Przygody na okręcie „Chancellor“/XI
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Przygody na okręcie „Chancellor“ |
Podtytuł | Notatki podróżnego J. R. Kazallon |
Wydawca | Gebethner i Wolff |
Data wyd. | 1909 |
Druk | W. L. Anczyc i Spółka |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Ilustrator | Édouard Riou |
Tytuł orygin. | Le Chancellor: Journal du passager J.-R. Kazallon |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Dnia 21 października (dalszy ciąg). Trudno wypowiedzieć co uczułem, kiedy usłyszałem odpowiedź Falstena. Zaręczam jednak, że nie był to strach, raczej uczucie najzupełniejszej rezygnacyi. Wydało mi się, że okoliczność ta dopełnia odpowiednio sytuacyi, sprowadzając szybsze rozwiązanie! Z najzimniejszą więc krwią poszedłem na przód statku donieść o tem Kurtisowi.
Dowiedziawszy się, że pudło z 30-ma funtami pikratu, wystarczającego do wysadzenia góry w powietrze, znajduje się na spodzie okrętu, w samym ognisku pożaru i że wybuch może nastąpić każdej chwili, Robert Kurtis nie zmrużył nawet oczu, tylko źrenice mu się rozszerzyły i czoło sfałdowało.
— Dobre i to — powiedział — nie ma co mówić. Gdzie Ruby?
— Na wystawce.
— Chodź pan ze mną, panie Kazallon.
Poszliśmy razem na wystawkę, gdzie inżynier i kupiec jeszcze siedzieli.
Robert Kurtis przystąpił do Rubego pytając:
— Więc pan to rzeczywiście zrobiłeś?
— A no tak, cóż wielkiego — odrzekł najspokojniej Ruby, sądząc się być winnym tylko defraudacyi.
Przez chwilę zdawało mi się, że Robert Kurtis zmiażdży tego nieszczęśliwego pasażera, nie mogącego ocenić okropnych skutków, jakie pociągnąć za sobą może jego nieostrożność.
Porucznik powstrzymał się i założył w tył ręce, jakby broniąc się chęci porwania Rubego za gardło.
Następnie chłodnym tonem zaczął wypytywać o szczegóły. Ruby potwierdza wszystko, co mówiłem. Pomiędzy kuframi, składającymi jego bagaże, znajduje się w pudełku około 30 funtów materyi wybuchowej.
Pasażer ten działał w tej całej sprawie z wrodzonem rasie Anglo-saksonów niedbalstwem i nierozwagą, pozwalającą wepchnąć pomiędzy ładunek okrętu pakę pikratu z takim spokojem, z jakim Francuz położyłby zaledwie butelkę wina. Dlatego zaś nie oznaczył jakości przedmiotu, że kapitan z pewnością odmówiłby przyjęcia go na pokład.
— Zresztą nie powiesicie mnie przecież za to i jeżeli moje pudełko przeszkadza panom, to wrzućcie je do morza! Moje bagaże są ubezpieczone!
Usłyszawszy taką odpowiedź, nie mogłem powstrzymać gniewu, a ponieważ nie mam zimnej krwi Roberta Kurtis, rzuciłem się więc ku Rubemu, zanim porucznik mógł mnie powstrzymać.
— Czy ty wiesz nędzniku — krzyknąłem — iż okręt się pali. — Cóż byłbym dał za to, ażeby cofnąć te kilka słów, było jednak zapóźno.
Trudno opisać jaki skutek wywarły one na Rubym. Ciało sparaliżowane tytaniczną sztywnością, włosy najeżone, oko bez miary otwarte, oddech rzężący jak u astmatyka, stracił mowę... Strach doszedł u niego do ostatnich krańców. Nagle zaczął ruszać ramionami i patrząc na pokład »Chancellora«, mogącego w każdej chwili wylecieć w powietrze, wyskakuje z wystawki, pada, podnosi się i biega po okręcie, machając rękami jak waryat.
Nagle odzyskał mowę i z ust jego wyrywa się okropny okrzyk:
— Okręt się pali! Okręt się pali!
Na ten krzyk cała załoga sądząc, że ogień wybuchnął na zewnątrz i że należy szukać ratunku w łodziach, zbiegła się na pokład.
Wszyscy pasażerowie także nadbiegli. Robert Kurtis nadaremnie chce uspokoić obłąkanego Ruby.
Nieład dochodzi do najwyższego stopnia Pani Kear pada bez zmysłów. Jej męża nic nie obchodzi, odszedł, pozostawiając żonę na opiece panny Herbey.
Majtkowie już odwiązali sznury szalup chcąc je spuścić na morze.
Jednocześnie powiedziałem panom Letourneur o pożarze na spodzie okrętu. Ojciec ujął syna w ramiona, jak gdyby chcąc go uchronić od klęski. Młodzieniec nie stracił zimnej krwi, spokoju i przekonywa ojca, że niebezpieczeństwo nie jest jeszcze tak bliskie.
Jednocześnie Robert Kurtis przy pomocy porucznika zdołał zatrzymać załogę. Zapewnia ich, że pożar nie rozszerza się, że Ruby jest nieprzytomny, że nie należy nigdy zbyt pospiesznie działać, że w stosownej chwili da rozkaz opuszczenia okrętu. Większa część majtków usłuchała głosu kochanego i szanowanego przez nich porucznika. Szalupy więc wróciły na swoje miejsce, czego kapitan Huntly nigdy nie zdołałby dokazać. Na szczęście Ruby nic nie mówił o pikracie, zamkniętym pod pomostem. Gdyby załoga wiedziała, że okręt jest tylko wulkanem, mogącym w każdej chwili wybuchnąć pod ich nogami, upadłaby na duchu i uciekała bądź co bądź, bez możności zatrzymania. Kurtis, Falsten i ja wiemy, w jaki okropny sposób skomplikował się pożar okrętu, nikt więcej o tem wiedzieć nie będzie.
Kiedy już przywrócono porządek, wróciliśmy z Kurtisem na wystawkę do Falstena. Inżynier siedział ciągle w tem samem miejscu, rozwiązując w myśli jakąś mechaniczną zagadkę. Na usilne nasze prośby przyrzekł ani słowa nie mówić o nowem niebezpieczeństwie, grożącem okrętowi. Robert Kurtis podjął się zawiadomić kapitana o całej okropności naszego położenia. Poprzednio jednak należy zabezpieczyć osobę Rubego, albowiem nieszczęśliwy dostał zupełnego pomieszania zmysłów i biega ciągle po pokładzie wołając: pali się! pali się!
Porucznik wydał majtkom rozkaz ujęcia pasażera, którego wreszcie zakneblowano i związano.
W końcu przeniesiono go do kajuty i zostawiono pod strażą.
Okropna tajemnica nie wymknęła się z ust jego!