[84]XVII. Ino i Melicertes.
Wzmacnia się cześć Bakchusa przez karę bezprawia,
Wielkość nowego boga Ino wszędzie wsławia;
Ona jedna z sióstr tylu jest obcą żałobie
Prócz tej, której doznała na rodziny grobie.
Dumna ze swego szczęścia, czuła radość słodką,
Będąc króla małżonką, będąc boga ciotką.
Widząc to, Juno rzekła: »Mogłoż jedno dziecko
W delfiny zmienić majtków za ich myśl zdradziecką,
Syna na rozszarpanie oddać własnej matce
I trzy siostry w spokojnej prześladować chatce;
A Juno będzie skargi czcze wznosić przed światem?
Tenże kres mej potęgi? Dosyćże mi na tem?
[85]
Sam wskazał, co mam czynić: pójdę wroga śladem.
Czego wściekłość dokona, Penteja przykładem
Aż zanadto dokładnie poznali ziemianie:
Niech Ino równym szałem przejęta zostanie!«
Drogę wąską, spadzistą gęsty cis zacienia;
Wiedzie w państwa podziemne przez kraje milczenia.
Tu gnuśny Styks mgły zieje, błąkają się mary,
Zaledwie grobowemi uczczone ofiary.
Tu mieszka mróz i bladość, a tłum duchów nowych
Szuka drogi, wiodącej do grobów styksowych
I do ogromnych zamków czarnego Platona.
Tysiąc bram jest przed miastem, żadna nie zamkniona.
Jak w morzu wszystkie rzeki ziemskie i strumienie,
Tak mieszczą się w tym grobie wszystkie razem cienie;
Nie znać ciżby, choć zgraja ciągle przybywała,
Snuły się martwe duchy bez kości, bez ciała.
Część na sąd, część śpieszyła w królewskie podwoje
Część w rozrywkach wznawiała dawne życie swoje.
Czegóż nie zdoła zemsta i gniewy zawzięte?
Z niebios zstępuje Juno w to miejsce przeklęte;
Świętą stopą dotknione piekło dało jęki,
Trzykroć zaszczekał Cerber z potrójnej paszczęki.
Juno trzech sióstr[1] przyzywa, córek czarnej Nocy,
Bóstwa groźnej, okrutnej, niezbłaganej mocy.
Na żelaznych zaporach siedząc przed więzieniem,
Węże z włosów stalowych czesały grzebieniem.
Wstają, poznawszy bóstwo po chodzie i twarzy.
To miejsce nazywają siedliskiem zbrodniarzy;
Tu sępom na pożarcie Tytjos ciało daje,
[86]
Dziewięćkrotne ogromem zalegając staje;
Próżno Tantal spragniony za wodami goni,
I wabiący go owoc wymyka się z dłoni
Spadającą opokę ciągle Syzyf dźwiga,
Iksjon, wpleciony w koło, i pierzcha i ściga.
I wy tu, wnuczki Bela,[2] za mężów zabicie
Wyciekającą wodę nalewać musicie.
Gniewnie spogląda Juno na nich i Iksjona,
A z niego na Syzyfa spojrzeniem zwrócona,
Rzekła: »On jeden z braci[3] maż znosić męczarnie?
A ten, którego żona mną gardzi bezkarnie,
Król Atamas szczęsnego doznaje pożycia!«
Odkrywszy jawnie powód zemsty i przybycia,
Każe Juno Furyom gród Kadma obalić
I serce Atamasa wściekłością zapalić.
Łączy w mowie rozkazy, prośby, obietnice.
Woli bóstwa z pokorą słuchają dziewice.
Tyzyfona odrzuca i węże i żmije,
Na twarz jej spadające i kryjące szyję,
I tak w swych sióstr imieniu do Junony rzekła:
»Nie traćmy słów! Ty porzuć nienawistne piekła
I wróć w milsze powietrze szczęśliwego nieba.
Królowo, kiedy każesz, nam słuchać potrzeba«.
Juno z radością wraca. Nim weszła w niebiosa,
Z dłoni Irydy boska zwilżyła ją rosa.
Wtem krwawą Tyzyfona pochodnię porywa,
W świeżej krwi umaczanym płaszczem się okrywa
[87]
I wijącym się wężem przepasuje szaty;
Idzie, z nią trwoga, przestrach, smutek w łzy bogaty,
I wściekłość, w swym zapędzie nie znająca tamy.
Staje przed zamkiem króla; zatrzęsły się bramy,
Odrzwia klonowe spadły i słońce uciekło.
Zbladł Atamas, ujrzawszy nadchodzące piekło,
Zbladła Ino i z mężem pragnie wyjść z mieszkania;
Lecz jędza staje w progu i wyjścia im wzbrania.
Rozwiódłszy ręce, węzłem jaszczurczym splecione,
Gdy włosy wstrząsła, świszczą węże poruszone
Po ramionach, po skroniach z przeraźliwym sykiem
I trucizną miotają i łyszczą językiem.
Jędza z głowy dwa węże jadowite zrywa,
I natychmiast je ciska jej dłoń zaraźliwa.
W Atamasa, w Inonę padły szpetne gady
I po ich łonie zgubne rozpostarły jady;
Nie wpiły im się w ciało, nie zadały rany,
Ale zatruły żądłem umysł obłąkany.
Jędza przyniosła z sobą jad płynny, ohydny
Ze ślin paszczy Cerbera, z trucizny Echidny,
Mieszczący zaród zbrodni, wściekłą zapalczywość,
Błąd, ślepe odurzenie, łzy i morderstw chciwość;
Wszystko to z sobą starte świeżą krwią zalewa
I w kociołku z cykutą na ogniu zagrzewa.
Na przelękłych małżonków jędza jad ten rzuca;
On wdziera się im w piersi i niszczy im płuca.
Jędza tak szybko kręci gorejącą smołą,
Że się ognia zrobiło jedno wielkie koło.
Spełniwszy rozkaz, wraca w Plutona siedliska
I odpasawszy węża, precz od siebie ciska.
Gdy w sercu Atamasa jad wściekłość roznieci:
[88]
»Bracia — woła — w tym lesie rozciągajcie sieci:
Przed chwilą z dwojgiem szczeniąt lwicę tu widziałem«.
I biegnie w ślady żony z szalonym zapałem.
Igrał malutki Learch na matczynem łonie
I z uśmiechem ku ojcu wyciągnął swe dłonie.
Porywa go Atamas, jakby z procy miota
I słabe członki syna o skałę druzgota.
Nagle matka, tak strasznem rażona widokiem,
Czy rozpaczą przejęta, czy jędzy urokiem,
Wściekła, z rozpierzchłym włosem, w dzikiem przedsięwzięciu,
Młodego Melicerta trzymając w objęciu:
»Hej, Bakchusie!« — zawoła. Z Bakchusa wspomnienia
Juno dzikiej radości doznaje wzruszenia.
W morze wystaje skała, w spód jej fala bije;
Podmyta, przed deszczami słone wody kryje,
A czołem w górę sterczy. Tu, wściekłością śmiała
I silna obłąkaniem, Ino się dostała;
Stąd bez trwogi wraz synem rzuca się w bałwany;
Rozstąpiło się morze, zabielały piany.
Wenus cierpień swej wnuczki dłużej znieść nie może;
Z przymileniem do stryja rzecze: »O wód boże!
Coś w podziale wziął państwo najpierwsze po niebie,
Neptunie, o dar wielki śmiem upraszać ciebie:
Błądzących po wód twoich niezmiernem przestworzu
Przyjm za bogi. Wszak Wenus nie jest obca morzu,
Wszakże na boskiej głębi byłam niegdyś pianą
I od piany u Greków imię mi nadano«[4].
[89]
Wysłuchał Neptun. Ino kształt śmiertelny traci
I z swym synem dostojnej nabywa postaci;
Z twarzą zmienia nazwisko: Leukotoi ona,
On bierze po przemianie imię Palemona.
Towarzyszki Inony za królową biegły
I ostatnie jej ślady przy skale postrzegły.
Nie wątpią o jej zgonie; w rozpaczy z tej straty
Piersi biją, rwą włosy, rozdzierają szaty,
Przeklinając Junonę niesłuszną i mściwą.
Obraza się bogini mową obelżywą.
»Żem mściwa, z waszej kary pozna ziemia cała«.
Rzekła i groźba skutkiem stwierdzona została.
Bo gdy jedna z sług, szczerą przejęta żałobą,
Mówi: »I w morze pójdę, królowo, za tobą«,
Chcąca w przepaść się rzucić, zaraz w skałę wrosła;
Druga, chcąc się bić w piersi, gdy ramię podniosła,
Uczuła, że wzniesione ramię skamieniało.
Tamta, nad morskie tonie wychylając ciało,
Tak bez życia nad morzem stwardła wychyloną.
Inna, kiedy w rozpaczy za drogą Inoną
Rwie włosy, włosy z ręką skamieniały razem.
Każda, jaki kształt miała, w tym została głazem.
Inne, w ptactwo zmienione, dotąd w tej zatoce
Swem skrzydłem prują morze przy zgubnej opoce.
|