Potworna matka/Część trzecia/X
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Potworna matka |
Podtytuł | Tragiczne dzieje nieszczęśliwej córki |
Wydawca | "Prasa Powieściowa" |
Data wyd. | 1938 |
Druk | "Monolit" |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Bossue |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cała powieść |
Indeks stron |
Pan de Beuil zmieszał się nieco tym ostrym tonem.
— Panie sędzio, — zaczął — pozwól się zapytać, czy są ważne powody niepozwalające, aby niepoczytalność wpłynęła na ułaskawienie?
— Tak, panie wicehrabio.
Narzeczony Marty zbladł, jak ściana.
— A jednak — mówił — to uczynek nie wyrozumowany zakochanego, bojącego się stracić przedmiot miłości.
— Pan to nazywasz uczynkiem niewyrozumowanym — odparł sędzia — wykradzenie panny małoletniej, zawrócenie jej głowy, godzenie na jej majątek; bo pozwól pan, że majątek gra w tym główną rolę.
— O, panie! Czy może pan w to wierzyć!
— Wierzę, i przekonanie to opieram na pewnej podstawie. Jak wytłómaczy pan ohydne postępowanie człowieka, korzystającego z wpływu, jaki ma na młodą panienkę, dziecko prawie, który zniesławia ją w oczach świata, aby potem zmusić matkę do oddania mu jej... Panie wicehrabio, ja nie nazywam tego czynem miłości szalonej, niewyrozumowanej! Nazywam to tak, jak prawodawcy określili w kodeksie: zbrodnią! A wie pan, że zbrodnia taka jest karana galarami.
— O, panie, niepodobna, abyście obeszli się z tym człowiekiem z taką okrutną surowością...
— Prawo jedne jest dla wszystkich...
— Trzeba wziąć w rachubę okoliczności...
— O tym sąd postanowi.
— Czy sprawa pójdzie na posiedzenie sądu?
— Sprawiedliwość musi iść swoją drogą...
— To będzie zgubą dla Lucjana!
— Tym gorzej dla niego... Kto sieje wichry, ten burzę zbiera.
— A gdyby panu dowiedziono, że skarga matki jest zemstą po prostu?
— Trudno tego dowieść... Czy pani Tordier zmusiła Lucjana do czynienia obelg przyszłemu swojemu zięciowi? Czy to pani Tordier kazała napisać list, podpisany Lucjan Gobert? Czy nakoniec pani Tordier wysłała córkę swoją do Lucjana Gobert? Złej sprawy bronisz, panie wicehrabio. To, czego wymagasz, jest niemożebne. Nie mam prawa brać w rachubę niepoczytalności... Niech pani Tordier cofnie skargę, a zobaczymy, co się da zrobić?... Obecnie Lucjan Gobert jest zamknięty w Mazas... i zostanie tam...
— A jednak wart jest zainteresowania... przysięgam panu... Przez miłość tylko to uczynił... A! czeka go jeszcze jedna wielka boleść.
— Jakaż znów boleść?
— Zaledwie agenci porwali go z domu, gdy matka, spiorunowana tym zdarzeniem, nagle wyzionęła ducha.
Sędzia nie mógł ukryć dreszczu.
— To wielkie nieszczęście... tym większe, że syn będzie miał na sumieniu śmierć matki.
— Pozwól, panie, niech choć w towarzystwie agentów będzie jutro na pogrzebie...
— Nie mogę na to pozwolić — zawołał sędzia — w własnym interesie... Kto wie, co by mógł uczynić, podniecony rozpaczą, a to pogorszyłoby jego i tak złą sprawę.
— Wiem, panie, że można wypuścić na wolność za kaucją... Czy przyjąłby pan kaucję?
— Któż by ją dał?
— Hrabia de Roncerny i ja... Cyfrę sam by pan oznaczył... Błagam pana, nie bądź bez litości dla tego chłopca... Uważaj go za ofiarę miłości! Obiecałem tym, co losem jego się interesują, że uczynię wszystko możliwe, aby go uwolnić! Pozwól mu pożegnać matkę ostatni raz!... Hrabia i ja, przysięgamy ci, że Lucjan stawi się na każde pańskie zawołanie... Przecież to ani złodziej, ani zabójca. Nie odmawiaj podwójnego poręczenia, hrabiego de Roncerny i mojego.
Zdawało się, że gorące słowa oficera marynarki czynią wrażenie na sądowniku; jednak nie chciał się poddać jeszcze i rzekł:
— Badanie nieukończone...
— Cóż to znaczy, skoro Lucjan stawi się w każdej porze na wezwanie?
— Czy przygotowany jest na kaucję pieniężną, i to nie małą, bo dziesięć tysięcy franków...
Gaston wyjął pugilares i chciał liczyć pieniądze.
Sędzia go powstrzymał.
— Nie tak zrobimy — rzekł. — Pisarz mój wskaże panu biuro, gdzie złoży pan w danym czasie pieniądze i przyniesie pan kwit... Ja zaraz kończę moje zajęcie i podpiszę rozkaz tymczasowy puszczenia na wolność.
— Dziękuję panu!... Jak będzie z jutrzejszym pogrzebem?
— Nie nalegaj, panie wicehrabio... Dla powodów, które wyłuszczyłem, nie zgodzę się na to... Hrabia de Roncerny i pan otrzymacie ode mnie zawiadomienie, kiedy trzeba będzie złożyć pieniądze, a moralnie zobowiążecie się podpisami. Dokąd mam list adresować?
— Do hrabiego Roncerny, willa Petit-Bry.
Pisarz zanotował adres, Gaston mówił dalej:
— Jeszcze raz proszę pana za naszym protegowanym... niech i pańskim będzie... Nie gub pan człowieka na całe życie, skazując go na galery!... Lucjan to serce szlachetne, talent ma niezaprzeczony i może stać się chwałą swego kraju!
— Uczynię, co będę mógł, panie wicehrabio, lecz sprawiedliwość przede wszystkim!...
Gaston uścisnął rękę sędziego i rad, że choć cośkolwiek zrobił, odjechał do Petit-Bry.
— Ten Lucjan ma gorącego obrońcę — szepnął sędzia.
W chwili, gdy Gaston de Beuil wchodził do gabinetu sędziego, ażeby bronić sprawy Lucjana, odźwierny domu przy ulicy Kanoniczek dzwonił do drzwi Julii Tordier.
Garbuska siedziała w domu z Prosperem Rivet, który cały czas teraz u niej przepędzał.
Helena, smutna i cicha, siedziała w kącie, szyjąc coś machinalnie.
Na odgłos dzwonka, Garbuska zadrżała.
— Kto to może być? — mruknęła. — Nie oczekuję nikogo.
Podniosła się i poszła otworzyć.