie w towarzystwie tych tak wyższych od nas istot, jeżeli raczą osądzić mnie godnym tego zaszczytu.
Pan do którego to mówiłem i który jak już wspomniałem dobrze rozumiał po balnibarbsku, odpowiedział mi z uśmiechem oznaczającym zwyczajnie litość jaką mamy nad czyją niewiadomością: że cieszy się iż zamyślam zostać na zawsze w kraju i prosił mnie o pozwolenie udzielenia mojego postanowienia drugim osobom w towarzystwie. Uczynił to, i przez dosyć długi czas rozmawiali ze sobą językiem krajowym z czego ani słowa zrozumieć nie mogłem, ani potrafiłem poznać po ich minach wrażenia, jakie moja mowa na nich sprawiła. Po krótkiem milczeniu powiedział do mnie ten sam pan: że jego i moi przyjaciele (tak łaskawie raczył się wysłowić) są niezmiernie zadowoleni z rozsądnych uwag, które zrobiłem nad korzyściami i szczęściem nieśmiertelnego życia, i życzyliby dowiedzieć się, jaki plan życia ułożyłbym sobie, jakim bym się oddał zatrudnieniom, gdybym się był urodził Struldbrugiem. Odpowiedziałem, że łatwo być wymownym gdy idzie o tak przyjemny i bogaty przedmiot, szczególnie u mnie, którego fantazya zawsze lubiła zatapiać się w podobne marzenia: cobym czynił gdybym był królem, generałem lub lordem, a nawet w razie nieśmiertelności utworzyłem sobie pewny plan życia, czembym się zatrudniał, na czem czas przepędzał.
Gdybym był tak szczęśliwym i urodził się Struldbrugiem, poznawszy moje szczęście i różnicę między wiecznem życiem a śmiercią, starałbym się przedewszystkiem zbierać wszelkiemi sposobami wielkie bogactwa; przez oszczędność i roztropne zawiadowanie niemi, stałbym się po upłynieniu dwóchset lat najbogatszym w całem Królestwie. Powtóre, od pierwszej młodości mojej oddałbym się kunsztom i umiejętnościom, przezco musiałbym w mądrości wszystkich przewyższyć. Każdą nakoniec sprawę i każde wielkiej wagi zdarzenie w kraju zanotawałbym sobie, opisałbym charaktery następujących po siebie monarchów i ich ministrów, porównałbym je ze sobą i moje nad tem czynił uwagi; określiłbym wszystkie odmiany zwyczajów, mód, sposobów życia i zabaw. Przez te wszystkie nabytki stałbym się żyjącym skarbem wszelkiej naukowości, mądrości i wyrocznią całego narodu.
Po sześćdziesiątym roku nie żeniłbym się więcej, żyłbym wspaniale, ale zawsze oszczędnie. Kształciłbym umysł i serce młodzieży, udzielając im przykłady przez długie doświadczenie i uważanie zebrane, o użyteczności cnoty w publicznem i prywatnem życiu. Towarzystwo moje zwyczajne składałoby się zawsze z moich współbraci Struldbrugów, z których wybrałbym kilkunastu od najstarszych do najmłodszych. Gdyby niektórym niedostatek dokuczał, ofiarowałbym im mieszkanie u siebie i kilku miałbym zawsze przy stole. Ze śmiertelnych wybrałbym też sobie kilku zacnych, których śmierć nie sprawiałaby mi przez przyzwyczajenie wielkiego zmartwienia, i różne ich pokolenia uważałbym tak, jak człowiek cieszący się z rocznego odnowienia się tulipanów i gwoździków w swoim ogrodzie, nie żałując bynajmniej zwiędłych w przeszłym roku. Udzielalibyśmy sobie wzajemnie uwag i spostrzeżeń zrobionych w ciągu przeżytych wieków; jak zepsucie coraz bardziej się rozszerza, któremu usiłowalibyśmy zapobiegać przez bezustanne dawanie ludziom przestróg i ostrzeżeń, a te połączone z wpływem osobistych przykładów z nas samych, musiałyby niezawodnie przeszkadzać zwyrodnieniu się natury ludzkiej, nad czem się powszechnie od niepamiętnych czasów słusznie uskarżają.
Do tego wszystkiego dodać jeszcze przyjemność pochodzącą z widzenia różnych i licznych rewolucyi państw i krajów, odmian w wyższych i niższych klassach spółeczeństwa; jak wielkie i stare miasta zamieniają się w gruzy a nędzne wsie stają się stolicami monarchji; jak sławne rzeki zmniejszają się na miałkie strumyki; jak ocean jedne brzegi opuszcza a drugie zalewa; jak nieznajome dotychczas kraje odkryte zostają; jak barbarzyństwo najwykształceńsze narody przygnębia, a barbarzyńskie ludy stają się oświeconemi i ucywilizowanemi. Mógłbym się doczekać odkrycia długości geograficznej, perperpetuum mobile, medycyny uniwerselnej, i innych ważnych wynalazków któreby dosięgły największego stopnia doskonałości. Jak nadzwyczajne odkrycia możnaby zrobić w astronomji, będąc w stanie doczekać się przepowiedzianych przez nas zdarzeń i potwierdzenia tychże; moglibyśmy obroty komet i wszystkie odmiany w poruszeniach słońca, księżyca i gwiazd uważać.
Jeszcze długo mówiłem o innych różnych przedmiotach, które mi nastręczone zostały przez chęć wiecznego życia i szczęścia bez końca na ziemi. Gdy skończyłem i treść mojej mowy drugim z towarzystwa przełożoną została, wszczęła się między niemi długa rozmowa czasem śmiechem przerywana. Nareszcie powiedział do mnie ten pan, który moją mowę przetłomaczył: że towarzysze jego prosili go aby mnie wywiódł z niektórych błędów, w jakie przez powszechną słabość natury ludzkiej wpadłem i które przeto uniewinnić można. Rasa Struldbrugów jest tylko jego ojczyznie właściwą, nie ma jej ani w Królestwie Balnibarbskiem ani w Japonji, gdzie miał honor być posłem Jego Królewskiej Mości, i mieszkańce tych krajów wierzyć nawet nie chcieli żeby to być mogło. Z wielkiego zadziwienia które okazałem jak mi pierwszy raz o tem wspomniał, sądzi: że i ja pierwszy raz o tem słyszałem i uważam to jako rzecz, która ledwo jest do uwierzenia. W dwóch wspomnionych państwach, gdzie podczas swojego pobytu z bardzo wielu osobami miał sposobność rozmawiać, przekonał się: że długie życie jest powszechnem życzeniem wszystkich ludzi: że ten nawet który jedną nogą już stoi w grobie, drugą wszelkiemi siłami opiera się temu: że zgrzybiały starzec pragnie żyć choć o jeden dzień dłużej i uważa śmierć jako najgorsze złe które ile możności unikać każe natura. Lecz na wyspie Luggnaggu inaczej się rzecz ma: tu nie panuje wcale nienasycona chęć życia, bo przykład Struldbrugów najskuteczniej zapobiega temu. Plan życia który ja sobie ułożyłem jest nieroztropny i niedorzeczny, bo zasadza się na bezustannej trwałości sił, zdrowia i młodości, których nawet najnierozsądniejszy człowiek, i w swoich życzeniach najrozwioźlejszy spodziewać się nie powinien. Nie idzie o to, jak człowiek w kwiecie wieku, zdrowiem i bogactwami obdarzony, szczęśliwie żyć może; ale jak przepędzi życie wieczne połączone z wszelkiemi niedogodnościami wysokiej starości. Lubo niewielu ludzi życzyło sobie wiecznie żyć pod takiemi warunkami, przecię zrobił postrzeżenie w Królestwie Balnibarbskiem i Japonji; iż wszyscy, nawet najstarsi usiłują wszelkiemi sposobami odwlekać śmierć swoją, i nikt chętnie nie umiera, wyjąwszy tych, którzy są przez największe boleści i zgryzoty dręczeni. Odwoływał się do mojego w tym względzie zdania, czy tego samego sposobu myślenia nie znalazłem w krajach przezemnie zwiedzanych albo i w mojej ojczyznie.
Po tej przemowie, opisał mi dokładnie Struldbrugów. Ci ludzie, powiedział, nie odróżniają się w niczem aż do trzydziestego roku życia od innych śmiertelnych, w tym wieku zaś stają się melancholicznemi i smutnemi, co w dalszym wieku wzrasta aż do ośmdziesiątego roku. Dowiedział się tego z własnego ich wyznania, inaczej nie mógłby sądzić o tem, gdyż najwięcej dwóch lub trzech Struldbrugów rodzi się w stu latach, i liczba ich w ogólności jest bardzo szczupła. Gdy ośmdziesiątego roku dosięgli, — który to wiek za najdłuższy w kraju jest uważany, — natenczas pokazują się u nich nie tylko wszystkie głupstwa i słabości innych starców, ale daleko większa liczba, wynikająca z dręczącej ich myśli, że wiecznie żyć muszą; nie tylko są krnąbrni, dziwni, chciwi, mrukliwi, próżni i gadatliwi; ale niezdolni do żadnej przyjaźni i martwi dla wszystkich naturalnych skłonności których dalej jak na drugie pokolenie nie zachowują. Zazdrość i bezsilne chucie są panującemi u nich namiętnościami; najgłówniejsze przedmioty wzbudzające ich zazdrość są: rozwiozłość młodych śmiertelnych i śmierć starych. Na wspomnienie pierwszych, martwią się że nie są więcej w stanie używać tych rozkoszy, na widok zaś pogrzebu przeklinają swoje przeznaczenie, uskarżają się gorzko na naturę, która odmówiła im słodyczy śmierci, zakończenia nudnego życia i wiecznego spoczynku. Tracą wszystką pamięć, i to tylko mogą sobie przypomnieć, co się w ich młodości lub średnim wieku stało, a i to nawet bardzo niedokładnie. Co się zaś tycze prawdziwości lub szczegółów jakiego zdarzenia, lepiej zawsze jest spuszczać się na tradycyą jak na ich pamięć. Najnieszczęśliwszemi są ci Struldbrugowie, którzy stali się dziecinnemi: ci wzbudzają jednak większą litość i godniejsi są wsparcia i pomocy, bo nie mają złych przymiotów drugich swoich współbraci.
Jeżeli Struldbrug pojmuje żonę ze swego rodzaju natenczas związek małżeński przestaje skoro młodsza z nich strona doszła ośmdziesiątego roku życia. Prawo uważa za słuszność, żeby nieszczęśliwi na wieczne życie bez ich winy skazani, uwolnieni choć zostali od strasznego ciężaru i nieszczęścia wiecznie żyjącej żony.
Skoro dosięgli tego wieku, uważani są za umarłych dla towarzystwa. Ich dziedzice obejmują w posiadłość ich dobra, i tylko mała summa wyznaczoną zostaje na ich utrzymanie; ubodzy zaś, żywieni są kosztem kraju. Po tym czasie, nie wolno im sprawować żadnego urzędu ani z pensyą ani bez pensyi; nie wolno im żadnych posiadłości kupować ani dzierżawić; nie mogą występować za świadków w cywilnych lub kryminalnych procesach, ani nawet w sprzeczkach tyczących się granic posiadłości. W dziewięćdziesiątym roku wypadają im zęby i włosy, tracą zmysł powonienia, jedzą i piją co dostać mogą bez przyjemności i apetytu. Choroby na które pierwej cierpieli, trwają ciągle, nie zmniejszając się ani powiększając z dalszym wiekiem. W rozmowie zapominają nazwiska najpospolitszych rzeczy i najbliższych swoich krewnych i przyjacioł. Z tej przyczyny nie mogą zabawić się czytaniem, bo pamięć ich jest tak słabą, iż nim koniec peryodu przeczytają, już zapominają początek jego, przezco i tej przyjemności mieć nie mogą. Ponieważ język krajowy ciągłym podlega odmianom, więc Struldbrugowie jednego wieku, nie rozumieją więcej języka którym mówią powszechnie w następującym; po dwustu latach nie są w stanie rozmawiać ze swoimi sąsiadami śmiertelnemi, wyjąwszy kilka może słów przestarzałych; żyją przeto jak obcy w swoim kraju rodzinnym. Taki był opis który mi o Struldbrugach dano. Potem pokazano mi pięciu lub sześciu z różnych wieków, z których najmłodsi nie mieli mniej jak 200 lat, i lubo im powiedziano że jestem wielkim podróżnym który cały świat widział, nie okazali
najmniejszej ciekawości zadania mi jakiego pytania. Prosili mnie abym im dał slumskudask, czyli podarunek na pamiątkę. Jest to skromny sposób żebrania, dla podejścia prawa krajowego zabraniającego im surowo żebractwa, gdyż są kosztem kraju żywieni, lubo prawda, że bardzo skromnie. Są oni wzgardzeni i nienawidzeni od wszelkich klas ludu: urodzenie się Struldbruga uważane jest jako nieszczęśliwa wróżba. Można się dowiedzieć ich wieku przez rejestra w których urodzenie każdego jest zanotowane; lecz te nie sięgają dalej jak tysiąc lat, bo jak mówią, przez niepokoje wkraju zniweczone zostały. Najlepszy sposób i najpospolitszy dochodzenia ich wieku jest, że się ich pytają jakich monarchów lub znaczne osoby przypomnieć sobie mogą, i jeżeli je wymieniają, natenczas z historyi dochodzi się kiedy żyli lub panowali; ten sposób jest niezawodny, bo Król którego sobie przypominają, panował nim oni doszli ośmdziesiątego roku życia swego.
Straszny był widok, który mi przedstawili ci Struldbrugowie, lecz kobiety jeszcze okropniej wyglądały. Oprócz zwyczajnych oszpeceń starości, twarz ich miała bladość śmiertelną, której opisać nie jestem w stanie: z pomiędzy 6ciu lub 7miu poznałem natychmiast najstarsze, lubo różnica w ich wieku wynosiła najwięcej lat dwieście. —
Czytelnik łatwo mi uwierzy, że przez ten opis straciłem wcale chęć stania się nieśmiertelnym; wstydziłem się przyjemnych i niedorzecznych marzeń które sobie utworzyłem w razie wiecznego życia na ziemi i osądziłem: że największy tyran nie może tak okropnej śmierci wymyślić; którejbym nie przeniósł, nad takie wieczne życie.
Król dowiedział się o tem co między mną i mojemi przyjaciółmi zaszło i żartował ze mnie z tego powodu. Życzył sobie abym mógł wziąść ze sobą do mojej ojczyzny kilku Struldbrugów, dla wyleczenia moich współziomków z bojaźni śmierci i pragnienia wiecznego życia; lecz prawa krajowe zabraniają tego surowo, inaczej byłbym gotów przyjąć na siebie pracę i koszta transportu. Prawa krajowe względem Struldbrugów zdają mi się być równie roztropne jak koniecznie potrzebne, i każden inny kraj byłby przymuszony w podobnych okolicznościach tak postępować. Ponieważ bowiem łakomstwo jest zwyczajnym towarzyszem starości; więc ci nieśmiertelni staliby się z czasem właścicielami majątku całego narodu, może i władzy krajowej; a że tej dla braku zdolności niemogliby należycie sprawować, przeto stan taki, niezawodnie upadek kraju pociągnął by za sobą.