[86]BABA WIELKONOCNA.
I.
Trafia się często, że małéj przygody
Bywają płodem rozruchy ogromne;
Nie raz garść ziemi zwichrzyła narody,
I fraszka niosła klęski wiekopomne.
Bez przerwy ludzie burzą się, kłopocą;
A rozum zawsze mówi: Nie ma o co.
II.
Cóż za dziw będzie, że rozruch nie słaby,
I trosk tysiące i okrótne żale
Wzniecił przypadek wielkonocnéj baby?
Niech inni, szumnéj poświęceni chwale,
[87]
Głoszą Olimpy, zwycięstwa i gruzy;
Ja Babę śpiéwam; pomagajcie Muzy!
III.
Gdzie dawne świętych siedlisko Biskupów,
Kupieczów wznosi gmachy niebotyczne,
W pośrodku sadów, sztachetów i słupów
Mieszkają panny cnotliwe i śliczne;
Imion nie wspomnę, bo piękności imie
Zaraz przy babie grzech umieszczać w rymie.
IV.
Te, skoro huczne minęły zapusty,
Wzorem pobożnéj zachęcone matki,
Mięsa czystemi ani tknęły usty;
A, skoro postu nadeszły ostatki,
Snem i wygodą gardząc piękne panie,
Prac gospodarskich podjęły staranie.
[88]V.
Tyran kucharzów, niszczyciel spiżarni,
Już wielki piątek ponuro nadchodzi;
Rzeźnicy krwawią żelazo bezkarni,
Tysiąc jaj pęka, mąka w drożdżach brodzi;
Tworzą się placki, mazurki i pianki,
Bieleją z masła lepione baranki.
VI.
Lecz jakież jęki przeniknęły duszę?
Co niesłychane wznieca w domu wrzawy?
Z drżeniem ja świętą zasłonę poruszę
Kryjącą żale, troski i obawy,
Jakie na ziemi wznieciła potężna
Baba, wzór sztuki i wszystkich bab xiężna.
VII.
Jak posąg człeka, Prometea dłonią
Wytwornie z martwéj ulepiony gliny,
[89]
Czekał aż ogień życia nań uronią,
By się stał panem podniebnéj krainy;
Tak z mąki śniéżnéj baba pod nimf strażą,
Czeka aż póki w piec ją wsadzić każą.
VIII.
I dany wyrok; wnet piec się otwiéra,
Ognista paszcza pochłonęła babę;
I znowu cichość skrzydła rozpościéra;
Mrugania tylko i szeptania słabe
Tłumaczą troski, nadzieje, wątpienia....
Baba się zwolna wznosi, zarumienia.
IX.
Wznosi się, wznosi.... O rospaczy! trwogo!
Baba już śmiałém czołem sklepień sięga;
Już baby z pieca wydobyć nie mogą;
Wzmaga się wrzawa, zmieszanie, mitręga;
[90]
Ale to babie ratunku nie niesie.
Przycierpiéć musi, kto zbyt w górę pnie się.
X.
Zdanie na zdanie; każdy chwali swoje;
Ten życzy babie dać spoczynek wieczny,
Ow chce ćwiertować, ów kroić na dwoje,
Inny, jak z Troi Achilles waleczny,
Szturmem nie sztuką wziąść Helenę radził,
Na szturmowanie pieca się usadził.
XI.
Ale że ciężkiém uderzaniem młoty
Mogłyby babę pulchności pozbawić:
Upadł ten zamysł. Nieszczęście! kłopoty!!
Jak tu traf taki przed matką wyjawić?
Co o gosposiach powiedzą sąsiedzi?
A baba w piecu jak siedzi tak siedzi.
[91]XII.
O! ileż razy, na téj łez dolinie,
Sławne i wielkie traf zamiary zmiata!
Wiéża Emroda już w obłokach ginie,
Już okrzyczana jednym z cudów świata,
Aż w tém ją w gruzach grzebią gromy Boże.
Kto wié co z naszą babą stać się może.
XIII.
Wygląda biédna jak więzień z ciemnicy,
Zda się o litość błagać u przytomnych;
W tém myśl błysnęła nadobnéj dziewicy,
Myśl, która przejdzie do wieków potomnych,
Zesłana, nie wiém, trafem czy wyrokiem,
By babę dobyć położywszy bokiem.
XIV.
Szczęśliwy badacz upłynionych wieków,
Gdy wydobędzie z niepamięci grobu
[92]
Ważny zabytek Rzymian albo Greków;
Szczęśliwy żebrak bez życia sposobu,
Kiedy dlań z dłoni oszczędnéj bogacza
Dawno widziany dukat się wytacza;
XV.
Ale cóż równać temu szczęściu może,
Gdy drżące z trwogi, nadzieją radośne,
Ciągnęły babę z pieca nimfy hoże?
Już się oklaski posypały głośne;
Usiada, z serca wyganiając bole,
Uśmiéch na ustach, a baba na stole.
XVI.
O gdyby czucie, gdyby dar mówienia,
Albo wzrok miała, co nie mówiąc wzruszy;
Jakby jéj tkliwe były dziękczynienia!
Jak wyrwanego z tureckich katuszy;
[93]
Lecz na cierpieniach nie zawsze się traci:
Baba wyborna z smaku i postaci.
XVII.
Szukał Trembecki nowych gwiazd w obłoku
By dał im stopy Izabelli miano,
Oby mógł jaki traf mojemu oku
Odkryć choć jedną gwiazdeczkę nieznaną!
Dałbym jéj imie baby z Kupieczowa;
Lecz gdy nie może Muzo bądź mi zdrowa.