<<< Dane tekstu >>>
Autor Ferdynand Ossendowski
Tytuł Postrach gór
Podtytuł Powieść
Wydawca Nakładem Tygodnika „Wiarus”
Data wyd. 1937
Druk Drukarnia Naukowa Warszawa
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Rozdział XXVIII
NA PROSTEJ DRODZE

Minął rok... Długi, strasznie długi rok...
W Mygli świecąc dużymi oknami stanęła tuż pod lasem nowa szkoła, a na uboczu nieco, na ścianie odnowionej grażdy Jerzego Brzezińskiego widniał szyld z napisem:
— Leśnictwo Grajczowskiego rezerwatu.
Na drzwiach wejściowych połyskiwała mosiężna tabliczka:

„Jerzy Brzeziński.
Leśniczy“.

Wewnątrz starej grażdy zaszły też głębokie zmiany.
Nie brał w nich udziału dawny gazda, jako leśniczy zajęty bardzo w terenie, ale za to zagospodarowała się tam pani Stefania Brzezińska, żona leśniczego i kierowniczka szkoły w Mygli.
Izby, gdzie żył i pracował stary gazda Brzeziński, nabrały zupełnie innego wyglądu, zmieniły się w czyściutkie, przytulne, estetyczne mieszkanko wielkomiejskie z firankami w oknach, dywanami i obrazami na ścianach.
Pan Jerzy wpadając do Mygli z daleka jeszcze uśmiechał się do swego domu i pędził, by powitać żonę — pogodną zawsze, uśmiechniętą i energiczną.
Ujrzawszy męża wołała wesoło:
— Bywaj, bywaj, „Postrachu gór“!
Na ten okrzyk biegł administrator Mikołaj Brzeziński i drugi jeszcze — bardzo poważny, napuszony Bartek, a za nimi służba. Psy witały pana wesołym ujadaniem, na które Karek odpowiadał krótkim rżeniem.
Pani Stefania jednak nie miała strachu przed „Postrachem gór“ i znać było, że męża ma w ręku i że on świata Bożego poza nią nie widzi.
Tymczasem był to najgroźniejszy leśniczy i najdzielniejszy. Urzędnik — żołnierz, ścisły, dyscyplinowany, odważny, dla którego nie istniało słowo — niemożliwe.
Pewnego dnia szczególnie się spieszył do domu pan leśniczy. Z góry jeszcze, przykrywszy przed słońcem oczy dłonią, spoglądał ku swej grażdzie i popędzał Karka.
Pan Jerzy był bardzo zadowolony z objazdu, gdy mógł zwiedzić szczegółowo swój ogromny rezerwat. Zwierzostan w nim szybko się podnosił. Kłusownictwo i niedozwolone poręby lasu ustały zupełnie. Stały się niebezpieczne i wprost niemożliwe, gdyż leśniczy nie tylko surowo karał winnych, ale umiał uprzedzić zbrodnię i nie dopuścić do wykroczeń przeciwko prawu.
Objechał w ciągu trzech dni cały rezerwat. Wszystko znalazł w idealnym porządku. Gajowi Szaburak, Gabara i Bajbała sprawiali się znakomicie i, jak mówili o nich okoliczni gazdowie i juhasi, niby w słońce patrzyli w oczy panu leśniczemu i gotowi byli w ogień skoczyć za nim.
Wasyl Szaburak dumny z tego, że pan Jerzy trzymał do chrztu jego syna i że żona jego Marinka ukończyła wieczorowe kursy w szkole pani Stefanii, ze skóry wyłaził, żeby tylko leśniczy nie spojrzał nań krzywo.
Brzeziński wyprawił dziś do Dyrekcji Lasów depeszę donosząc, że należałoby odstrzelić 8 byków i 2 niedźwiedzie, i że muflony poczęły się mnożyć szczęśliwie.
Popędzał Karka pan Jerzy, a gdy spoza pagórka wyjechał na krawędź jaru, wydał radosny okrzyk.
Na moście spostrzegł bowiem szczupłą, zwinną postać — po żonie bodaj najdroższą mu i najbliższą.
Oparty o poręcz stał starszy sierżant Piotr Bielski, który przyjechał na trzytygodniowy urlop do Mygli.
Rozmawiał z panią Stefanią.
Brzeziński ogarnął wzrokiem wiotką, wyniosłą sylwetkę żony w białej sukni.
Nie widział jej twarzy, gdyż przesłaniała ją biała parasolka, ponieważ tego roku upalna niebywale wypadła jesień, tak pogodna że nawet buki dopiero zaledwie tam i sam koralami okrywać się poczęły.
Leśniczy zjechał na dno jaru i zeskoczył z konia.
Ucałowawszy ręce żony, długo ściskał się z Bielskim powtarzając:
— Wielkie, prawdziwe mam święto, mogąc gościć u siebie pana sierżanta.
— Też święto! O jednego żarłoka, o jedną gębę niesytą więcej — żartował wzruszony Bielski.
I znowu ściskać się poczęli.
— Pięknie wyglądacie Jurku — zauważył sierżant. — Ho-ho! Wielki pan — leśniczy i to jeszcze jaki — „Postrach gór“.
Wszyscy troje zaśmiali się wesoło i ruszyli ku domowi.
Karek puszczony wolno szedł za nimi potrząsając grzywiastym łbem.

KONIEC




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Ferdynand Ossendowski.