Poprostu człowiek/Prolog do trzech nowel wzorowych (Miguel de Unamuno)

<<< Dane tekstu >>>
Autor Miguel de Unamuno
Tytuł Poprostu człowiek
Podtytuł Nowele
Wydawca Towarzystwo Wydawnicze „Rój”
Data wyd. 1928
Druk Zakłady drukarskie B-ci Wójcikiewicz
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Edward Boyé
Tytuł orygin. Tres noveles ejemplares y un prologo
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron



PROLOG
DO TRZECH NOWEL WZOROWYCH

I

Trzy nowele wzorowe i jeden prolog! Równie dobrze mógłbym nadać tej książce tytuł: „Cztery nowele wzorowe”. Cztery? Dlaczego? Ponieważ prolog niniejszy jest także nowelą. „Nowelą” — zapamiętajmy to dobrze, a nie „nivolą”.
Terminem „nivola” ochrzciłem moją powieść „Mgłę”. Był to wynalazek na użytek moich krytyków... powiedzmy... krytyków!
Umieli z niego skorzystać, ponieważ odpowiadał doskonale ich umysłowemu lenistwu. Umysłowe lenistwo krytyków polega na tym, że każdy z tych panów nawiązuje do tradycji, nie odbiegając w swych sądach ani na krok od sądów swego poprzednika.
Oto cecha charakterystyczna ludzi, poświęcających się tak zwanej „krytyce”.
W „prologu” będziemy powracali niejednokrotnie do noweli, „nivoli” i „nivolizacji”. Jeśli mówię „my”, używając pompatycznej formy pierwszej osoby liczby mnogiej, to dlatego, że jest nas dwóch: ty czytelniku i ja!
A teraz zobaczmy, co ma oznaczać przymiotnik „wzorowy”, czy też „przykładny”. Miguel de Cervantes nazwał „wzorowymi” swoje opowieści, które pojawiły się po Don Kichocie. W „Prologu” tłomaczy ten tytuł w sposób następujący: „nie ma wśród nich ani jednej, którejby nie można było postawić za wzór”.
Później dodaje: „Moim zamiarem było spopularyzować w Hiszpanii grę w bilard. W grze tej może przyjmować udział każdy, nie obawiając się „pecha”, ani nie narażając na szwank swego ciała. Za szlachetnymi i pożytecznymi rozrywkami należy się uganiać, zamiast unikać ich”.
„Nie zawsze przecież spędza się czas w świątyniach, nie zawsze głosi się z kazalnic natchnione słowa, nie zawsze także zajmuje się interesami. Są w życiu godziny wytchnienia, kiedy, chcąc nie chcąc trzeba dać wypocząć nieszczęśliwemu umysłowi.
Oto dlaczego zakłada się cieniste aleje i ogrody, muruje fontanny...
Tutaj zmuszony jestem wyznać, że raczejbym sobie uciął rękę, niż dopuścił do publikacji tej książki, gdybym był choć przez chwilę przekonany, że lektura moich nowel może podsunąć czytelnikowi złą myśl, lub zdrożne pragnienie.
Nie jestem już na tyle młody, abym mógł sobie drwić z „tamtego świata”. Mam lat pięćdziesiąt pięć, przy czym dziewięć uważam za darowane z łaski losu, który mnie obdarzył także pięknym kikutem”.
Z powyższego widzimy więc, że Cervantes primo: nie doszukiwał się w swych nowelach jakichś wzorów moralnych. (Chodziło mu o to, co my dziś nazywamy estetyką). Secundo: że pomysł nazwania nowel „wzorowymi” przyszedł mu do głowy, już po ich napisaniu. Ten sam fakt odnosi się do mojej osoby.
Prolog ten późniejszy jest chronologicznie od nowel, które poprzedza, tak jak gramatyka późniejszą jest od języka, którym rządzi. — Wykład moralny rodzi się zawsze ex-post z analizy aktów występku czy cnoty.

— — —

Prolog jest pewnym rodzajem noweli: nowelą moich nowel, a jednocześnie wyjaśnieniem mojej „nowelizacji’, czy też „nivolizacji”.
Nazwałem te nowele „przykładnymi” czy „wzorowymi”, ponieważ daję je jako wzór: życia i rzeczywistości.
Rzeczywistości!!
Ich protagoniści, to znaczy ludzie, którzy walczą (jeżeli nic nie macie przeciwko temu, będę tak zawsze nazywał moich bohaterów), są realni, bardzo realni, rzeczywistością bardzo wewnętrzną, rzeczywistością, którą nadają sobie sami, w akcie czystej woli, pragnąc być, lub pragnąc nie być, niezależnie od swych łaskawych czytelników...

II.

Nie ma pojęcia względniejszego, niż pojęcie realizmu w literaturze. Jakaż jest bowiem istota tego realizmu?
W poematach — a najlepsze powieści, czy nowele, są poematami — jak i w całej zresztą twórczości artystycznej, rzeczywistość jest rzeczywistością wewnętrzną, najzupełniej różną od tego, co krytycy rozumieją pod nazwą „realizmu”.
Poeta nie wyłania na świat swych postaci, według metod tego realizmu. Typy realistów są tylko manekinami, poruszanymi za sznurek, które z fonografem w brzuchu, powtarzają zdania maestra Pedro[1] usłyszane przez niego na ulicach, rynkach i w kawiarniach.
Jakaż jest rzeczywistość wewnętrzna, rzeczywistość istotna, rzeczywistość nieśmiertelna, rzeczywistość poetycka i twórcza człowieka? Nie chodzi o to, czy to będzie człowiek z krwi i ciała, czy też postać tylko fikcyjna.
Don Kichot jest przecież równie rzeczywisty, jak Cervantes, Makbet i Hamlet, jak Szekspir, a mój August Perez miał prawdopodobnie swoje racje, gdy na stronie 280 i 231 mego romansu „Mgła” tłomaczył mi, że jestem tylko pretekstem, potrzebnym na to, aby jego historia, historia innych typów, jakoteż i moja własna historia mogły się pojawić na świecie.
Tutaj muszę się odwołać do zręcznej teorii d’Olivier’a Wandell Holmes’a w jego „The Autocrate of the Breakfast Fable III” o „Trzech Janach” i „Trzech Tomaszach”. Według tej teorii, gdy Jan i Tomasz rozmawiają z sobą, mamy jednocześnie sześć osób, które przyjmują udział w rozmowie.
TRZECH JANÓW.

Jan rzeczywisty, znany jedynie swemu twórcy.
Jan idealny Jana, nigdy Jan realny, częstokroć od tego realnego bardzo różny.
Jan idealny Tomasza, nigdy Jan realny, ani Jan Jana, częstokroć od tych obydwóch zupełnie odmienny.

TRZECH TOMASZÓW.

Tomasz realny.
Tomasz idealny Tomasza.
Tomasz idealny Jana.

To znaczy, ten, który istnieje, ten, który wierzy, że jest i ten, który wyobraża sobie kogoś innego.
Pójdę inną drogą, niż uczony amerykański Wandell Holmes i powiem, że prócz tego kim jesteśmy dla Boga — jeśli wogóle dla Boga kimś jesteśmy — prócz tego, kim jesteśmy dla innych, lub też prócz tego, co sobie o nas samych wyobrażamy, istnieje jeszcze jedno ważne zagadnienie: „Kimbyśmy się stać chcieli”.
Otóż właśnie to nasze pragnienie jest w głębi nas naszą prawdziwą rzeczywistością, naszą siłą twórczą. Będziemy zbawieni, lub potępieni, bez względu na to, kim byliśmy, lecz ze względu na to, kimbyśmy się stać chcieli. Bóg nas wynagrodzi, lub za karę zmusi nas do wieczystego trwania w tym kształcie, jaki sobie dla nas samych obraliśmy.
Muszę dodać, że zarówno wśród ludzi z krwi i ciała, jak i wśród ludzi fikcji powieściowej istnieją typy, które pragną istnieć oraz typy, które istnieć nie pragną. Ci ostatni — to bohaterzy, istniejący, wbrew ich własnej woli.
Zanim przejdę dalej, muszę wyjaśnić, że pragnąć nie być, to nie znaczy to samo, co pragnąć być. Zachodzą tutaj cztery możliwości: dwie pozytywne: a) pragnąć być, b) pragnąć nie być, i dwie negatywne: c) nie pragnąć być, d) nie pragnąć nie być.
Podobnie jak na przykład można wierzyć: że Bóg istnieje, wierzyć, że Bóg nie istnieje, nie wierzyć, że Bóg istnieje i nie wierzyć, że Bóg nie istnieje.
A wierzyć, że Bóg nie istnieje, to nie jest to samo, co nie wierzyć, że Bóg istnieje, tak jak pragnąć nie być, nie znaczy jeszcze pragnąć być.
Z kogoś, kto nie chce być, trudno jest wydobyć żywą postać bohatera powieściowego, natomiast inaczej się ma sprawa z tym, kto chce nie być. Ten, kto nie chce być, niekoniecznie musi zaraz popełnić samobójstwo!
Jakto? I to się wam wydaje niejasne, zawikłane? Dobrze zatem! Przyjmijcie jednak do wiadomości, że w takim razie nigdy się wam nie uda stworzyć rzeczywistych, żywych postaci. Nie będziecie się też umieli rozkoszować żadnym romansem, nawet gdyby to był romans waszego własnego życia.
Ten tylko bowiem może się cieszyć prawdziwie z dzieła sztuki, kto je w sobie stworzył, lub dzięki któremu odtworzył i przetworzył samego siebie.
Oto dlaczego Cervantes w prologu do swych „Nowel wzorowych” mówi o „godzinach przetwarzania”. Ja osobiście stworzyłem się od nowa, dzięki jego „El licenciado de Vidrio”.
— „ El licenciado de Vidrio”, to byłem ja!!

III.

Ustaliliśmy zatem, że człowiek realny „realis”, najbardziej „res” — istnieje, gdyż działa, — zaś ten, kto chce być, lub też być nie chce, jest twórcą. Jednakże ów człowiek, którego, na sposób Kanta, możemy nazwać neumenicznym, ten człowiek idealny, ten imperatyw kategoryczny, winien żyć w święcie fenomenologicznym, czyli w świecie pozorów. Musi też śnić o życiu, które jest snem.

Z antagonizmów tych ludzi realnych powstają tragedie, komedie, powieści i nowele. Lecz rzeczywistość jest rzeczywistością wewnętrzną! Czy rozumiecie Zygmunta[2] i Don Kichota, którzy śnili o życiu? Rzeczywistością w życiu Don Kichota były nie wiatraki, lecz olbrzymy! Wiatraki, to pozory! Olbrzymi byli neumeniczni i substancjalni. Sen jest rzeczywistością, twórczością, życiem! Wiara, według św. Pawła, jest substancją rzeczy, na które się oczekuje, a to na co się oczekuje jest wszak snem! Wiara, jako źródło rzeczywistości, jest życiem! Wierzyć, to tworzyć! Odyssea to romans bardzo realny. Czyż mniej realny wówczas, gdy nam opowiada o cudach snu, które każdy realista wykluczyłby z pewnością ze swego dzieła sztuki?

IV.

Znam, znam piosenkę krytyków, którzy się „dobrali” do moich powieści. Romanse filozoficzne, tezy powieściowe, symbole, personifikowane koncepcje, szkice w formie dialogów... i tak dalej, bez końca.
Doskonale! Niech im tak będzie! Jednak człowiek, człowiek realny, który pragnie być, lub który być nie pragnie, jest symbolem, a symbol może się wszak stać człowiekiem! Tak samo rzecz się ma z koncepcją, która może się przekształcić w osobę powieściową.
Sądzę, że hiperbola pragnie daremnie dosięgnąć swojej asymptoty. Geometra, który by odczuł to rozpaczliwe pragnienie współzlania się w jedno, mógłby przedstawić hiperbolę jako osobę i to osobę tragiczną. Sądzę także, że elipsa chciałaby posiadać dwa środki. Wierzę w tragedię, czy w romans dwumianu Newtona. Nie jestem tylko pewien, czy Newton tę tragedię odczuwał.
Zaręczam ci czytelniku, że jeśli Gustaw Flaubert czuł, jak mówią, w swym organizmie symptomaty zatrucia, podczas gdy tworzył swój romans — uchodzący za najlepszy wśród realistycznych romansów — „Madame Bovary”, — to ja czułem, że umieram, gdy mój August Perez, na 287 stronie romansu „Mgła”, jęczał przede mną, a raczej we mnie: „Ależ ja chcę żyć Don Miguelu, ja chcę żyć, chcę żyć!..”
„Ponieważ August Perez to ty” — powiedzą mi! Nieprawda! Wszystkie osoby romansów, wszystkich protagonistów wydobyłem z mej duszy, z mojej wewnętrznej rzeczywistości, którą zaludniają całe tłumy. Ale to jeszcze nie dowód, aby oni mieli być mną. Któż ja jestem? Kto jest ten, który się podpisuje jako Miguel de Unamuno? Jeden z moich bohaterów, z mych tworów, z mych protagonistów? A ów ja ostateczny, wewnętrzny, najwyższy — „ów” ja transcedentalny i niezmienny? Któż go zna?
Tylko Bóg może odpowiedzieć na te pytania.
A teraz powiem wam, że te mgliste postacie, postacie, które nie przybywają do nas ani z południa, ani z północy, postacie, które nie chcą być, ani nie chcą nie być, lecz pozwalają się prowadzić bezwolnie, postacie, zapełniające nasze współczesne romanse hiszpańskie — w ogóle nie istnieją. Nie istnieją, mimo wszystkich swych charakterystycznych szczegółów. Nic nie pomogą gestykulacje, szczególne oznaki, nałogi, nawet chodzenie o kulach, skoro brak im indywidualizmu i rzeczywistości wewnętrznej.
Nigdy nie pokazują nam swej nagiej duszy.
Prawdziwego człowieka odkrywa się, lub tworzy w jednym momencie, w jednym zdaniu, w jednym krzyku.
Tak jest u Szekspira, Jeśli chcesz stworzyć czytelniku bohaterów tragicznych, komicznych, lub romantycznych, nie kolekcjonuj ich cech charakterystycznych, nie staraj się obserwować życia zewnętrznego tych, którzy żyją wraz z tobą.
Złącz swe istnienie z ich istnieniem, otocz ich swoją miłością — a przede wszystkim czekaj na dzień (który zresztą może wcale nie nadejść), gdy w jednym krzyku, jednym geście, czy zdaniu zdradzę ci „duszę swej duszy”.
Uchwyć ten moment, pozwól mu się rozwinąć jak ziarnu, które wyda w tobie postać prawdziwie rzeczywistą.
Może uda ci się zrozumieć wówczas lepiej od twego przyjaciela Jana, lub twego przyjaciela Tomasza, kto to jest ten Jan, lub Tomasz, którzy pragną być, lub też być nie pragną.
Balzac nie był człowiekiem światowym. Nie tracił czasu na zbieranie „przyczynków” — nie notował tego, co widział, lub słyszał. Nosił świat w sobie.

V.

Czy to jest dla was jasne?
Wysiłek, który czynimy, aby nasza twórczość stała się jasna i zrozumiała, jest innego rodzaju tragedią. Ten „prolog” zaś jest innym romansem. Romansem mych romansów i mych nowel, tych „Trzech nowel wzorowych”, które będziesz czytał, czytelniku, o ile oczywiście już sam „prolog” od czytania cię nie odstraszy.
Wiem, że obecnie w Hiszpanii romanse pochłaniają głównie kobiety! Przepraszam! Nie kobiety! Raczej matrony, panie i dziewice! Wiem również, że te panie i panienki lubują się w czytaniu przede wszystkim tych romansów, których spowiednik czytać im zabrania!
Czułostkowość oczyszczona ze śniedzi, pornografia, z której bije fala smrodu! Nie uciekają od tego, co je zmusza do myślenia, raczej od tego, co im się wzruszać każe. Emocja nieco odmienna od dobrze znanej emocji kobiecej, kończącej się zawsze i nieuchronnie....
Lepiej jednak nie kończyć.
Owe damy wpadają w ekstazę, wobec manekina, ubranego w suknię, jeśli tylko suknię tę skrojono według ostatniej mody, wobec negliżu i pół-nagości. Jedynie szlachetna i odważna nagość napełnia je wstrętem! Przede wszystkim zaś nagość duszy!
Tak się mniej więcej przedstawia współczesny romans hiszpański. Literatura? Tak! — li-tera-tu-ra! Nic więcej jak literatura! Przedmiot, podlegający prawom zaofiarowania i zbytu, prawom importu, eksportu, kontroli granicznej i granicznych ceł.
A oto moje panie i panowie te „Trzy nowele wzorowe”. Jestem przekonany, że ich protagoniści będą żyli, nawet, gdyby byli skazani na izolację i zapomnienie.
Jestem pewien, tak jak jestem pewien i tego, że sam żyć będę!
Jak? Gdzie? Jak długo? — Jeden Bóg raczy wiedzieć o tym!!




  1. Don Pedro popisujący się swymi marionetkami w epizodach Don Kichota.
  2. Bohater dramatu Calderona de la Barca „życie Snem“.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Miguel de Unamuno i tłumacza: Edward Boyé.