Potworna matka/Część pierwsza/XXVII

<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Potworna matka
Podtytuł Tragiczne dzieje nieszczęśliwej córki
Wydawca "Prasa Powieściowa"
Data wyd. 1938
Druk "Monolit"
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Bossue
Źródło Skany na Commons
Inne Cała powieść
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XXVII.

Nazajutrz z rana Prosper Rivet, starannie ubrany na czarno, udał się na ulicę Adbry.
Garbuska i córka w grubej żałobie oczekiwały przybycia żałobników. Julia nie zadawała sobie nawet trudu dla odgrywania komedii żalu. Była zupełnie spokojna i zajmowała się gospodarstwem dziennym, jak zwykle, tak jak gdyby się nic nie zmieniło w jej życiu.
Biedna Helena nie chciała opuścić pokoju żałobnego i tym razem matka nie sprzeciwiała się jej woli.
Komiwojażerowi pobiegła otworzyć Garbuska.
— Dziękuję panu, żeś przyszedł tak wcześnie, mój dobry Prosperze, — rzekła do młodzieńca, ogarniając go namiętnym spojrzeniem. — Kiedy tu jesteś czuję obok siebie przyjaciela, a to tak słodko dla serca kochającego, jak moje!... Wszak przepędzisz cały dzień ze mną, nieprawdaż? Helena powróci na pensję natychmiast po pogrzebie, a bez ciebie czułabym się straszliwie samą w tym pustym domu...
Prosper doznał prawdziwego zadowolenia. Wdowa po Jakubie Tordier wydobywała go z prawdziwego zakłopotania. Nie wiedział, jak ma wszcząć rozmowę, ażeby jej powiedzieć, że musi się chwilowo od niej oddalić. Sama mu teraz nastręczyła sposobność, chciał też z niej skorzystać.
— Droga pani Tardier, żąda pani niemożliwości — rzekł, nadając swej twarzy pozór zmartwienia głębokiego.
— A to dlaczego?... Cóż się stało mój przyjacielu? — zapytała zaniepokojona Garbuska.
— Nie mogę uczynić zadość życzeniu pani, dla mnie tak pochlebnemu...
— Nie będzie pan mógł ze mną spędzić dnia!
— Niestety... I gdybym nie uważał za rzecz honoru spełnienie obietnicy, danej pani, że tutaj będę dziś z rana, to bym już nawet nie przyszedł w tej chwili.
— A gdzie byłbyś?
— Daleko od Paryża...
Wdowę po Jakubie Tordier przejęło nerwowe drżenie, którego nie zdołała ukryć.
— Daleko od Paryża... — powtórzyła głosem wzruszonym. — Jedziesz pan?
— Pojadę po pogrzebie.
— Więc to tak mnie obiecywałeś, Prosperze — wybuchła Garbuska żółcią. — Miałeś nie podjąć się żadnego obowiązku... Umówiliśmy się przecież, że mnie nie opuścisz, że mnie pozostawisz zajęcie się twoją przyszłością...
— Ja też nie chcę bynajmniej uchybić tej obietnicy, droga pani Tordier, i wiem doskonale, że nie potrafię przyszłości swej złożyć w lepsze ręce niż pani.
— Więc dlaczego pan jedzie? — spytała Garbuska wypogodzona.
— Dla powodów, które nie mają nic wspólnego z tym które wyłuszczałaś przed chwilą.
— Więc mogę poznać te powody, spodziewam...
— O! i owszem, są one nawet bardzo proste.
— Mów pan... Konam z niepokoju!
— Wróciwszy do siebie wczoraj wieczorem, zastałem list, który mnie zmusza natychmiast wyjechać do Besançon...
— Po co?
— W bardzo ważnym interesie... Chodzi tu o zlikwidowanie interesów pewnego kupca, który został aresztowany pod zarzutem podstępnego bankructwa...
— Czy panu winien pieniądze?
— Ani grosza, ale moje świadectwo jest niezbędne, dla stwierdzenia pewnych zakupów, poczynionych za moim pośrednictwem.
— Co pana mogą obchodzić interesa tego człowieka.
Niech sobie sam bez pana daje radę.
— I ja bym tego pragnął, ale to nie on mnie wzywa, lecz sędzia śledczy, a kiedy sprawiedliwość rozkazuje, trzeba słuchać.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Xavier de Montépin i tłumacza: anonimowy.