Ponad wszystkiem!/III
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Ponad wszystkiem! |
Pochodzenie | Liote (nowele) |
Wydawca | Gebethner i Wolff |
Data wyd. | 1905 |
Druk | W. L. Anczyc i Spółka |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Całe opowiadanie Cały zbiór |
Indeks stron |
Powiedzcie — którzy Jej nienawidzicie — czy strasznym jest dla was ból, jeśli nie was i nie powinowatych waszych dotyka, lecz obcych i dalekich, lub czy śmierć zwalibyście okropną, gdyby nigdy na waszą nie zaszła łąkę, tylko za miedzą kosiła?
Skwapliwie zaprzeczy obłuda wasza. Niech przeczy tem pewniej, iż dalekie jeszcze prawdy zmartwychwstanie.
Dalekie. Nastąpi wszelako.
I oto, co ujrzymy.
Ujrzymy, iż serca wasze były jako najurodzajniejsza gleba, każdej przyjazna roślinie, ale jednej tylko rozrastać się daliście — ukochaniu życia dla siebie i powinowatych waszych niewielu.
Który był z innej parafii — jużeście bólu jego nie czuli, ani nie budziły w was grozy męki jego konania. Zaprawdę wyście nie czuli bólu żadnej istoty, bo nawet z powinowatych waszych, który oddalił się o sto mil, lub o tysiąc mil, na pięć lat lub dziesięć lat, już mógł ginąć, bo zastąpili go bliżsi, którzy z oczu wam nie schodzili. Kto zaś niepowinowatym był, mógł nawet za murem ogrodu waszego ginąć, lub u progu biesiadnej sali.
Cóżeście rozumieli, gdy was pytano: człowieku, azaliż ty nie czujesz bólu półdzikiej lecz tobie podobnej istoty, kryjącej się w borach dalekich lądów i wysp, nagiej, ciemnej, zbłąkanej, upadającej w walce z okrucieństwem przyrody? Azaliż ty nie czujesz jej bólu tylko dlatego, że ona jest daleko, że jej nie widzisz?
Człowieku — a ból tych stokroć jeszcze od dzikiego borów mieszkańca nieszczęśliwszych potępieńców, umęczonych w otchłaniach nędzy, łaknących, splugawionych przez występek — czyliż nie jest twoim bólem?
Człowieku, czyliż jedno choć nie zadrga w twojem sercu włókno, gdy zwierzę ucieka przed tobą w szale trwogi i rozpacznym rykiem odpycha śmierć, którą zadać mu chcesz, by mięsną dla siebie posiąść strawę?
To ujrzymy, iż odczucia innego życia prócz własnego nie było w was, nie było wcale. Śród wód drgających upragnieniem życia innych istot, wyście byli jako kamień, o który fale tłuką daremnie.
Taką martwą okryte skorupą serca wasze stuliły się i nic już nie czuły tylko szalony lęk, by jaki nie dosięgnął ich kolec.
Przeto znienawidziliście Ją.
Szła na waszą łąkę, więc złorzeczyliście jej, wołając: Gdybyż uwolnić ziemię od tego straszydła!
Zaprawdę, nie ona to jest straszydłem, zmorą snów, nie ona — lecz wasze samolubstwo.
Są zaś, którzy żadnej odrazy ku niej nie mają i pytani: Jak wygląda? — mówią: Piękna.
Bo nie kto inny, tylko ona z serc ludzkich zrywa skorupy martwe, skrzep krwi ostygłej, ona obudza w nas poczucie wspólności ze wszystkiem, co żyje.
— Oto wszystko, co żyje — cierpi, i przez cierpienie idzie ku śmierci.
Ktoby Jej wyparł się i odepchnął, byłby ogniwem z łańcucha jestestw wyrwanym a w niebolesności i wiekuistości trwania swego straszliwie samotnym. I może — bardziej nieszczęśliwym od nas, którzy bólowi i śmierci podlegli jesteśmy.