Potworna matka/Część trzecia/I
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Potworna matka |
Podtytuł | Tragiczne dzieje nieszczęśliwej córki |
Wydawca | "Prasa Powieściowa" |
Data wyd. | 1938 |
Druk | "Monolit" |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Bossue |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cała powieść |
Indeks stron |
W chwili gdy Lucjan Gobert wsiadał z Heleną do powozu, aby jechać do domu matki, przed nr 7 na ulicy Anbry zatrzymał się powóz, z którego wysiadła Garbuska i Prosper Rivet, powracający z obiadu w Joinville-le-Pont, gdzie zamknięci w osobnym pokoju oberży, układali menu obiadu, jaki Julia chciała dać zaproszonym na wesele córki swojej.
— Wstąpisz do mnie, panie Prosperze? — zapytała komiwojażera.
Julia poza domem starała się mówić z powagą do przyszłego zięcia swojego.
— Czy koniecznie? — odpowiedział, chcąc wywinąć się od towarzystwa wdowy.
— Choć na pięć minut — mówiła Garbuska. — Zobaczymy, co robi ta dzierlatka, i naśmiejemy się serdecznie!
Zrobiła gest, jakby miała ochotę dać komu w twarz.
— O! aby nie dziś wieczór... — mruknął Rivet widząc to.
— Dlaczego?
— Przynajmniej, nie w mojej obecności.
— Cóż to! — syknęła Julia — bawisz się w czułość, jak idzie o tę smarkatę.
— Trudno — odparł Prosper — nie mogę patrzeć, jak biją kobietę.
— To nie kobieta, to indyczka!... A wreszcie będę trzymała ręce przy sobie dziś w wieczór... Chodźmy...
Garbuska otworzyła drzwi i wstąpiła na schody, Proper za nią.
Na drugim piętrze wyjęła klucz z kieszeni, otworzyła weszła.
W pokoju panowała ciemność.
— Czyżby już spać poszła? — rzekła Julia ździwiona, i potem zawołała: — Heleno! Heleno!
Bardzo naturalnie nikt nie odpowiadał.
Julia po omacku poszła do kuchni i zapaliła świecę.
Prosper zamknął drzwi od sieni i wszedł także.
— Gdzieżeś się zaszyła, ty głupia? — krzyczała Garbuska, idąc do sypialni córki.
Łóżko stało nietknięte.
Przez głowę Garbuski przeszło podejrzenie.
— Czyżby stało się to, podejrzewałam? — rzekła głośno. — Czyżby się dała wykraść?
— Wykraść? — powtórzył Prosper.
— Daję słowo, że na to wygląda.
Naraz ujrzała papier, zostawiony przez Helenę na stoliku.
Porwała go i czytała kilka słów skreślonych, blednąc stopniowo.
— Nie żyje! — krzyknęła. — Nie żyje!
— Nie żyje! — rzekł Prosper, wydzierając papier z rąk Garbuski.
Przypuszczalna śmierć nie przerażała matki; przerażała ją myśl, że jej zamiary spełzną na niczym.
— Samobójstwo! — rzekł Prosper, przeczytawszy. — Poszła się utopić!... Do wszystkich diabłów! Trzeba lecieć... szukać... pytać... może czas jeszcze...
Garbuska zastąpiła mu drogę i schwyciła za ręce:
— Co to jest! — zawołała głosem groźnym — ty, ty jej żałujesz?...
Prosper, jak na uczynku złapany, spuścił głowę.
Naraz wzrok jego padł na list Lucjana, który Helena upuściła w pośpiechu ucieczki.
— Co to jest? — mruknął, podnosząc, rad, że odwrócił uwagę wdowy.
— List! — odezwała się Julia i przeczytała adres:
Panna Helena Tordier.
— Znam to pismo, to od kochanka, od Goberta — wołała.
— O, od tego głupca zawziętego! — zawołał komiwojażer, pieniąc się ze złości.
Garbuska czytała, a w miarę tego twarz jej się wypogadzała.
— Dobrze idzie! — rzekła nareszcie. — Bylibyśmy zwieść się pozwolili, a to niewiniątko nie myśli o samobójstwie! Stało się, co przewidziałam...
— Co się stało!
— Mamy w ręku sposób zemsty za zniewagę, jaką ci wyrządził Lucjan Gobert! Jest teraz na naszej łasce!... Namówił Helenę do opuszczenia z nim razem domu matki, co znaczy, że uwiódł małoletnią!... Bezwstydna, dla pokrycia powodu ucieczki, chciała nas przekonać, że się zabije! Mamy ich teraz oboje! Masz! Czytaj!
— A! prawda, mamy ich, nędzników! — mówił Prosper, przeczytawszy list.
— Wpadł jak głupi w zastawione sieci! Teraz Helena musi być posłuszną...
— Lecz gdzie jej szukać?
— U Lucjana!... Czy nie zrozumiałeś z listu, że zaprowadził ją do matki swojej. Stara błaźnica jest więc w spółce z uwodzicielem... Gdyby ta idiotka nie była upuściła listu, byłabym uwierzyła w samobójstwo... A to paradne!...
— Trzeba biec do Lucjana! — przerwał Prosper.
— O nie, mój zięciu — odparła Garbuska. — Nie ma po co się śpieszyć... Jutro za dnia...
— Tak... lecz do jutra, będą mieli wolną całą noc...
— A tobie co do tego? — zawołała Julia Tordier ostro, patrząc cynicznie na młodego człowieka.
Prosper nie chciał wywołać nowej burzy odpowiedzią, że to przecież coś znaczy, a przecież celem jego prawdziwym był majątek.
— A wreszcie — rzekł — kpię sobie z tego.
— Tak to rozumiem — odparła Julia Tordier rozjaśniona.
— Więc cóż teraz zrobimy?
— Pójdę się poradzić — rzekła Garbuska.
— Czy iść z tobą?
— Nie potrzeba... Wracaj do siebie i połóż się spać... Już cię więcej Lucjan Gobert nie wyzwie... Idź, idź...
— Doradca jej, to Włosko — myślał Prosper.
Poszedł za Garbuską, która zabrała listy Heleny i Lucjana.
Na ulicy pożegnali się do jutra.
Prosper miał rację, Julia poszła do byłego dependenta.
Brama domu przy ulicy Verrerie była zamknięta, lecz w oknach się świeciło.
Julia zadzwoniła, stróż drzwi otworzył.
— A! to pani Tordier — rzekł, poznając przybyłą.
— Czy pan Włosko położył się już?
— Pewno nie jeszcze... Tylko co powrócił; czy pani chce się z nim widzieć?
— Tak, dowiedz się, czy może mnie przyjąć; rzecz jest ważna i niecierpiąca zwłoki.
Odźwierny poszedł i zastał jeszcze Włoskę w kantorze.
— Co tam? — zapytał.
— Pani Tordier... proszę pana... Chce się z panem widzieć, coś bardzo pilnego, mówi...
— Wprowadź panią Tordier.
Julia szła tuż za odźwiernym.
— Wejdź, kochana pani — rzekł były dependent.
Wprowadził ją do swego gabinetu i dodał:
— Dlaczego tak późno, musiało się stać coś bardzo ważnego?
— Nie myli się pan, stało się, czytaj! — i podała mu listy.
Włosko przeczytał obydwa.
— A! — rzekł z uśmiechem — dobra myśl przyszła państwu młodym.
— Nieprawdaż?
— Chcieli zmylić drogę, pisząc o samobójstwie...
— Byłabym uwierzyła, gdyby nie list Lucjana... A teraz radź pan, co trzeba uczynić?
— Ma pani stały zamiar ścigać i dochodzić swego na Lucjanie?
— O! tak... To mój wróg, to wróg Prospera Rivet... Potrzeba go uczynić nieszkodliwym... Usunąć z drogi tę przeszkodę.
— Czy pan Prosper wie o wykradzeniu?
— Tak, wie...
— Czy to nie zmienia jego zamiarów?
— Dlaczego zmieniać by miało... Zna pan dobrze jego pobudki...
— A więc, kochana pani, idź jutro do prokuratora, zanieś skargę, opartą na artykułach: 354, 355 i 356 Kodeksu karnego, a do skargi dołącz te listy... To wszystko jest, co potrzebujesz zrobić...
Julia podniosła się.
— Dobrej nocy pani — dodał Włosko. — Słuchaj moich rad, a wszystko będzie dobrze.