Poeta i świat (Kraszewski, 1929)/Część II/XVI
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Poeta i świat |
Część | Część II |
Rozdział | XVI |
Pochodzenie | Poeta i świat |
Wydawca | Księgarnia Wilhelma Zukerkandla |
Data wyd. | 1929 |
Miejsce wyd. | Złoczów |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cała część II Cały tekst |
Indeks stron |
I z dobrą myślą czekają,
Lipa stojąc w pośród dworu
Wygląda cię coraz z boru —
Każ bystre konie zakładać,
I sam się gotuj wsiadać.
Teraz najweselsze czasy.
Te wypadki czarną plamę zostawiły na sercu Gustawa, wprzód on był człowiekiem niż poetą został. Boleśnie mu było dźwigać tyle poświęceń na swojej głowie, dla niepewnego szczęścia.
Został wolny, ale jego wolność okupiona krwią i gorzkiemi łzami, nie była drogą do szczęścia. Też same wspomnienia, któremi żył wprzódy, teraz go truć miały... nasienie pamiątek łzy rodzi.
Długo zamknięty siedział w domu, nie wychodził na świat, nie widywał ludzi i co wieczór opatrywał pistolety, kładąc je przy łóżku i uśmiechając się do nich. — Myśl samobójstwa krążyła koło niego, ściskała go za ręce, wrzała w głowie, stawała co krok przed nim. — W ogrodzie kazał kopać mogiłę, a na kamieniu taki sobie przygotował nagrobek:
Czyja mogiła? czyj krzyż nad drogą
W niepoświęconej ziemi?
O! nie bluźń usty, nie depcz mnie nogą,
Jam tutaj, ja spię na wieki,
Tu nad drogi rozstajnemi!
Żółty mi piasek zasunął powieki,
Nad głową sucha krzewina się wzniosła;
W nogach rośnie blade kwiecie,
Na piersiach trawa wyrosła,
A serce kamień mi gniecie.
W około cicho na grobie,
Pusto nad twoją mogiłą,
I nikt nie przyszedł płakać po tobie,
Jakby tu ciebie nie było!
Za życia ludzie z serca swego wyrzucili,
Po śmierci z swoich cmentarzy.
A ja dla nich i w strasznej pożegnania chwili,
Nie miałem w sercu żółci, ni gniewu na twarzy.
Za życia, kiedym oczy ku niebu podnosił,
Kiedym mówił, że cierpię, kiedym ciężko wzdychał
Tłum mnie za szalonego śmiejąc się ogłosił,
A kiedym płakał, — szydził i szydząc odpychał!
Teraz kiedy mi życie, o którem nie prosił,
Długo leżąc na sercu, to serce rozbiło,
Uwierzyli, żem cierpiał! — lecz chcieli bym znosił
I znowu odepchnęli, aby pod mogiłą,
To biedne ciało razem z ich ścierwem nie zgniło!
Tak potępiony w życiu i po zgonie,
Żem cierpiał wiele i uległ cierpieniom;
Żałuję dzisiaj, że nie miałem w łonie
Serca równego ich piersi kamieniom!
Żegnam was wszyscy, żegnam cię, — bądź zdrowa!
Ach, któż mi zamknie skrwawione powieki?
Na czyje ręce upadnie ta głowa?
Żegnam was, żegnam, — może nie na wieki!
Może tam mnie czekają długie szczęścia chwile,
Bo tam dawno nadzieje i serce uciekło.
Może pokój przynajmniej odzyskam w mogile,
A piekła się nie boję, — bo tu miałem piekło!
Poeto! na cóż ci było,
Rodzić się na ten świat?
Żeby wzdychać za mogiłą
Wiele nieprzeżytych lat.
Kiedy z oczyma w niebie,
O Bogu nucisz i duszy; —
Chcą, żebyś myślał o chlebie,
Pieśń twoja ich nie poruszy;
Oni żądają od ciebie,
Nie pieśni, nie myśli nieba,
Tylko złota, tylko chleba!
O! na cóż rodzić się było,
Synu bólów, cierpień dziecię,
Twój świat jest za mogiłą,
Twój świat nie na tym świecie.
Jeśli porzucisz lemiesz i pług twojej roli,
Jeśli słowem nakarmić zechcesz dusze ludu,
Świat ci uczyć i śpiewać, dumać nie pozwoli;
Bo nie zna słów potęgi, ani myśli cudu.
Dla ich duszy i ciała jednej strawy trzeba,
Tylko złota, tylko chleba!
Podaj im jedną ręką tajemnice światów,
Podaj im myśli wielkie o Bogu i niebie;
A w drugiej trzymaj tylko nędzną garść dukatów,
Za złoto cię uwielbią, — za myśl przeklną ciebie,
Bo w tym ludzkich twarzy tłumie?
Któż bratnią duszą poetę zrozumie?
O! na cóż rodzić się było,
Na cóż się rodzić poecie?...
Jego świat jest za mogiłą,
Jego świat na innym świecie!
Jednego ranka nieznajomy posłaniec przyniósł karteczkę, na której były tylko te słowa:
— Jesteśmy wolni.
Nie wiem, co się działo w jego duszy po przeczytaniu; może się cieszył, że na szerokiem świecie była jeszcze choć jedna istota, którą los jego obchodził, której mógł dając siebie, dać szczęście; — nie wiem, co myślał, nie wiem, jak się to stało, ale wkrótce Łucja została jego żoną.