Potworna matka/Część druga/XIV

<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Potworna matka
Podtytuł Tragiczne dzieje nieszczęśliwej córki
Wydawca "Prasa Powieściowa"
Data wyd. 1938
Druk "Monolit"
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Bossue
Źródło Skany na Commons
Inne Cała powieść
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XIV.

W godzinę później, po odjeździe pana de Roncerny, Lucjan Gobert wrócił.
Budowniczy opowiedział mu o zaproszeniu.
Usłyszawszy nazwisko pana de Roncerny drgnął.
— Pan de Roncerny... — powtórzył.
— Tak, to jeden z moich klientów najlepszych... czy go pan znasz?
— Nie znam go... ale słyszałem o nim wiele... jeżeli to ojciec panny Marty, która się wychowywała w Boissy, tej samej pensji, co i moja kuzynka Helena.
— Tak, to ten sam... A to wybornie się składa!... Otóż mój drogi Lucjanie, będziesz wśród swoich znajomych... Panna Marta wytłómaczy ci swoje pragnienia... Zatem jutro zrana... i to wcześnie.
— Punktualnie się stawię — odparł Lucjan, trochę oszołomiony nowiną, jaką usłyszał.
I wyszedł.
Istotnie wycieczka jutrzejsza nie małe na nim sprawiła wrażenie.
Znaleźć się miał w obecności Marty de Roncerny.
Młoda dziewczyna z pewnością będzie mówiła mu o Helenie i niezawodnie powie mu o niej najświeższe wiadomości.

∗             ∗
Gaston de Bueil, upatrzony przez hrabiostwo Roncerny mąż dla córki ich, Marty, nie zawiódł pokładanych w nim nadziei.

Skoro przyjechał do ich willi Petit-Bry i ujrzał Martę, którą znał dawniej, ale wówczas, przed laty kilku była to jeszcze dziewczynka nierozwinięta, olśniony został jej niezwykłą wytworną pięknością.
Od pierwszego spojrzenia został ujęty jej wdziękiem.
Pierwsza iskra, jaka wypadła ze ślicznych oczu Marty, roznieciła w jego sercu pożar.
Gdy na stół przyszła kwestia małżeństwa, zaprojektowanego między nim a panną de Roncerny, młodzieniec już był zakochany, a więc z góry już zwyciężony.
Hrabia wahał się z powiedzeniem, że Marta wymagała, ażeby podał się do dymisji, lękał się odmowy bardzo słusznej, gdyż byłaby usprawiedliwioną zupełnie.
Pani de Roncerny, odważna i nawet śmiała, jak większość kobiet w położeniach trudnych, zabrała głos, wynurzyła wolę Marty i nie spotkała ze strony oficera marynarki oporu, spodziewanego przez jej męża.
Gaston de Bueil był bogaty i nie potrzebował szukać kariery.
Dotychczas lubił życie marynarskie.
Ale dziś życie rodzinne, obok żony ubóstwianej, wydawało mu się więcej jeszcze pożądanem.
Nie zawahał się ani na sekundę i oznajmił, że bez żalu opuści swój zawód, byleby się wyłącznie poświęcić szczęściu Marty, co oczywiście musiało jej pochlebić.
Pan de Roncerny lubił sprawy wszelkie załatwiać prędko.
Natychmiast wezwał córkę.
Marta przyszła, domyślając się najzupełniej, po co ją sprowadzono do salonu.
— Pan de Bueil łamie całą karierę swą dla ciebie i czyni to z radością — rzekł do niej hrabia.
Gaston, podszedłszy ku niej, dodał z uśmiechem:
— Czy pani żąda jeszcze czego ode mnie, jakiego poświęcenia? Byłbym bardzo szczęśliwy, gdyż znalazłbym przez to sposobność złożenia nowego dowodu czci i przywiązania mego.
Marta zaczerwieniła się, jak wiśnia, i odparła nie bez wzruszenia.
— Byłoby z mej strony nieładnie, narażać pana na nowe poświęcenie, gdyż pojmuję dobrze doniosłość tego, co pan już uczynił, że to poświęcenie, na jakie się pan zgodził, jest ze wszystkich największe, i za nie dziękuję panu z całego serca...
Gaston ujął za rękę swą narzeczoną i z tkliwością a zarazem z szacunkiem przycisnął ją do ust.
— To lubię! — zawołał hrabia. — Wszystko idzie dobrze odrazu. Drogie moje dzieci, macie we mnie najszczęśliwszego z ludzi i z ojców. Gaston poda się do dymisji w jak najkrótszym czasie i natychmiast wybierzemy dzień ślubu. Żądania małych panienek mają teraz nowe prawa. Cóż, zadowolona jesteś, moja panno?
— To jeszcze nie wszystko... — rzekła Marta ze śmiechem.
— A cóż pozostało jeszcze?
— A mój „Pałac wróżek“, to ojciec o nim zapomniał?
— Nie zapomniałem, bynajmniej... Gaston zna także twoją fantazję... oczywiście bardzo mu się podobała...
— Więc?
— Więc wszystko się zrobi, według twoich życzeń.
— Kiedy?
— O ile można najprędzej.
— To nie odpowiedź. Chcę wiedzieć mianowicie kiedy.
— Muszę najpierw zobaczyć się z moim budowniczym.
— To niech się ojciec z nim zobaczy...
— Muszę się z nim porozumieć.
— To już ja się z nim porozumiem, ponieważ to on będzie pracował dla mnie.
— Racja.
— Budowniczy ojca, jeżeli się nie mylę, nazywa się pan Soly i mieszka, przy ulicy Chanchot?...
— Tak... Jaką masz pamięć!
— Otóż, mój ojczulku — podchwyciła Marta z przymileniem. — Jeżeli chcesz mi sprawić przyjemność... wielką przyjemność, pojedziesz jutro zrana do Paryża, na ulicę Chanchot, do twego budowniczego, poprosisz go, ażeby tu przybył pojutrze na śniadanie, na cały dzień i zabrał z sobą rysownika, to bardzo ważne, a gdy ty, ojczulku, wybierać będziesz w parku zakątek najładniejszy pod nasz pałacyk, ja wytłómaczę rysownikowi, czego chcę, o czym marzę, i każę mu narysować szkic tego pałacu wróżek, jaki już istnieje w mej wyobraźni.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Xavier de Montépin i tłumacza: anonimowy.