<<< Dane tekstu >>>
Autor Owidiusz
Tytuł Przemiany
Pochodzenie Przemiany
Życie i poezja Owidjusza
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1933
Druk W. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Bruno Kiciński
Tytuł orygin. Metamorphoseon, Libri Quindecim
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
XL. Orfeusz i Eurydyka.

W purpurowem odzieniu, powietrzem niesiony,
Śpieszył Hymen odległe odwiedzić Cykony.
Daremnie go Orfeusz wzywał na swe śluby.

Przybył on wprawdzie, przybył; lecz posępność zguby
Zamiast błogosławieństwa niosła z sobą hasło.
Pochodni, którą trzymał, słabe światło zgasło;
Dymiła się płaczliwie, kopeć wróżył smutek.
Lecz jeszcze żałośniejszym okazał się skutek:
W nimf gronie, gdy po trawach biega młoda żona,
Upada, zębcem węża w stopę ukąszona.
Opłakawszy małżonkę i swe przeznaczenie,
Jeszcze śpiewak Rodopy chciał ubłagać cienie.
Śmiał przez bramę tenarską[1] zstąpić do Erebu.
Minął lekki tłum cieni, zeszłych z czcią pogrzebu,
I przed królem z królową, co tam władną smutni,
Taką prośbę wyśpiewa, wtórując na lutni:
»Bóstwa krain podziemnych, dokąd wszystko schodzi,
Cokolwiek śmiertelnego na ziemi się rodzi,
Nie myślcie, że zstąpiłem do tych strasznych ciemnic,
Ciekawy docieczenia Erebu tajemnic,
Lub że chcę zgromić potwór[2], wszczęty z krwi Gorgony,
Potrójną paszczą groźny, w węże nasrożony:
Przyjścia powodem żona. Ten kwiat wśród rozwicia
Szpetna żmija swym jadem pozbawiła życia.
Chciałem znieść moją stratę: miłość zwyciężyła.
Wiem, że w niebie jest znaną jej wszechwładna siła.
Czy tu także, ja nie wiem; lecz głosi podanie,
Że was także wzajemne złączyło kochanie.
Na okropność tych pieczar, ten zamęt głęboki,
Na to państwo milczenia i wiecznej pomroki

Błagam was: Eurydykę wróćcie mi kochaną,
Zwiążcie przędzę jej życia, za wcześnie zerwaną!
Wszystko wam będziem winni; za waszym rozkazem,
Czy prędzej, czyli później, zejdziem się tu razem.
Tu jest dom nasz ostatni; wszystkich los ten czeka,
Urodzenie dług śmierci wkłada na człowieka:
I ona wróci, życia bieg skończywszy cały.
Za dobrodziejstwo przyjmiem dar życia, by mały.
Lecz gdyby ona miała zostać złym wyrokiem,
Cieszcie się: i ja także nie ruszę stąd krokiem«.
Gdy tak śpiewa, a razem przygrywa na lutni,
Płaczą cienie, sępowie nie szarpią okrutni[3],
Tantal bieżącej wody nie ściga już wcale,
Wnuki Bela spoczęły, Syzyf siadł na skale,
Zatrzymuje się w pędzie koło z Iksyonem,
Pierwszy raz litość wstrząsła Eumenid gronem.
Już mu prośby odmawiać nie śmie żona króla,
Nawet i władcy piekieł serce się rozczula.
Wzywają Eurydyki; między dusz natłokiem
Stojąc, raniona wolnym zbliżała się krokiem.
Otrzymał żonę Orfej pod warunkiem przecie,
Że się nie ma oglądać aż na górnym świecie;
Inaczej Eurydykę utraci na wieki.
Wśród milczenia głuchego szli na świat daleki
Drogą ciemną i mgłami zaległą gęstemi.
I już się mieli wkrótce wydostać z podziemi,
Gdy trwożny, czyli za nim idzie Eurydyka,
Oglądnie się Orfeusz — a wtem żona znika.
Próżno ją objąć, próżno zatrzymać się stara:

Pierzcha Eurydyka, jak dech, jak czcza mara;
Lecz nie śmie się użalać nad tą srogą zmianą,
Chyba by się żaliła, że jest zbyt kochaną.
Słabym głosem ostatnie pożegnanie daje
I zapada się znowu w smutne śmierci kraje.
Tak zbladł Orfej, powtórnie małżonkę straciwszy,
Jak ów, w kamień zmieniony człowiek najlękliwszy,
Kiedy piekieł szczekacza w kajdanach spostrzega
I gdy zaledwie z życiem trwoga go odbiega[4];
Lub jak Olen, co obce przyjął na się winy,
I Letea zbyt dumna z swych wdzięków przyczyny,
Wprzód jedną tylko duszę mający oboje,
Dziś opoki na Idzie, płodnej w liczne zdroje.
Próżno wracał się Orfej: Charon niezbłagany
Nie chciał go przez Kocytu przeprawić bałwany.
Siedem dni bez pokarmu czekał śpiewak boski,
Łzy były mu napojem, pożywieniem troski.
Narzekając na srogość wyroków ku niemu,
Przez wyniosłą Rodopę wrócił się do Hemu.





  1. Na przylądku Taenarum w Peloponezie miało się znajdować wejście do podziemia.
  2. Cerber.
  3. Tytjosa; por. str. 61.
  4. Owidjusz przytacza dwa, zresztą nieznane skądinąd podania o człowieku, który na widok Herkulesa, wlokącego na świat górny Cerbera, zbladł jak ściana i zamienił się w kamień, i o Olenie i Letei, kochającej się parze, którą również przestrach zamienił w dwa głazy.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Owidiusz i tłumacza: Bruno Kiciński.