Pracownicy morza/Część pierwsza/Księga pierwsza/VIII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Pracownicy morza |
Wydawca | Bibljoteka Romansów i Powieści |
Data wyd. | 1929 |
Druk | Grafia |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Felicjan Faleński |
Tytuł orygin. | Les Travailleurs de la mer |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Napróżno szukałby kto dziś w okolicy Houmet domu Gilliatta, jego ogrodu i małej przystani, gdzie stawiał krypę. A nietylko dom już nie istnieje; zniknął i mały półwysep na którym stał; rozkruszył go kilof burzycieli skał nadbrzeżnych, wozy go przewie zły na okręty handlujących opokę i granitem. Z nadbrzeża w Houmet powstał w stolicy bulwark, kościół i pałac. Cały ten łańcuch skał dawno odjechał do Londynu.
Te skały przedłużające się w morze, są ze swemi szczelinami zazębieniami prawdziwe łańcuchy gór w małych rozmiarach; patrząc na nie doświadczamy takiegoż wrażenia, jakieby uczuł olbrzym spoglądający na Kordylliery. W miejscowym narzeczu nazywają
te skały różnokształtne ławicami; jedne są podobne do pacierzowej kolumny, w której każda skała jednę kość przedstawia; drugie do ości rybich, inne do pijącego krokodyla.
Na rogu ławicy, na której stał dom Gilliatta, znajdowała się wieka skała, nazywana przez rybaków Woli-Róg. Skała ta, rodzaj piramidy, podobna była do wierzchołka jersey’skiego, chociaż nie tak wysoka. Podczas przypływu morza, woda oddzielała Woli-Róg od lądu, w chwilach zaś odpływu można było dojść do niego rozdołem skalistym. Osobliwością tej skały było to, że od strony morza fale wyżłobiły w niej niby krzesło. Było to krzesło zdradzieckie. Mimowolnie pociągał cię ku niemu roztaczający się stamtąd pyszny widok; rozległy horyzont ma coś czarującego w sobie. Krzesło to samo się podstawiało; tworzyło ono rodzaj framugi w prostopadłej ścianie skały; dostać się do tej framugi było łatwo; morze, które ją wykuło, urządziło zarazem pod nią jakby wygodne schody z płaskich głazów. Otchłań robi czasem także uprzejmości, ale nie ufajmy jej ugrzecznieniu. Krzesło wabiło, wchodziłeś po schodach, siadałeś; a było tam wygodnie. Siedzenie tworzył granit wygładzony przez pianę, za poręcze służyły dwa zagłębienia, jakby umyślnie wykute, za plecy wysoka prostopadła ściana skały, którą zachwycałeś się spoglądając z dołu, nie pomyślawszy nawet o tem, iż niepodobna wleźć po niej. Nic łatwiejszego, jak zapomnieć się na takim fotelu. Widziałeś stąd wielki obszar morza, krążące w oddali statki, mogłeś wzrokiem gonić żagiel dopóki nie zniknął z widnokręgu; zachwycałeś się, patrzyłeś, roskoszowałeś, czułeś pieszczoty fali i wiatru. W Kajennie jest rodzaj nietoperza bardzo przemyślnego; usypia on cię w cieniu jednostajnym ruchem swych skrzydeł. Wiatr jest takim samym nietoperzem niewidzialnym; jeżeli nie wytępia, to usypia. Spoglądałeś na morze, przysłuchiwałeś się powiewom wiatru i czułeś, jak cię morzy sen zachwytu. Gdy oczy napełnia nadmiar piękności i światła, natenczas zamknąć je jest rodzajem rozkoszy. W tem budzisz się — już zapóźno! Przypływ morza podniósł się zwolna. Woda otoczyła skałę.
Zginąłeś!
Przypływ morza, to okropne oblężenie.
Woda wznosi się zrazu powolnie, potem szybko. Gdy skał dosięgnie, wpada w gniew i pieni się gniewnie. — Iść wpław w pośród sterczących pod wodą skał, to niełatwo. Znakomici pływacy potonęli przy Wolim-Rogu.
W niektórych miejscach i w pewnych chwilach wpatrywanie się w morze jest trucizną; to jak czasami wpatrywanie się w kobietę.
Dawni mieszkańcy wyspy Guernesey zwali owa framugę, wyżłobioną w opoce przez fale, krzesłem Gild-Holm —’Ur, czyli Kidormur. Wyraz celtycki, jak powiadają, którego umiejący po celtycku nie rozumieją ale który rozumieją umiejący po francusku. Kto-śpi-umie-ra (Qui-dort-meurt). Tak to przełożyli wieśniacy.
Wolno wybierać pomiędzy tym przekładem, a innym jeszcze, podanym w roku 1819 w czasopiśmie Armoricain przez p. Athénas. Według tego szanownego znawcy celtyzmu, Gid-Holm-’Ur ma oznaczać Przystanek stada ptaków.
W Aurigny jest inne podobne krzesło, zwane krzesłem Mnicha, tak zręcznie wyciosane przez fale i tak dogodne, iż rzekłbyś, że natura utworzyła je przez grzeczność; podstawia nawet stołeczek pod nogi.
W czasie silniejszego Przypływu morza krzesło Gild-Holm —’Ur znikało. Woda zalewała je zupełnie.
Krzesło to sąsiadowało z domem Gilliatta, znał je więc i często siadywał na niem. Czy rozmyślał tam? Nie; marzył tylko, jak powiedzieliśmy wyżej, ale nie dał się zaskoczyć przypływowi morza.