Przygody Huck’a/Tom II/Rozdział XXI
<<< Dane tekstu | |
Autor | |
Tytuł | Przygody Huck’a |
Wydawca | Biblioteka Dzieł Wyborowych |
Data wyd. | 1898 |
Druk | Drukarnia Granowskiego i Sikorskiego |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Teresa Prażmowska |
Tytuł orygin. | The Adventures of Huckleberry Finn |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tom II |
Indeks stron |
Gdyśmy się nareszcie znaleźli sam na sam z Tomkiem, pytam go, jaki miał cel w wykradaniu Jima? dlaczego tak się mordował i nas tak męczył, wiedząc, że Jim otrzymał już wolność?
— Nie rozumiesz tego — wyjaśnił Tomek. — Oto chciałem, żebyśmy po wykradzeniu Jim’a popłynęli razem w dół rzeki aż do samego jej ujścia. Przygód mielibyśmy bez liku, a dopiero po ukończeniu podróży, Jim dowiedziałby się o swej wolności i powrócił z nami do domu na parostatku, jak się należy, z wynagrodzeniem pieniężnem za czas stracony. Uprzedzeni o naszym powrocie, wszyscy murzyni zebraliby się, i z muzyką, z pochodniami wprowadziliby Jim’a do miasta. I on bohaterem-by został i my! Nie udało mi się do końca, ale i to, co się udało, sztuka nielada!
Ma się rozumieć, że natychmiast wypuszczono Jim’a z komórki, a gdy obie ciocie i wujaszek dowiedzieli się od doktora, jak Jim troskliwie doglądał Tomka, zaczęli rozczulać się nad nim, karmić go, poić, nie dając mu żadnej roboty, żeby odpoczął należycie. Przyprowadziłem go do Tomka, który w łóżku leżeć jeszcze musiał, i nagadaliśmy się, aż miło! Jim, okrutnie uradowany, rzekł do mnie:
— A pamiętasz, Huck, com ci mówił, jeszcze tam, w domu, u miss Watson? Mówiłem, że mam na piersiach włosy i że to znak szczęśliwy... A co? nie miałem racyi? Czy nie przepowiedziałem, że po raz drugi będę bogaty? Nie, Huck, nie gadaj! znaki są znakami: pamiętaj to sobie!
Potem zabrał głos Tomek i prawił... prawił... namawiając nas, żebyśmy nakupiwszy zapasów, uciekli we trzech którejkolwiek nocy i puścili się na szukanie przygód śród Indyan, gdzie zabawilibyśmy z kilka tygodni.
— Dobrze — odpowiadam — z ochotą, tylko, że nie mam pieniędzy, a i z domu nic nie dostanę, bo zapewne tatko oddawna musiał zabrać mój skarb od sędziego i przepić wszystko co do grosza.
— Nie, masz go dotąd — powiada Tomek. — Pieniądze są wszystkie, sześć tysięcy dolarów z górą. Ojca twego nie było do chwili mego wyjazdu.
Na to rzekł Jim uroczyście:
— I nie będzie go wcale. Nie powróci.
— Dlaczego, Jim?
— Mniejsza o to dlaczego. Powiadam ci, Huck, że nie wróci.
Lecz gdy na tem twierdzeniu nie poprzestałem, więc rzekł w końcu z wielką powagą:
— Pamiętasz, Huck, ten dom, któryśmy spotkali, płynący z wodą w dół rzeki? W tym domu był człowiek, przykryty z głową; myśleliśmy że śpi. Powiedziałem ci: nie odkrywaj go... Pamiętasz? Sam jednak poszedłem i odkryłem, a gdyś powtórnie wejść usiłował, tom cię nie wpuścił... Pamiętasz? No... to znaczy... że możesz odebrać swoje pieniądze, bo tym człowiekiem był — twój ojciec...
Tomek wyzdrowiał zupełnie, kulę, którą mu z łydki wyjęto, nosi na łańcuszku od zegarka i ciągle patrzy, która godzina.
Nie mam już nic więcej do pisania, z czego okropnie rad jestem, bo gdybym był wiedział, jaka to praca napisać książkę, to nie byłbym wcale zaczynał: drugi raz też pewno nie zacznę.
Zdaje mi się, że z wyprawy do kraju Indyan nic nie będzie, a przynajmniej nie teraz, bo ciocia Salusia chce zostać moją matką, to jest usynowić mnie i ucywilizować. Czy ja to wytrzymam? Jużem próbował tego przysmaku i...
Skończyłem.