[99]UŚMIÉCH.
Najpiérwszy w świecie uśmiéch zabłysnął w Edenie,
Gdy z Chaosu myślące Bóg wywiódł stworzenie;
I najmilszy w dziewiczym zaigrał rumieńcu,
Gdy z nicości, przy pięknym ockniona młodzieńcu,
Nie śmiało wznosząc wdzięczne i zdumione czoło,
Życie, miłość i szczęście poczuła w około.
[100]
Piérwiéj niż dar, co myśli dźwiękiem słów obleka,
Uśmiéch od innych tworów już odznaczył człeka.
W straszny dzień, gdy żegnając Eden zasmucony,
Klątwę i żal występni w dzikie nieśli strony,
Idąca wprzód, i miłe kréśląca rachuby,
Nadzieja im wykradła z raju uśmiéch luby.
Ale, choć ta sprzyjała, ten leciał bez chęci;
Gdzie ulga w niepewności, a szczęście w pamięci,
Tam wesołość promieniem swym ust nie obdarzy.
Nie lubi uśmiéch igrać na wygnańca twarzy.
Ginął człowiek w ciemnocie śród udręczeń tłumu;
Lecz niédola rozjaśnia pochodnią rozumu.
[101]
Gdy jéj światło odkryło, a zdobyła praca
To, co żywi, ochrania, cieszy, ubogaca;
Gdy towarzyskie grona zwołał duch przyjaźni;
Znowu uśmiéch, to w plonach pięknéj wyobraźni,
To na skrzydłach miłości przylatał, to cnoty;
I z oblicza śmiertelnych spędzał mgłę tęsknoty.
Luby ten szczęśliwości Edenu zabytek,
Nie gdzie przymus naturze, lub urąga zbytek,
Ale tam rad się zjawia, zkąd wygnana pycha,
Gdzie pod tarczą pokoju swoboda oddycha.
Kogo w swojéj obfitość pieściła kolebce,
Namiętności skaziły, dopsuli pochlebce,
Ozionie go niesmakiem nieczułości zima,
Kłamie on uśmiéch twarzą, lecz go w sercu niéma.
To zewnętrzne odbicie, wnętrznego wesela,
[102]
Skromnéj cnocie najmilszych powabów udziela.
I w tedy uśmiéch z niebios pożycza uroku,
Gdy mu córka tkliwości, łza, przyświeci w oku.
O jakże on, gdy słodko dusza się poruszy,
Wyraźnym, chociaż cichym jest tłumaczem duszy!
Uważaj to niemówlę na piastunki łonie:
Cóś jak w zamęcie przed niém ćmi się, barwi, płonie,
Na niewinném aniołka obliczu i z oczek
Widać myśl niedójrzałą i smutku obłoczek;
Nagle uśmiéch uwdzięczył usta niemówlęce.
Z kądże ten uśmiéch? Matka podała mu ręce.
Chęć pomocy i pociąg przyrodzenia miły,
Czyż wymówniéj nad słowa tu nie przemówiły?
Czysta roskosz i złote nadziei zadatki,
[103]
Czyż nie żyją w uśmiéchu zachwyconéj matki?
Patrz! westchnienia wdzięczności nic utrzyma w łonie
Starzec, mdłe ku niebiosóm podnoszący dłonie;
Z domku, co choć ubogi, sto mu lat był miły,
Do nie wiele szczupléjszéj ma już przejść mogiły.
Nie czuł wstrętu do świata, pożyteczny w świecie;
Lubił życie, zgon widzi, nie narzeka przecie.
Łza drży w gasnących oczach; lecz łza pożegnania.
Z uśmiéchem do wiecznego snu on głowę skłania.
W uśmiéchu tym, co ziemskie myśli dać nie mogą,
Czytam życie bez plamy i następność błogą.
[104]
Patrz! temu świat pustynią, młody wiek ciężarem;
Pragnie serce napoić miłości nektarem;
I zjawia mu się piękność; w uroku promieniach
Ujrzał jéj boski uśmiéch, zginął w uniesieniach.
Dzieli ich morze przeszkód, co oddycha burzą;
Lecz kiedyż łódź miłości przeszkody zanurzą?
Wstąpił do niéj; nadzieja rozwinęła żagle,
Wpędziła w środek burzy i zniknęła nagle.
Bez nadziei, bez gwiazdy opiekuńczéj, w mroku,
Błąka się bity falą śród nieszczęść natłoku.
Cóż go zbawi, uleczy, smutne zetrze wzmianki?
Co go porwie do nieba? — Znów uśmiéch kochanki.
Uśmiéchu! kwiecie duszy! promyku téj doli,
Która cnocie po ziemskiéj zaświeci niewoli!
[105]
Komu zawsze pogodna twarz tobą się wdzięczy,
Życie mu gra w kolorach jutrzeńki i tęczy.
I mnie, kiedy nieszczęścia dłoń dosięgła sroga,
Tyś na ustach Eliny był posłańcem Boga.
Dzięki ci! zlatuj do nas. Pan, co rządzi w niebie,
Darował światu słońce, człowiekowi ciebie.