Posag bez panny/VIII
<<< Dane tekstu | |
Autor | |
Tytuł | Posag bez panny |
Podtytuł | Humoreska |
Pochodzenie | „Przegląd Tygodniowy Życia Społecznego, Literatury i Sztuk Pięknych“, 1876, nr 22-24 |
Redaktor | Adam Wiślicki |
Wydawca | Adam Wiślicki |
Data wyd. | 1876 |
Druk | Drukarnia Przeglądu Tygodniowego |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Od tego czasu przez półtora roku Michasz był wiernym konkurentem panny Idy. Bywał w ich domu codzień, romansował z nią aż schła biedaczka. Jemu jednakże miłość nic nie szkodziła, a podziurawiona ręka zgoiła się bardzo prędko.
W pewnych epokach Michasz ile razy przyszedł, dowiadywał się zawsze, czy nie ma w domu jakiej gazety i naturalnie odbierał odpowiedź przeczącą.
Nie wiemy jaki w tem miał interes, chociaż starannie przeglądaliśmy dzienniki odnoszące się do tych epok. Nie znaleźliśmy w nich nic szczególnego, oprócz ogłoszenia Dyrekcyi Towarzystwa o zagubionych listach zastawnych na bardzo znaczną sumę. Stratę miał ponieść jakiś obywatel, mieszkający w Berlinie. Dyrekcya ogłasza, że gdyby się nikt z temi listami w ciągu roku nie zgłosił, poszukującemu wydane zostaną duplikaty wraz z zaległemi kuponami.
Po upływie półtora roku mniej więcej Michasz dał się słyszeć w kilku miejscach, że spadł na niego znaczny spadek w Berlinie, ale gdy ta wiadomość doszła przypadkiem do panny Idy, zaprzeczył jej najuroczyściej, mówiąc, że ją tylko sam puścił dla fanfaronady, ponieważ wkrótce rzeczywiście będzie musiał wyjechać do Berlina.
— Na długo? — zapytała z trwogą panna Ida.
— Na dziesięć lat!...
— Cóż ze mną będzie?... opuszczasz mnie...
— Na dziesięć lat tylko... będę pracował... czuję, że prędzej niczego się nie dorobię.
— Dziesięć lat czekać! — jęknęła panna Ida — ależ to niepodobna... ja się zestarzeję... za dziesięć lat będę miała...
Ugryzła się w język.
— Będę miała już sama nie wiem ile.
— Więc nie chcesz czekać tak długo, mój ideale — zapytał z czułością Michasz.
— Nie chcę! nie chcę! nie chcę! — odpowiedziała panna Ida.
Łzy jej się z oczu lały strumieniami, a w rękach szarpała chusteczkę.
— Aniele mój! jeśli nie chcesz, to jest i na to sposób...
Radość błysnęła w oku panny Idy.
— Jest sposób?... jakiż?...
— Dam ci męża, który się z tobą zaraz, najdalej za miesiąc, ożeni.
Panna Ida zarumieniła się i zawahała, ale tylko przez chwilę, potem patrząc mu w oczy rzekła:
— Dasz?... z pewnością?
— Z pewnością.
— Kogóż?
— Hrabiego Antosza Modzickiego.
— Tego, który mnie insultował publicznie, który się starał o mnie i porzucił?
— Tego samego... zawinił względem ciebie, niechże się teraz żeni za pokutę.
Michasz nie potrzebował długo używać wymowy, panna Ida przystała na zastępcę.
Tegoż dnia jeszcze w restauracyi hotelu George’a, jakiś doktór zagraniczny, izraelskiego pochodzenia, głośnej reputacyi, jak się wywiedzieliśmy berlińczyk, skuzynowany z Michaszem, założył się z hr. Antosiem o dwa tysiące złr., że stary Szczurlata, który go jakoby wzywał do siebie z zagranicy, czterech miesięcy nie pożyje, i złożył kwotę zakładową w trzecie ręce, ze strony złotego młodzieńca nie wymagając, żeby postąpił podobnie, lecz poprzestając z całem zaufaniem na jego dżentelmańskiem słowie, że w razie przegrania zapłaci.
W cztery tygodnie później, panna Ida została hrabiną Modzicką, albowiem hr. Antosia nie odstraszył już tym razem zwykły warunek stawiany przez ojca.
Michasz zatem dotrzymał pannie Idzie słowa i dał jej za siebie zastępcę — musiał dobrze uczuć otrzymany nad program policzek, skoro go tak długo hr. Antosiowi pamiętał.
W terminie zakładowym hr. Antoś otrzymał 2000 złr. wygrane od doktora, a stary Szczurlata żył sobie ciągle i był zdrów jak rydz, przysięgał zięciowi, że jako wegetaryanin sto lat żyć będzie i namawiał go do wegetaryanizmu, co hr. Antosia do ostatniej przywodziło wściekłości.
Pan Cypryan stu lat nie dożył, ale żył jeszcze lat pięć, poczem umarł, powiedziawszy zięciowi, że po raz ostatni zamknął swą kasę ogniotrwałą na wyraz „figa”.
Wzięto się tedy do otwierania za pomocą tego magicznego wyrazu, ale stary Harpagon zażartował sobie widocznie ze swego zięcia i na inne „Sezamie, otwórz się” zamknął swe krocie. Trzeba było kasę odbijać, co niemało czasu zajęło.
Spadek okazał się bardzo znaczny, w piątej tylko części w gotówce, zaś w czterech piątych w listach zastawnych. Gdy jednak hr. Antoś chciał te listy rozmienić, zamknięto go do kozy i wytoczono mu proces, którego rezultatem było wprawdzie uniewinnienie, ale i rozczarowanie. Listy zastawne nie miały żadnej wartości, bo na ich miejsce już przed pięciu laty prawne duplikaty wydano. Hr. Antosiowi pozostała tylko moralna nauka, że kto gazet nie czytuje może czasem stracić miliony i że pieniądze w kasie ogniotrwałej zamknięte bezpieczne są wprawdzie od ognia, ale nie zawsze bezpieczne są od złodzieja.
Poszukiwania robione w Berlinie, celem odkrycia owego obywatela, który żądał wydania duplikatów, doprowadziły tylko do wniosku, że ów obywatel działać musiał chyba pod zmyślonem nazwiskiem, bo żaden jego imię noszący człowiek, nigdzie wyśledzonym być nie mógł.
Hr. Antoś ciężko przechorował te przejścia i groził, że się rozwiedzie ze swą małżonką, ale pani Ida, tak troskliwie go pielęgnowała w czasie choroby, że się rozmyślił i pozostał przy niej przez wdzięczność, tak, jak się zobowiązał przy ślubie, to jest do śmierci.