Potworna matka/Część pierwsza/XXVI
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Potworna matka |
Podtytuł | Tragiczne dzieje nieszczęśliwej córki |
Wydawca | "Prasa Powieściowa" |
Data wyd. | 1938 |
Druk | "Monolit" |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Bossue |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cała powieść |
Indeks stron |
— A teraz mów, słucham cię — rzekł Włosko, kiedy drzwi od pokoju Prospera zamknęły się za nimi.
Jednym tchem opowiedział komiwojażer, wszystko co mu się przytrafiło w ciągu dnia.
Włosko słuchał z wielką uwagą.
— Cóż o tym myślisz, mój stary — zapytał Prosper w końcu.
— Zajmijmy się przede wszystkim Heleną i Lucjanem Gobert... Czy sądzisz, że mała zakochana jest w swym kuzynku?
— O, tak wygląda.
— U, z tym byłby właśnie kram. Ale, na szczęście, w jej wieku miłość istnieje najczęściej w wyobraźni i nie sięga do serca... Zresztą, gdyby kuzynek Lucjan z nas drwił, gdyby nam zawadzał, potrafimy się go pozbyć... Mamy na niego dobry atut w naszej grze... Garbuska nie może go ścierpieć... Nigdy mu też nie da dostępu do swego domu, co jest punktem najgłówniejszym, i przedsięweźmie środki, ażeby i po za domem nie mógł się zbliżyć do Heleny.
— A co myślisz o zazdrości matki o córkę?
— Ta zazdrość, zamiast nam szkodzić, jeszcze nam będzie pomocną, i w danej chwili znajdziemy sposobność, ażeby ją zużytkować... Teraz, jeszcze rzecz inna... Opowiedz mi o bytności lekarza, mój druhu... powtórz mi, o ile możesz wszystko, co mówił.
— W czym, u diabła, może cię interesować ta figura urzędowa? — spytał Prosper zdziwiony.
— Bardziej mnie interesuje, aniżeli możesz przypuszczać, i to dla bardzo poważnych powodów.
— Dla jakich?
— Poznasz je we właściwym czasie... Więc to od niego dowiedzieliście się o zabójstwie doktora Reynier?
— Tak, od niego...
— Czy Garbuska wydała się bardzo zdziwioną?
— Osłupiała... a zresztą cóż naturalniejszego?
— Istotnie! — wyrzekł Józef Włosko szczególnym tonem. — Jakże mogło być z nią inaczej?... Wszak doktór był w dzień u Tordiera — ciągnął dalej.
— Z rana.
— I zapisał mu lekarstwo?
— Tak. Lekarstwo, które chory miał używać od piątej do jedenastej.
— O której godzinie Tordier umarł?
— O pierwszej po północy.
— Zażywszy już resztkę lekarstwa?
— Naturalnie... No, czy już wiesz, co wiedzieć chciałeś? — dodał Prosper ze śmiechem. — Czy znalazłeś pożądane wyjaśnienie?
— Tak, powoli, ale powiedz mi jeszcze...
— Co takiego?
— Czy Tordier rzeczywiście umarł o pierwszej w nocy?
— Garbuska tak oświadczyła lekarzowi, ale mnie się to wydaje niepewne.
— A! a to dlaczego?
— Bo mnie powiedziała, że umarł o dziesiątej wieczorem.
— Tak powiedziała tobie? — zawołał Włosko. — Jesteś tego pewny?
— Ba!... przecież mam dobrą pamięć.
— To dlaczego mówiła, że o godzinie pierwszej przed lekarzem miejskim?
— Być może, pomyliła się mimowolnie.
— Tak sądzisz?
— A na cóż by się jej przydało kłamać...
— Na nic, to prawda — odparł były dependent z zagadkowym uśmiechem.
— Więc w rezultacie, jak się na to wszystko zapatrujesz? — zapytał Prosper.
Włosko zamiast odpowiedzi, zapytał:
— Idziesz jutro do Julii Tordier?
— Zaraz z rana... Garbuska chce, ażebym przyjął żałobników i zaproszone osoby na pogrzeb... Przyrzekłem.
— I dobrze zrobiłeś, a nie radzę ci tego nie dotrzymać, ale pamiętaj o tym co ci zalecę...
— Będę pamiętał...
— Oznajmisz Garbusce, że wróciwszy do domu dziś wieczorem, zastałeś list, lub depeszę, jak chcesz, która cię zniewala do opuszczenia Paryża na dwa lub trzy dni...
Prosper spojrzał na przyjaciela ze zdziwieniem.
— Ja mam opuścić Paryż! — powtórzył.
— Możesz go nawet nie opuścić, ale trzeba aby garbuska uwierzyła i nie wątpiła o twej nieobecności.
— Ale ona gotowa przyjść tutaj, ażeby się przekonać, czy rzeczywiście wyjechałem.
— To też podróżować będziesz istotnie, pojedziesz sobie w okolice Paryża na trzy dni, do Awerien, Bougiwal lub Jounwille, tam sobie będziesz pływał łódką po rzece, i jeść będziesz wyborne rybki. To nie jest znów tak nudne... A ja potrzebuję koniecznie, ażebyś przez te trzy dni był nieobecny.
— Ale dlaczego?
— O, mój drogi, niewczesna to ciekawość. Przysięgłeś, że będziesz mi ufał i że będziesz mi posłusznym... Będzie ci z tym dobrze, zaręczam... Tymczasem niechaj ci to wystarczy, że podczas twego krótkiego wypoczynku ja będę pracował nad majątkiem dla ciebie i dla mnie... Mówię i dla mnie, ponieważ liczę na twą obietnicę, że będziesz pamiętał, co uczyniłem dla ciebie...
— O! będę o niej pamiętał z wdzięcznością.
— Zatem gotów jesteś być mi posłusznym?
— Zgoda...
— A teraz idź spać...