Przygody Zosi/Chleb dla koni

<<< Dane tekstu >>>
Autor Sophie de Ségur
Tytuł Przygody Zosi
Wydawca „Nowe Wydawnictwo”
Data wyd. 1937
Druk „Grafia“
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Jerzy Orwicz
Źródło Skany na Commons
Inne Całe Przygody Zosi
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Chleb dla koni.

Zosia była łakomą. Mama mówiła zawsze, że jeść zadużo zdrowiu szkodzi i nie pozwalała dawać dzieciom żadnych przysmaków pomiędzy obiadem i kolacją, ale Zosia, będąc głodną, chwytała wszystko, co tylko udało się jej złapać do zjedzenia.

Pani Irena chodziła codziennie po śniadaniu do stajni dawać chleb i sól koniom, których mąż jej miał kilkanaście. Zosia niosła za mamusią koszyk pełen razowego chleba. Każdy koń dostawał jeden kawałek. Mamusia nie pozwalała Zosieńce jadać czarnego, często źle upieczonego chleba, gdyż jak mówiła, może szkodzić na żołądek. Po
Chodźmy zobaczyć, czy robota Jakóbka posunęła się — rzekła Madzia.
odwiedzeniu dużych koni zwracano się do małych, tak zwanych z angielska poney. Były to śliczne koniki: Jeden z nich kary został przez tatusia darowany Zosi i temu sama dawała chlebek. Często odgryzała kawałek, a resztę dostawał ulubieniec. Pewnego dnia miała straszną chętkę zjedzenia smacznego razowca, wzięła więc kromkę w rączkę w ten sposób, żeby tylko trochę wystawała.

— Konik uchwyci ten kawałek z końca, a mnie reszta pozostanie — powiedziała sobie łakoma dziewczynka, ale nie udało się oszukać karego, który łapczywie schwycił chleb podany, ale zarazem ugryzł paluszek Zosi. Nie krzyknęła, żeby nie zwrócić uwagi mamusi, ale ostry ból zmusił ją do wypuszczenia z ręki całej kromki, z czego skorzystał konik i pożarł ją łapczywie. Krew z palca płynęła obficie. Zosia owinęła rękę chusteczką, co zatrzymało nieco upływ krwi, ale niemniej chusteczka cała była zaczerwieniona, trzeba było schować ją wraz z rączką pod fartuszek i mamusia na razie nie zauważyła co się stało. Przy obiedzie jednak spostrzegła, że z paluszka Zosi krew kroplami na obrus spływa i zapytała z żywością:
— Co to masz na palcu? Czem się skaleczyłaś?
— Mój konik mnie ugryzł w palec — odrzekła Zosia nieśmiało.
— Czy podobna? Ten konik łagodny, jak baranek? Nie mogę sobie tego wyobrazić! odrzuciła pani Irena z niedowierzaniem.
— Podawałam mu chleb, a on pochwycił mnie za palce — objaśniała Zosia.
— Mówiłam tobie, że należy kłaść kromkę na dłoni, czyś zapomniała już o tem.
— Tak, mamusiu, trzymałam chleb mocno w palcach.
— Ponieważ jesteś niemądre i nieposłuszne dziecko, nie będziesz już odtąd karmiła chlebem swego konika — rzekła mama.
Zosia nie odpowiedziała ani słowa, ale cieszyła się, że mamusia nie zabroniła jej chodzić do stajni i nosić koszyk z chlebem dla innych koni.
— Zawsze będzie można coś złasować pomyślała niepoprawna dziewczynka.
Nazajutrz idąc z mamusią do koni i podając jej kromki przygotowane, ściągnęła jedną z nich do kieszonki i zajadała ukradkiem, gdy mama była do niej odwrócona. Nie zbliżając się do ostatniego konia pani Irena nie miała już nic do dania ślicznemu stworzeniu, które wyciągało ku niej szyję, napróżno oczekując swej porcji i niecierpliwie grzebało nóżką.
— Cóż to? Zabrakło jednej kromki chleba zapytała z wymówką w głosie.
Wzrok jej spoczął na Zosi, która miała pełne usta i starała się pośpiesznie przełknąć ostatni kąsek.
— Ach, co za przebrzydły łakomczuch z ciebie! — zawołała pani Irena oburzona — kradniesz chleb moim ulubionym koniom, popełniasz przytem nieposłuszeństwo, wszak tyle razy mówiłam tobie, że nie wolno ci jeść tego ciężkiego chleba. Nigdy już nie pójdziesz ze mną do stajni a na obiad dostaniesz w swoim pokoju tylko kromeczkę chleba i chlebową zupkę.
Zosia spuściła smutnie główkę i poszła wolnym krokiem do domu.
Panna Julja, która bardzo polubiła swą małą wychowankę, zauważyła odrazu, że ma ogromnie strapioną minę.
— Cóżeś tam nowego zbroiła? zapytała Zosieńkę.
— Zjadłam kromkę chleba razowego, przeznaczonego dla konia — odrzekła ze łzami w oczach. Tak bardzo mi ten chleb smakuje! Koszyk był pełny, myślałam, że mamusia nie zauważy braku jednej kromki! Za to, że nie wystarczyło chleba dla ostatniego konia, mamusia mi nie pozwoliła zejść do obiadu. Dostanę tylko zupkę chlebową.
To mówiąc Zosieńka rozpłakała się nad swym losem, a zacna panna Julja, nie czyniąc już ze swej strony żadnych wymówek, spojrzała na nią ze współczuciem i westchnęła głęboko. Miała bardzo dobre serce i wydawało się jej zawsze, że pani Irena zbyt srogo postępuje nieraz z Zosią, starała się więc według swojej możności pocieszać ją i łagodzić kary. Gdy lokaj przyniósł na tacy zupkę chlebową, suchy kawałek chleba i szklankę wody, panna Julja zaraz po jego odejściu otworzyła szafę, wyjęła z niej duży serek i słój konfitur, a zwracając się do Zosi rzekła:
— Jedz dziecinko najprzód serek z chlebem a potem dostaniesz konfitury.
Widząc, że Zosia się waha, chociaż jej oczki już się radośnie śmieją — dodała jeszcze:
— Mama przysłała ci tylko chlebek, ale nie zabroniła ci coś na nim położyć.
— A jeżeli mamusia mnie zapyta, czy nic więcej prócz chleba nie dostałam na obiad, w takim razie muszę powiedzieć prawdę.
— Natenczas już sama wytłumaczę mamusi, że dałam ci sera i konfitur, bo sam chleb mógłby zaszkodzić na pusty żołądek, więc nie obawiaj się za to kary.

Nie dobrze zrobiła panna Julja doradzając Zosieńce jeść przysmaki bez wiedzy mamusi, ale dziewczynka nie zastanawiała się nad tem i nosiła się z apetytem na ser, który bardzo lubiła, jak również cieszyła się z możności zjedzenia konfitur. Pomimo to czuła się upokorzoną, dowiedzą się wszyscy domowi o jej łakomstwie i nieposłuszeństwie i że już nie będzie więcej karmiła swego kucyka. Pocieszała ją tylko nadzieja, że panna Julja zawsze potrafi znaleść sposób, żeby swą pieszczoszkę od kary uchronić, a w najgorszym razie przynajmniej tę karę osłodzić!




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Sophie de Ségur i tłumacza: Natalia Dzierżkówna.