Przedziwny Hidalgo Don Kichot z Manczy/Część druga/LXXIV
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Przedziwny Hidalgo Don Kichot z Manczy |
Wydawca | Wydawnictwo J. Mortkowicza |
Data wyd. | 1937 |
Druk | Drukarnia Naukowa Tow. Wydawn. |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Edward Boyé |
Tytuł orygin. | El ingenioso hidalgo Don Quijote de la Mancha |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cała powieść |
Indeks stron |
Jakoże rzeczy ludzkie nie będąc wieczne, ciągle od swego początku ku schyłkowi swemu zmierzają, co się zwłaszcza żywota ludzkiego tyczy i jakoże Don Kichot nie miał na to od niebios przywileju, aby zawsze w tym samym stanie i biegu spraw swoich pozostawać, przeto i koniec przyszedł nań, gdy się najmniej tego był spodziewał. Trudno odgadnąć, czy śmierć nastąpiła na skutek melankolji, jaką przyczyniło mu wspomnienie poniesionej klęski, czyli też na skutek wyroku niebios, które tak rozrządziły, dość, że napadła go gorączka, która go przez sześć dni w łożu trzymała. W ciągu tego czasu pleban, bakałarz i balwierz — przyjaciele jego — często go odwiedzali, co się zaś Sanczo Pansy tyczy, to nie opuszczał ani na chwilę wezgłowia swego pana. Mniemając, iż strapienie wielkie, stąd płynące, że został zwyciężony i że nie może ujrzeć spełnienia pragnień swoich, dotyczących odczarowania Dulcynei, tę niemoc na niego sprowadziło, starali się pocieszyć go, tym lub innym kształtem. Bakałarz prosił go, by nie upadał na duchu i by z łoża się dźwignął, aby zacząć owe pasterskie ćwiczenia; ułożył był już bowiem eklogę, która nie ustępuje tym, które z pod pióra Sannazzara wyszły. Prócz tego z własnych pieniędzy zakupił już dwa piękne psy, aby trzody strzegły. Jeden z nich zowie się Barcino, drugi — Butron; sprzedane zaś zostały przez pasterzy z Quintanar. Jednakoż Don Kichot, mimo to, trwał nadal w swych smutkach ponurzony. Przyjaciele jego sprowadzili medyka, który nie był zbyt ukontentowany pulsem, gdy go był pomacał. Dlatego też poradził mu, aby, na wszelki przypadek, pomyślał o zbawieniu duszy, bowiem ciało wielkiemu już niebezpieczeństwu podlega.
Don Kichot wysłuchał spokojnie tych słów, czego nie lza powiedzieć o siostrzenicy, gospodyni i giermku, którzy zaczęli płakać tak rzewliwie, jakby go już na marach widzieli. Zdaniem medyka było, że te melankolje i troski duszne do grobu go wpędzą. Don Kichot poprosił, aby go samego pozostawili, bowiem chciał się przespać nieco, (idy tak uczyniono, zasnął i, jak powiadają, spał sześć godzin, tak iż ochmistrzyni i siostrzenica sądziły już, że we śnie ducha wyzionął. Nasz rycerz ocknął się jednak, po upływie tego czasu, zaś, ocknąwszy się, te słowa donośnym głosem wypowiedział:
„Niech będzie błogosławiony Bóg wszechpotężny, który mi tyle dobra wyświadczył. Zaprawdę, miłosierdzie Jego jest bez granic, nie skracają go bowiem, ani mu nie przeszkadzają ludzkie grzechy“.
Siostrzenica, wysłuchawszy uważnie słów swego wuja, do tej myśli przyszła, że są one najrozumniejsze z tych wszystkich, co je był w chorobie swej wypowiedział, przeto też zapytała: — Co mówicie, panie wuju? Zali coś nowego zaszło? I o jakiem to miłosierdziu, o jakich grzechach ludzkich rozprawiacie?
— Moja siostrzenico — odparł Don Kichot — myślę o miłosierdziu, które Bóg mi w tej chwili okazał, bez tego, aby moje grzechy jakąś przeszkodę stanowić miały. Mam w tej chwili rozeznanie jasne i swobodne, którego nie zaciemniają już grube chmury niewiedzy, jakie sprowadziła na mnie ciągła lektura obrzydłych i wzgardy godnych ksiąg rycerstwa błędnego.
Uznaję je za dziwaczne i oszukaństw pełne. Żałuję jeno, że to rozeznanie przyszło tak późno, tak iż nie mam już czasu, aby błąd odrobić, czytaniem innych ksiąg, które są światłem dla ducha. Czuję się bliski śmierci, moja siostrzenico, i pragnąłbym umrzeć tak, aby ta śmierć dała do zrozumienia, iż życie moje nie było złe do tyla, aby mi nazwa szaleńca pozostać miała. Chocia bowiem byłem w życiu szaleńcem, przecie prawdy tej przez śmierć moją potwierdzać nie chcę. Dlatego też droga przyjaciółko, zawołaj plebana, bakałarza Samsona Karrasca i balwierza Mikołaja, chcę się bowiem wyspowiadać i testament spisać. Siostrzenica mogła sobie zaoszczędzić tego zachodu, gdyż wszyscy trzej weszli właśnie do komnaty. Don Kichot, ujrzawszy ich, rzekł: — Powinszujcie mi, przyjaciele, gdyż oto z Don Kichota z Manczy przedzierzgnąłem się w Alonsa Quixano, któremu zacne życie kiedyś przydomek Dobrego nadało. Jestem nieprzyjacielem Amadisa z Galji i nieskończonej chmary potomków jego. Nienawidzę teraz wszystkich świeckich historyj rycerstwa błędnego. Zważam dobrze szaleństwo moje i niebezpieczeństwo, w jakie wtrąciła mnie ich lektura. Dzisiaj, dzięki łasce boskiej, przyszedłszy znów do rozumu, brzydzę się niemi. Trzej przyjaciele usłyszawszy, że tym kształtem prawi, jęli mniemać, że jakieś nowe go szaleństwo napadło. — Panie Don Kichocie — rzekł Samson — teraz właśnie, gdy przyszło uwiadomienie o odczarowaniu pani Dulcynei, Wasza Miłość z takiemi słowy na harc wyjeżdża? Teraz, gdy mamy zamiar stać się pasterzami, aby śpiewając, wieść książęce życie, Wy pragniecie stać się pustelnikiem? Zmilczcie, zmilczcie, proszę Was, powracajcie do zdrowych zmysłów i pozostawmy już te bajędy. — Te, w których dotąd tkwiłem — odparł Don Kichot — a które były mą szkodą i śmiercią, teraz, przy pomocy niebios, na dobro moje się obrócą. Czuję, WPanowie, że śmierć szybko się zbliża, dajmy przeto pokój tym żartom — przywołajcie mi księdza, abym się mógł wyspowiadać, oraz notarjusza, abym testament spisał, na takim bowiem stając krańcu, człek nie powinien drwić sobie ze zbawienia duszy. Dlatego też, gdy ksiądz pleban spowiadać mnie będzie, niechaj ktoś po notarjusza się uda.
Wszyscy przytomni spojrzeli na siebie, zadziwieni racjami Don Kichota, aczkolwiek jeszcze w nie uwierzyć nie byli w stanie.
Jednakoż najlepszą dla nich oznaką, iż już do śmierci się zbliża, było, że tak łatwo i szybko z szaleńca stał się człekiem rozumnym; do racyj, o których już namienialiśmy, przydał jeszcze tyle słów pięknych, chrześcijańskich i tak dobrze wyrażonych, iż zapewne to mieli, że Don Kichot do pełnego używania rozumu przyszedł.
Pleban kazał wszystkim komnatę opuścić, i pozostawszy sam z Don Kichotem, wyspowiadał go. Bakałarz Karrasco udał się na poszukiwanie notarjusza, który wkrótce, w towarzystwie Karrasca i Sanczo Pansy, wszedł do izby. Poczciwy giermek, dowiedziawszy się od bakałarza o złym stanie zdrowia swego pana i obaczywszy, że gospodyni i siostrzenica we łzach toną, począł się okładać kułakami i płakać rzewliwie.
Gdy się spowiedź skończyła, pleban wyszedł z komnaty Don Kichota i rzekł te słowa:
„W samej rzeczy już jest umrzeć gotów i w samej rzeczy Alonso Quixano, zwany Dobrym, do rozumu przyszedł. Chodźmy do niego, aby ostatnią swoją wolę spisał“. Słowa te otwarty stawidło płaczu w oczach gospodyni, siostrzenicy i Sanczo Pansy, tak iż stały się one prawdziwą fontanną łez. Wszyscy oni wydobyli z wnętrzności swoich tysiąc głębokich westchnień, gdyż, jakośmy już o tem namieniali, Don Kichot, zarówno gdy zwał się jeszcze poprostu Alonsem Quixano, jak i potem, gdy się stał Don Kichotem z Manczy, odznaczał się zawsze przyrodzeniem miłem i pełnem słodyczy. Dla tej racji miłowali go nie tylko domownicy, lecz i wszyscy, co go znali.
Notarjusz wszedł do komnaty, wraz ze wszystkimi zebranymi w domu i gdy Don Kichot polecił już był swoją duszę Bogu, ze wszystkiemi chrześcijańskiemi ceremonjami k‘temu przynależnemi i gdy przyszło do zapisu, rzekł w te słowa:
„Item, co się tyczy dukatów, które Sanczo Pansa, będący moim giermkiem, za czasów mego szaleństwa, miał w swem posiadaniu, to, jakoże są między nami rozchody i przychody do obrachunku, postanawiam, aby z nich sprawy nie zdawał, przeciwnie jeżeli coś pozostanie, niechaj mu zapłacą, mało jest bowiem rzeczy, które doń przynależą, i niech mu to na dobro służy.
„A jakoże, będąc szalony, stałem się powodem tych rządów, które mu na wyspie dano, pragnąłbym teraz, gdy do używania rozumu przyszedłem, podarować mu całe królestwo, bowiem szczerość jego i wierność, jaką w służbie dla mnie okazał, zasługuje na to“. Poczem, zwracając się do Sanczy, rzekł: „Wybacz mi, drogi przyjacielu, że dałem ci k‘temu pobudkę, abyś za szaleńca uchodził, tak jak i ja, wprowadzając się w błąd, w który sam popadłem, wierząc, że byli i że są na świecie rycerze błędni“.
— Ach, WPanie — rzekł wówczas z płaczem Sanczo — miast umierać, posłuchaj raczej mojej rady. Owóż radzę wam żyć jeszcze lat wiele. Największe szaleństwo, jakie człowiek na tym świecie popełnić może, to, ni mniej, ni więcej, tylko umrzeć, bez tego, aby go ktoś życia pozbawił, lub rękami swemi śmierć mu zadał — umrzeć z melankolji. Proszę Was, raz jeszcze, nie oddawajcie się gnuśności, jeno podnieście się z łoża i ruszajmy w pole, przebrani za pasterzy, jakeśmy to już ustanowili. Być może natkniemy się za jakimś krzakiem na panią Dulcyneę odczarowaną, tak iż już niczego pragnąć nie będzie trzeba.
Jeśli zgryzota z odniesionej porażki ma być śmierci Waszej przyczyną, zrzućcie winę na mnie, utrzymując wszędzie, iż zostaliście zwyciężeni dlatego, że źle osiodłałem Rossynanta. Tembardziej, że Wasza Miłość czytał przecież w księgach rycerskich, iż jest to rzeczą zwykłą i pospolitą, że jeden rycerz drugiego kopją z siodła wysadza i że ten, co dzisiaj został zwyciężony, jutro może już być zwycięzcą.
— To prawda — dodał bakałarz Samson — i nasz poczciwy Sanczo ma słuszną rację w tej materji.
— WPanowie — rzekł Don Kichot — nie pospieszajmy tak rączo, bowiem w gniazdach z roku zeszłego, w tym roku piskląt już zabraknie. Byłem szaleńcem, teraz zaś do rozumu przyszedłem, byłem ogniś Don Kichotem z Manczy, teraz zaś jestem, jako już rzekłem, Alonsem Quixano, zwanym Dobrym. Niechaj ma skrucha i prawda, którą wam oznajmiłem, wróci mi tę cześć waszą, jakąście kiedyś dla mnie żywili i niechaj pan notarjusz dalej pospiesza.
„Item, całej mojej majętności dziedziczką naznaczam tu przytomną siostrzenicę moją, Antonję Quixanę, za wykluczeniem legatów, com je poczynił; nadewszystko zapłacić należy gospodyni za jej zasługi, zaś do zasług tych przydać dwadzieścia dukatów na przyodziewek. Jako wykonawców mej ostatniej woli naznaczam plebana i bakałarza, Samsona Karrasco, tutaj przytomnych.
Item, jest moją wolą, aby, jeśli siostrzenica moja, Antonja Quixana za mąż pójść zapragnię — wyszła za człeka, o którym jest pewne uwiadomienie, że nic nie wie w materji księg rycerstwa błędnego i ze nigdy o tych księgach nie słyszał. Gdyby zaś o nich wiedział i gdyby mimo to, siostrzenica moja trwała w zamyśle poślubienia go, winna stracić wszystko, co jej pozostawiam w spadku, który mej ostatniej woli wykonawcy będą mogli przeznaczyć, według swego upodobania na dzieła miłosierdzia.
Item, proszę panów wykonawców, aby, jeśli przez traf szczęśliwy, poznają autora, o którym powiadają, że ułożył księgę, co się uwija po świecie, pod nazwą Wtóra część przewag Don Kichota z Manczy — poprosili go w mojem imieniu, w najbardziej dworny sposób, o przebaczenie za to, iż nie myśląc o tem wcale, dałem mu pobudkę do napisania tak wielu głupstw, opuszczam bowiem ten świat z dręczącym skrupułem, iż właśnie tak się stało.
Skończywszy tę mowę, zamknął testament i tak, jakby omdlenie nań naszło, wyciągnął się jak długi na swem łożu. Wszyscy przytomni, wielce poruszeni, rzucili mu się na ratunek. W ciągu trzech dni, które mu jeszcze do życia pozostały, mdlał, co chwila. Cały dom pełen był zamieszania, co nie przeszkadzało wszakżz jeść siostrzenicy, popijać gospodyni i cieszyć się Sanczo Pansie, bowiem myśl o przyszłem dziedzictwie osłabia w duszy spadkobiercy ów ból i wspomnienie, jakie się odczuwać zwykło po śmierci testatora.
Wreszcie nadszedł ostatni dzień Don Kichota, w którym przyjął Sakramenty Święte i przeklął dla wielu słusznych racyj księgi rycerskie. Notarjusz, przy jego śmierci przytomny, rzekł później, że nigdy w żadnej księdze rycerskiej tego nie znalazł, aby rycerz błędny umierał w swem łożu, równie pokornie i w równie chrześcijański sposób, co Don Kichot.
Oddał swoją duszę Bogu, czyli zmarł, pośród jęków i wyrzekań wszystkich przytomnych. Pleban, zważywszy tę śmierć, zażądał od notarjusza zaświadczenia na piśmie, że Alonso Quixano, przezwany Dobrym, którego pospolicie zwano Don Kichotem z Manczy, przeszedł z tego do tamego świata, umarłszy śmiercią przyrodzoną. Pleban rzekł, iż potrzeba mu tego świadectwa, aby innym autorom, prócz Cyd Hameta Benengeli, odjąć okazję do powołania go do życia z powrotem i napisania dziwacznych historyj o jego uczynkach i przewagach.
Taki był koniec przedziwnego hidalga z Manczy. Cyd Hamet nie chciał zdradzić miejsca jego urodzenia, tak, aby wszystkie mieściny Manczy sprzeczały się z sobą o zaszczyt wydania go na świat, na wzór owych siedmiu grodów greckich, co o Homera spór wiodły. Nie zostały tu pomieszczone skargi Sanczy, gospodyni i siostrzenicy, ani nowe epitafia na grobowcu wyryte. Poprzestać należy na tem, co je Samson Karrasco ułożył:
Sławny hidalgo tu spoczywa,
Rycerz tak dzielny, że ta dzielność,
Dając mu w życiu nieśmiertelność
Z pod władzy śmierci wyszła żywa
Światu igrzyska sprawiał krwawe,
Postrach i grozę siejąc wszędzie,
Niechaj to wieczną da mu sławę,
Że żyjąc z szaleństw swych obłędzie,
Przed śmiercią zdał z mądrości sprawę.
Precz wiarołomcy, oczajdusze!
Niech nikt się dotknąć mnie nie waży,
Gdyż przedsięwzięcie to jedynie
Dla mnie zostało zachowane!
„Don Kichot narodził się tylko dla mnie, ja zaś dla niego. On umiał działać, ja zaś pisać. Ja i on jesteśmy jedną istotą, na złość owemu kłamliwemu dziejopisowi z Tordesillas, który ośmielił się opisać swojem strusiem, źle ostruganem, piórem przewagi i znakomite orężne czyny mego dzielnego rycerza. Brzemię to było zbyt ciężkie dla jego ramion, zaś jego umysł i rozeznanie zbyt zimne na takie przedsięwzięcie. Jeżeli trafunkiem go poznasz, przestrzeż go, aby pozostawił w grobowcu znużone i przegniłe kości Don Kichota, gdyż byłoby to zbytniem okrucieństwem, gdyby przeciw wszelkim śmierci ustanowieniom, zapragnął go znów ujrzyć w Starej Kastylji, gdzie spoczywa w swoim grobowcu, wyciągnięty na całą długość swej postaci i niezdatny już do trzeciego w świat wyruszenia.
Aby śmiać się i drwić z tych wielu szaleństw, co je błędni rycerze popełnili, wystarczą dwa jego w świat wyruszenia, które takie ukontentowanie i zachwalenie znalazły wśród narodów i nacyj, tak we wszystkich Hiszpaniach, jak i królestwach cudzoziemskich. Uczynisz zatem, co dobry chrześcijanin uczynić jest obligowany, udzielając dobrej rady temu, kto mu źle życzy. Co się mnie należy, pozostanę ukontentowany tem, że pierwszy cieszyć się mogłem w pełni owocem tych pism, zgodnie z mojem życzeniem, bowiem nie pragnąłem nigdy nic ponadto, jak starać się obrzydzić ludziom dziwaczne i nieprawdziwe księgi rycerstwa błędnego, które, dzięki mej prawdziwej historji o Don Kichocie, już się chwiać zaczynają. Ani chybi, że bajędy te wkrótce upadłszy, już się nie podniosą. Vale“.