Potworna matka/Część trzecia/XIII

<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Potworna matka
Podtytuł Tragiczne dzieje nieszczęśliwej córki
Wydawca "Prasa Powieściowa"
Data wyd. 1938
Druk "Monolit"
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Bossue
Źródło Skany na Commons
Inne Cała powieść
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XIII.

Prosper czekał już u notariusza.
Helena nie zrozumiała ani słowa z kontraktu ślubnego, tak myśl jej była gdzieindziej. A zresztą był zupełnie napisany, według wzoru Józefa Włoski.
Helena podpisała nie wiedząc sama, co robi.
Udali się potem do restauracji na śniadanie, a potem Garbuska i Prosper odwieźli Helenę do domu, sami zaś poszli do notariusza, aby podpisać akt sprzedaży majątku całego Prosperowi Rivet.
— Zabierzemy cię na obiad — mówiła Julia do córki, odchodząc. — Pojedziemy razem do Joinville, aby przyśpieszyć twoją ucztę weselną. Bądź rozsądna... nie pożałujesz tego; nie wiesz nawet, ile cię szczęścia czeka...
— O jaka ja nędzna... — mówiła Helena do siebie. — Powinnam życie sobie odebrać... mam szczerą chęć... a jednak waham się... Boję się samobójstwa!... O, Lucjanie mój jedyny, dla ciebie spróbuję żyć; chcę mieć nadzieję, że pomimo wszystko, zobaczymy się jeszcze!
Około piątej Prosper i Garbuska powrócili.
— Zamknij okno — rozkazała Julia — jedziemy.
Dorożka czekała na ulicy, wsiedli wszystko troje i pojechali do stacji Vincennes, a stamtąd koleją do Joinville-le-Pont.
Niedługo potem Joanna powróciła i poszła wyglądać oknem, lecz na próżno, nie zobaczyła już tego dnia Heleny. Postanowiła zatem udać się na noc do Boissy-Saint-Leger i dowiedzieć się, czy pani Gevignot nie otrzymała czasem listów jakich dla niej.
Pojechała więc i o siódmej dzwoniła już do drzwi pensjonatu.
— Ah! to panna Joanna — zawołała odźwierna. — Pani już od dwóch dni dopytuje o panienkę... a szczególniej w gorączce ciągle wspomina kochaną swoją Joasię.
— W gorączce? — powtórzyła Joanna z przerażeniem. — Czy pani chora?
— O bardzo! obawiają się zapalenia mózgu... Lecz niech panienka wejdzie, jest tam dama klasowa, to opowie wszystko i odda list, co dziś rano przyszedł do panienki.
Joanna pośpieszyła do damy klasowej.
— O, moja Joasiu, co za nieszczęście! — zawołała dama klasowa. — Przełożona bardzo chora, doktór przepowiada zapalenie mózgu. Potrzeba starań ciągłych, a nie mamy nikogo, żeby jej dogodził.
— Dlaczego?
— Przełożona nie chce nikogo, ciągle tylko mówi o tobie; przywołuje cię co chwila...
— O, moja droga pani, czy mogę pójść do niej?
— I owszem. Chodź zaraz.
Przełożona posłyszała ruch koło siebie, obróciła się i poznała Joannę.
— Joasiu, moje dziecię — rzekła, wycągając rękę — rada jestem, że cię widzę... Czy powracasz do nas?
— Jeżeli tylko jestem potrzebna — odparła Joanna, ściskając ręce przełożonej — a pani życzy sobie tego, to już nie opuszczę pani...
— Zostań, Joasiu, przy mnie... zdaje mi się, że obecność twoja przywróci mi zdrowie...
— Wszystko, co będzie w mojej mocy, zrobię dla pani.
— Masz dobre serce, moje dziecko, Bóg cię wynagrodzi... Powiedz mi, co się dzieje z Heleną?
Joanna nie mogła prawdy powiedzieć, ażeby chorej nie zmartwić.
— Zdaje mi się... mam nadzieję... że zmartwienia, panny Heleny skończą się niedługo — odpowiedziała wymijająco.
— A to małżeństwo, do którego matka ją zmuszała?
— Nie ma o tym mowy obecnie, proszę pani...
Przełożona chciała mówić jeszcze, lecz Joasia przerwała jej:
— Doktór zabronił pani mówić... to męczy bardzo.... Nauczę się, jak mam pani służyć, przeniosę się do małego pokoiku obok i tym sposobem ciągle będę przy pani.
— Zrób tak, Joasiu... Ja ci tak ufam, i bardzo będę zadowolona...
Joasia wypytała o wszystko damy klasowej i przyrzekła, że święcie wykona przepisy doktora.
— Ależ ty zamęczysz się, kochanko! — zawołała dama klasowa.
— Nie tyle ja wycierpiałam — odparła odważna dziewczyna z uśmiechem. — Poproszę tylko pani o książkę, czytając, nie będę potrzebowała ze snem walczyć.
— Przyniosę ci coś bardzo zajmującego, czy nie potrzebujesz nic więcej?
— Dziękuję... jestem już po obiedzie.
Dama klasowa wyszła, a Joasia rozebrała się, podała lekarstwo przełożonej i zmieniła jej lód na głowie.
— Dziękuję ci, moje dziecko, — rzekła słabym głosem pani Gevignot. — Bardzo dobrze, że przyjechałaś... mam ci dużo do powiedzenia...
— Później, jak droga pani wyzdrowieje...
— Nie prędko to może nastąpi...
— Niech pani temu nie wierzy... niedługo będzie pani zdrowa...
Zajęła się potem uporządkowaniem pokoju, zapaliła lampę i czekała.
Przyszła dama klasowa z książką i listem, położyła przed Joasią i odeszła.
Joasia miała czas przed podaniem lekarstwa, wzięła zatem list, spojrzała na charakter pisma i, niosąc go do ust, szepnęła:
— To od niego!... Od mojego ojca!...
Otworzyła kopertę, wyjęła list i czytała:

„Najdroższe dziecko moje!

„Mogę tym razem pocieszyć biedne twoje serce, przyzwyczajone do cierpienia.
„Przywołano mnie do dyrektora więzienia, który zawsze był dla mnie bardzo dobry.
— „Bertinot, — rzekł do mnie — nigdy nie miałem powodu uskarżać się na twoje sprawowanie, dałem ci nawet dowód mojej życzliwości, osładzając pobyt twój w możliwy sposób. Obecnie otrzymasz nowy tego dowód...
„Zredagowałem raport do ministra, jak to czynię co rok, z wyszczególnieniem sprawowania wszystkich więźniów, polecając ich naczelnikowi rządu.
„Na czele listy umieściłem twoje nazwisko z jak najlepszymi świadectwami.
„Spodziewam się, a nawet pewny jestem, że w tym roku zostaniesz ułaskawiony. Bez tej pewności nie czyniłbym ci próżnej nadziei“.
„Ze łzami w oczach i sercem wezbranym, wysłuchałem dyrektora; od tej chwili inne życie we mnie wstąpiło, jaśniej na świat patrzę.
„Co za radość, dziecię moje drogie, jeżeli przyjdzie ułaskawienie... a przyjdzie z pewnością! Pięć lat darowanych! Pięć lat prędzej będę przy tobie! O tak! połączymy się, przyjdę do ciebie, do Paryża, zamieszkamy razem, uczyniono mi bowiem obietnicę... A może już wiesz o tym?...“
Joasia przerwała czytanie i mówiła do siebie:
— Skądże mogłabym wiedzieć... Co to jest? Nie rozumiem doprawdy... Czytajmy dalej...
„Przed kilku dniami Opatrzność zesłała pewnego pana, który umyślnie do mnie przyjechał z Paryża...
„Nie mogę ci w tej chwili powiedzieć powodu jego odwiedzin... Jak będę wolny, dowiesz się o wszystkim... Mówił mi o tobie... Obiecał, że będę mógł mieszkać w Paryżu, że da mi posadę... Jest to przemysłowiec, nazywa się Józef Włosko, mieszka przy ulicy Verrerie pod nr 37, gdzie znajduje się jego zakład. Obiecał odwiedzić cię w pensjonacie Boissy-Saint-Léger.
„Odwagi zatem, dziecko ukochane! Po piętnastu latach będę cię mógł na koniec do serca przycisnąć.

„Twój kochający ojciec
Piotr Bertinot“.

Joanna upuściła list na kolana, zamyśliła się; dziwnym jej się wydał...
— Ułaskawiony!... wolny!... Czy się aby nie łudzi?... Co to za człowiek, który mówił z nim o przeszłości i protekcję obiecywał? Skąd wie o moim istnieniu?... Z jakiego tytułu mianuje się protektorem ojca mojego?... Nie rozumiem tego, a coś mi mówi, żeby mu nie dowierzać... Lecz poznam tego człowieka, ponieważ ma przyjść do mnie; jeżeli to jest intrygant, potrafię przeszkodzić ojcu, żeby się nie dał złapać... gdyż, zdaje mi się, że chcą użyć ojca w jakimś celu nieznanym...
W tej chwili chora zaczęła majaczyć...
Joasia podniosła się, zmieniła lód na głowie pani Gevignot, wlała jej w usta łyżeczkę lekarstwa. Gorączka ciągle się wzmagała.
Noc była straszna, przełożona nad ranem dopiero odzyskała trochę przytomności.
Joanna w długie godziny czuwania miała czas do rozmyślań. Czuła obecnie całą niemożność przyjścia w pomoc Helenie.
— Chciałabym bardzo zobaczyć pannę Helenę, lecz nie mogę odstąpić chorej, której moje starania tak są potrzebne. Pana Lucjana uwolnią zapewne, zobaczę go u pani Roncerny, kto wie, może on zdoła zrobić to, co mnie się wydaje niepodobne?
Doktór zastał Joannę przy łóżku pani Gevignot, a zbadawszy chorą, winszował dziewczęciu, że jej pilność i starania sprawiły niejakie polepszenie.
Zostawmy Joannę Bertinot na pensji w Boissy-Saint-Léger i podążmy do tego potwora, zwanego Julią Tordier.
Powróciwszy wieczorem z Joinville-le-Pont z Heleną i Prosperem Rivet, Garbuska znalazła przed drzwiami mieszkania wezwanie stawienia się nazajutrz przed sędzią śledczym, w Pałacu Sprawiedliwości, w jego osobistym gabinecie.
Podobne wezwanie czekało Prospera Rivet w jego mieszkaniu.
Nie potrzebujemy mówić, że stawili się punktualnie.
Zeznania ich były tchnące taką nienawiścią i przesadą, że zwróciły uwagę sędziego, którego przekonania zachwiał już trochę pan de Beuil.
Julia i Prosper nie przypuszczali, że nad ich ofiarami czuwali ludzie, mający znaczenie, i że pragnęli je ratować.
Uważali Lucjana za straconego, i opuścili Pałac Sprawiedliwości w najlepszym usposobieniu.
Czas płynął swoją drogą.
Pomimo starań narzeczonego Marty, Lucjan był zamknięty.
Na próżno w willi Petit-Bry oczekiwano listu z żądaniem kaucji.
Marta była w rozpaczy, nie mogła także pojąć, dlaczego Joanna się nie pokazuje, a przez to nie wiedziała nic o Helenie.
Heleny cierpienia z każdym dniem potężniały. Patrzyła ciągle w okna Joanny, lecz były zamknięte i również nie mogła pojąć, dlaczego ta jedyna opiekunka ją opuściła.
Biedna męczennica od Boga już tylko wyglądała uwolnienia, błagając, aby powołał ją do siebie.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Xavier de Montépin i tłumacza: anonimowy.