Prawda starowieku/Kroniki i akty o opryszkach
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Prawda starowieku |
Wydawca | Instytut Wydawniczy PAX |
Data wyd. | 1980 |
Druk | Drukarnia Wydawnicza w Krakowie |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały tekst |
Indeks stron |
Kroniki i akty sądowe i czerpiące z tych źródeł opracowania historyczne, jak szkice Władysława Łozińskiego, autora specjalnie zajmującego się awanturniczymi dziejami Rusi Czerwonej, przyznają do pewnego stopnia rację tej tradycji.
Do XVII wieku góry są spokojne. W XVII wieku uroszczenia pańszczyźniane wywołują wrzenia na wszystkich tych wschodnich ziemiach ruskich, gdzie dotąd nie było pańszczyzny. Ogólny zamęt wojen kozackich i panujące potem bezprawie i swawola wciągają mieszkańców gór w swą orbitę.
Według wiadomości z aktów i książek, że wymienię tylko jeden charakterystyczny przykład, magnaci Jabłonowski, Potocki i inni — ci, którzy później uniwersały przeciw opryszkom ogłaszali — używali niejednokrotnie opryszków do zajazdów, oblężeń i krwawych walk o majątki z sąsiadami-szlachcicami. W czasie jednej z tego rodzaju wojen Pan Jabłonowski zgromadził 400, a Potocki nawet 700 opryszków pokuckich. Jak głosi zażalenie sądowe: „latrones ex oris Pocutiae vulgari idiomatu dictos — opryszki“. Widocznie ceniono ich wojowniczość, zdecydowanie i pojętność w rzemiośle żołnierskim. Przede wszystkim ceniono ich za to, że bardzo gorliwie i dokładnie spełniali życzenia swych patronów, przeprowadzając z rozmachem niszczenie przeciwników.
Tak to mimo odległość i nieprzystępność gór, lud wierchowiński został wciągnięty w wir chaosu, jaki ogarnął ówczesną Polskę. Potem, gdy byli już tym panom niepotrzebni, albo gdy, naśladując szlachtę, zaczęli działać na własną rękę — ci sami panowie i cała szlachta halicka, znalazłszy się istotnie w niebywałej opresji ze strony band, stworzyli milicję do tępienia opryszków. Trzeba dodać, że w XVII wieku napady te na dołach i na podgórzu nieraz przy wciąganiu dużych mas chłopstwa, pod przewodnictwem opryszków miały prawie czasem charakter tego, co dziś się nazywa „wojną klasową“, względnie „ruchawką“ społeczną. Ostateczne wyrodzenie się opryszków, o którym wyraźnie mówi tradycja huculska, odnosząc je do końca XVIII i początku XIX wieku, związane jest także z gromadzeniem się w górach niespokojnych żywiołów i rozbójników z całego kraju. Było to już tylko podźwiękiem i epifenomenem tego zamętu w czasie, kiedy w całej Polsce już zaczęło się uspokajać. Lecz pamiętajmy, że do końca dziejów starej Rzeczypospolitej w społeczeństwie szlacheckim zajazd był ciągle jeszcze aktualną formą egzekucji prawnej.
Ale nawet okres, kiedy, jak lud powiada, opryszki zmienili się w „rozbyszaków“, obfituje w niezwykłe charaktery i dziwne epizody, świadczące, że raz zbudzona siła bojowa, nie mając innego ujścia topniała i marnowała się w bujnym hulaniu, pod ciągłą groźbą szubienicy. Czasem także lepsze instynkty szukały ujścia w tym, jak się zdawało, wolnym i niepodległym życiu opryszków.
Rozbójników karpackich obawiano się na całym Pokuciu i Podolu i długo jeszcze nimi dzieci straszono. Zapewne działały tutaj tajemnicze pogłoski o leśnych ludziach, o olbrzymach, o ich niesamowitej sile, ich niespodziane zjawianie się i błyskawiczne znikanie, fantastyczne nieraz bogate stroje i uzbrojenie. Ale prawdę mówiąc, nie przewyższali oni w zbójeckim rzemiośle bogatych i możnych rozbójników-magnatów, jak Stadnicki, Kaniowski i tylu innych. W porównaniu zaś z metodami wojen polsko-kozackich, w których obu stronom jakoby także o rację stanu chodziło, dużo przygód i wycieczek rozbójnickich nosi cechy chłopięce, młodzieńcze i bodajże nawet rycerskie. Czyny okrutne były czasem wypływem zapamiętania się, afektu, a czasem znów rzeczywistego oburzenia i poczucia krzywdy. Wskazują na to do pewnego stopnia akty sądowe, stanowczo tak twierdzi tradycja, także i to, że szał bojowy opryszków często dał się ugasić uprzejmym, dobrym słowem, a nawet, że można ich było łatwo podejść w ten sposób, i że to miało nieraz dla nich skutki fatalne.
Jeśli za polskich czasów walka z opryszkami miała charakter samoobrony, lub charakter doraźnych wypadów smolackich oddziałów, spowodowanych doniesieniem poszkodowanych lub pragnących zemsty instygatorów (nieraz sąsiadów lub nawet wspólników opryszków), to pacyfikacja austriacka ze strony tego „Państwa“ na serio przybierała cechy systematycznej i wytrwałej eksterminacji. Miała chwilowo sprzymierzeńców w samym ludzie, w kłótniach różnych frakcyj i w tym, że wybujanie opryszkostwa miało fatalne skutki dla ogólnego bezpieczeństwa życia i mienia. Gdy się jednak wysłucha starych wieści i tradycyj huculskich, wydaje się, że nie należałoby ze zbyt lekkim sercem sławić owych „pacyfikacyj“ austriackich, jak to czynią niektórzy pisarze — nawet ukraińscy. — Czarne szubienice stały rzędami przy drogach — opowiadali starzy ludzie. — Pańszczyzna maszerowała w ślad za nimi. — Skończyły się dostatki i stara swoboda. Pankowie, Żydkowie robili z nami, co chcieli. —
Po wyrodzeniu się opryszków, po zniszczeniu ludzi lasowych i puszczowych junaków, wzmocnione siły wrogie zabrały się do niszczenia samej puszczy.
Ośmielili się wrogowie. Wyzywali las, uporali się z lasem, dokonali swego; zniszczyli słobodę, zrównali z ziemią odrębność i niezależność Wierchowiny.