Przygody na okręcie „Chancellor“/XLV
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Przygody na okręcie „Chancellor“ |
Podtytuł | Notatki podróżnego J. R. Kazallon |
Wydawca | Gebethner i Wolff |
Data wyd. | 1909 |
Druk | W. L. Anczyc i Spółka |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Ilustrator | Édouard Riou |
Tytuł orygin. | Le Chancellor: Journal du passager J.-R. Kazallon |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
16 stycznia. Leżymy rozciągnięci na żaglach. Załoga spotkanego okrętu mogłaby sądzić, że to cmentarz pływający.
Okropnie cierpię, nawet nie wiem, czy mógłbym jeść wobec zapalenia ust, języka i gardła, pomimo to rzucamy wzajemnie na siebie dzikie spojrzenia.
Upał dziś jeszcze silniejszy, zdaje się, iż będzie burza. Gęsta para otocza nas, ja zaś jestem przekonany, że deszcz będzie padał naokoło, omijając tratwę.
Patrzymy ku niebu, a pan Letourneur wyciągnął ręce, błagając o kroplę wody. Słucham, czy grzmot w oddali nie zapowie nam zbliżenia się burzy. Już jedenasta, chmury zasłoniły zupełnie słońce. Widocznie burza nie wybuchnie, albowiem całe niebo jednostajnie pokryte chmurami.
— Deszcz! — zawołał nagle Daoulas.
I rzeczywiście o pół mili od tratwy widać na niebie równoległe pasy. Deszcz pada i na powierzchni oceanu błyszczą bańki wodne. Wiatr niesie chmurę, oby tylko nie wyczerpała się, zanim doleci do nas.
Bóg nareszcie zlitował się nad nami! Deszcz pada wielkiemi kroplami jak zwykle w krótkotrwałych ulewach. Spieszymy się zbierać wodę, bo chmury już przecierać się zaczynają.
Kurtis ustawił rozbitą beczkę, naokoło zaś rozpostarliśmy żagle, ażeby na większej powierzchni łapać wodę. Położyliśmy się na wznak z otwartemi ustami. Woda zlewa mi twarz, usta i czuję jak wpływa mi do gardła! Co za rozkosz niewypowiedziana! Jak gdyby życie wlewało się we mnie kroplami. Błona śluzowa pieści się dotknięciem ożywczych kropli. Piję ten zbawczy napój, który przeradza całą moją istność.
Deszcz trwał 20 minut, poczem chmura rozeszła się. Powstaliśmy wszyscy lepsi! Tak, lepsi! Ściskamy się za ręce, mówimy do siebie, zdaje się, żeśmy już ocaleli! Bóg w miłosierdziu swojem zeszle nam inne chmury, a te przyniosą wodę, której nam tak długo brakowało! Zresztą nie straciliśmy wody spadającej na tratwę. Baryłka i żagle dużo jej nałapały. Zachowamy ją więc, troskliwie i po kropelce używać będziemy. W baryłce jest kilka garncy. Majtkowie wzięli się do wyciskania wody na żagle schwytanej.
— Zaczekajcie! — zawołał Kurtis — trzeba zobaczyć, czy woda ta zdatną jest do picia. — Spojrzałem na niego ze zdziwieniem. Wszakże to woda deszczowa. Kurtis wycisnął w kubek blaszany trochę wody z żagla, skosztował i splunął. Z kolei i ja spróbowałem. Ależ to woda jeszcze więcej słona od morskiej! Żagle tak długo wystawiane na działanie bałwanów, nasiąkły solą, którą woda deszczowa rozpuściła. Jest to nieszczęście nie do powetowania. Ale cóż to szkodzi! Odzyskaliśmy na nowo nadzieję. W baryłce jest kilka garncy, a zresztą kiedy dzisiaj deszcz padał, dlaczegoby jutro nie miał spaść