Potworna matka/Część druga/XXXIV
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Potworna matka |
Podtytuł | Tragiczne dzieje nieszczęśliwej córki |
Wydawca | "Prasa Powieściowa" |
Data wyd. | 1938 |
Druk | "Monolit" |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Bossue |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cała powieść |
Indeks stron |
Po chwili wzruszenia i milczenia córka Piotra Bertinot podchwyciła:
— Muszę panu jedno zalecić. W jakiejkolwiekbądź okoliczności, niech pan nigdy nie wymienia mego nazwiska; pani Tordier mnie zna, gdyby się dowiedziała, że jestem państwu oddana, nie mogłabym już wam w niczym służyć. Pozwólcie, ażebym czuwała nad panną Heleną w cieniu, samodzielnie, a zawsze gotowa poświęcić się dla niej i dla was...
— Dziękuję ci, panno Joanno! — rzekła Lucjan, ściskając rękę dziewczęcia.
— Dziękuję ci, Joasiu — dodała Marta, całując ją.
Joanna mówiła dalej:
— Ja powrócę do Paryża... Znajdę mały pokoik w okolicach ulicy Anbry. Jutro pojadę do Boissy po rzeczy moje i pożegnam panią Gevigot, która była bardzo dobra dla mnie, i wrócę ażeby czuwać nad tą, którą tak kocham, jak gdyby była moją siostrą.
— Pojadę z panią! — wyrzekł Lucjan.
— Nie... Nie trzeba, ażeby nas widziano razem...
— Więc jutro na skwerze.
— Tak...
Młodzieniec pierwszy opuścił willę, ażeby koleją powrócić do Paryża.
Marta została z Joanną.
— Dziękuję ci raz jeszcze z całego serca — rzekła do niej — za poświęcenie, jakie czynisz dla mej drogiej przyjaciółki Heleny... Ciężkie to zadanie bierzesz na siebie, a spełnienie go wymagać będzie wydatków po nad twoje środki...
— Mam trochę oszczędności, proszę panienki... — szepnęła Joanna nie bez pewnego zakłopotania.
— Muszą być bardzo małe... i nie zaprowadziłyby cię daleko — odezwała się panna de Roncerny z uśmiechem.
— Będę pracowała.
— Nie będziesz mogła pracować, ponieważ czuwanie, któremu się oddasz, zabierze ci cały czas... Pozwól więc mi, że wezmę udział w twym szlachetnym przedsięwzięciu... Nie mogę tego uczynić w sposób czynny, ale mogę dostarczyć środków, pieniędzy.
Tym razem bez wahania Joanna odpowiedziała:
— Gdyby szło o mnie, odmówiłabym, panienko... Ale tu chodzi o pannę Helenę, więc przyjmuję.
— Chodź ze mną do mego pokoju, dam ci tyle, że będziesz mogła prowadzić walkę.
— Ale jeśli spotkamy pana hrabiego, lub matkę pani, jakże wytłumaczymy moją tu obecność?
— Ojciec, matka i mój narzeczony są nieobecni. Powrócą z Paryża, dopiero na obiad... Zresztą pomówię z mamą i objaśnię jej wszystko... Nie mam żadnych sekretów dla matki tak dobrej, jak moja.
Marta w pokoju swym, wyjąwszy pieniądze z szufladki, wręczyła Joannie tysiąc franków, po czym obie się pożegnały i mała garbuska opuściła willę, odprowadzona do bramy przez hrabiankę.
O godzinie wpół do siódmej wieczorem wróciła do Paryża.
Poszukała pokojów umeblowanych do wynajęcia i szczęśliwym trafem mogła wynająć pokoik, właśnie naprzeciw domu Garbuski.
Co więcej okna pokoju wychodziły wprost okien mieszkania wdowy Tordier.
Joanna zbliżyła się i spostrzegła światło w jednym z pokojów przeciwległego domu.
— O tak, Helena jest!... i jest tak blisko! — rzekła do siebie z radością. — Stąd mogę czuwać nad nią wybornie.
Po czym, znużona całodziennymi wzruszeniami, udała się na spoczynek.