Potworna matka/Część pierwsza/XXIII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Potworna matka |
Podtytuł | Tragiczne dzieje nieszczęśliwej córki |
Wydawca | "Prasa Powieściowa" |
Data wyd. | 1938 |
Druk | "Monolit" |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Bossue |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cała powieść |
Indeks stron |
Garbuska, usłyszawszy kroki Prospera na schodach, sama drzwi otworzyła od sieni i, wprowadziwszy go do przedpokoju, powitała tymi słowy:
— O, wiele nowego!
— Cóż takiego, droga pani? — zapytał komiwojeżer, udając zdziwienie.
— Tordier umarł.
— Umarł, o mój Boże!
— Tak, wczoraj wieczorem, o godzinie dziesiątej To było do przewidzenia, jak panu wiadomo... Ale to nie wszystko... jest jeszcze coś nieprzewidzianego... Córka moja jest tutaj...
— Panna Helena! — wyrzekł Prosper, rzeczywiście tym razem zdziwiony.
— Tak.
— Posłała pani po nią?
— Nigdy w życiu! uciekła z pensji do ojca...
— Czyżby wiedziała, że jest chory?
— Tak, na szczęście. Uprzedzoną została przez Lucjana Gobert...
— Tego nicponia, intryganta, golca, za którego Tordier chciał wydać Helenę!... O, niech się on ma na baczności... Mamy z sobą dawne rachunki... Ale teraz nie o to chodzi... Pomyślałam o panu, kochany panie Prosperze, ażeby cię poprosić o przysługę.
— O! droga pani, będę bardzo szczęśliwy w czymkolwiek usłużyć... o co chodzi?
— Chciałam prosić pana o pójście do merostwa, dla zeznania aktu zejścia... a po tym do kościoła, dla zamówienia mszy i do zakładu pogrzebowego...
— Jaki ma być pogrzeb... czy przedostatniej klasy? — rzekł Prosper, pamiętając zalecenia Józefa.
— O, mój drogi panie Prosperze, niech będzie klasy ostatniej, ostatniej! — zawołała Garbuska — takie było życzenie Todiera... i miał rację... Po co to pieniądze wyrzucać oknem, nieprawdaż? Wszak i pan tak myślisz, jak ja?
— Najzupełniej.
— Kiedy pan wrócisz, zjemy śniadanie, a po tym wyjdę z Heleną... trzeba tej gąsce kupić ubranie żałobne. Tyle kosztów, tyle kosztów! Ale co robić? co robić?
Garbuska, mówiąc to, wyjęła z kredensu butelkę, biszkopty i szklankę, którą napełniła całą.
— Napij się pan! — ciągnęła dalej — a za nim pan wróci, ja tu już przygotuję małe śniadanko.
Prosper zjadł parę biszkoptów i wypił wino.
— Teraz idę już — rzekł. — Wrócę jak najprędzej.
— O, jak najprędzej... ale poślij pan jeszcze tę depeszę do przełożonej pensji w Saint-Leger.
— W pięć minut będę w biurze telegraficznym.
Prosper, schodząc ze schodów, odczytał depeszę, którą mu Garbuska oddała dla wyekspediowania.
Telegram ten pod adresem pani Gévignot brzmiał następująco:
„Nie bądź pani niespokojną... Helena w domu — ojciec jej umarł.. — Więcej listownie — proszę na pogrzeb i zabrać Helenę“.
— Ho! ho! — rzekł do siebie piękny komiwojażer, po odczytaniu — Garbuska chce, ażeby Helena powróciła na pensję! Muszę o tym uprzedzić Włosko... Powiem mu także o kuzynku Gobercie... Moglibyśmy mieć z tej strony kłopot... Na szczęście, nie ma już Tordiera, dla protegowania córki...