Przykładne dziewczątka/XXVII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Przykładne dziewczątka |
Podtytuł | Zajmująca powieść dla panienek |
Pochodzenie | Przykładne dziewczątka |
Wydawca | Księgarnia Ch. I. Rosenweina |
Data wyd. | 1928 |
Druk | Drukarnia „Siła” |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Jerzy Orwicz |
Ilustrator | Marian Strojnowski |
Tytuł orygin. | Les Petites filles modeles |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst Cała książka |
Indeks stron |
Od kilku dni ruch wielki panował we dworze, wbijano gwoździe w oranżerji przylegającej do salonu, rozsuwano kwiaty, pieczono ciasta.
Dzieci nie dopuszczały Elizy do oranżerji i starały się przytrzymywać ją jak najdłużej u siebie, okazując wielkie zadowolenie z powodu, że już wolno jej przebywać z niemi.
Dobra dziewczyna domyślała się potroszę, że chodzi o zrobienie jej jakiejś niespodzianki i udawała, że o niczem nie wie.
Wreszcie nadszedł dzień oznaczony. O godzinie trzeciej ogromne było zamieszanie w całym domu. Eliza ubierała się w swoim pokoiku, gdy wpadły dzieci, niosąc olbrzymi kosz przykryty. Muślinowe ich sukienki, które nakładały tylko w święta, świadczyły, że jest jakiś uroczysty nastrój w domu.
— Przyszłyśmy cię ustroić, moja Elizo, przemówiła Kamilka, przynosimy wszystko, co potrzebne jest do twej toalety.
— Dziękuję panienkom, ale mam już sukienkę uszykowaną, zaraz ją włożę.
— Spójrz najprzód na to, co przynosimy, rzekła Madzia, odsłaniając koszyk.
Olśnionym oczom Elizy ukazała się suknia brązowa przybrana białym kolorem, czepeczek jaki zazwyczaj noszą służące i ładne okrycie.
— To za piękne dla mnie! — zawołała Eliza zdumiona i zmieszana tak bogatymi prezentami.
Dziewczątka pomimo jej oporu odwiązały fartuszek Elizy i starały się zdjąć z niej suknię. Musiała poddać się ich woli i włożyć na siebie przyniesione przez nich stroje, poczem zaprowadziły ją dzieci do sypialni matki, żeby mogła przyjrzeć się sobie w dużem lustrze. Eliza, wzruszona do głębi, dziękowała dziewczynkom, a potem obu paniom za otrzymane dary.
— Teraz pójdę do siebie i zdejmę tę śliczną sukienkę, nie mogę przecież nosić jej na codzień, tłómaczyła małej czwórce, która ją otaczała i cieszyła się radością bijącą z oczu dziewczyny.
— O nie, musisz pozostać w tym stroju aż do wieczora, wołały dzieci.
— Dlaczego? — zapytała Eliza zaciekawiona.
— Zobaczysz sama. Chodź z nami i o nic nie pytaj, odrzekła Madzia.
Dzieci zaprowadziły Elizę do salonu, a następnie do oranżerji, zamienionej obecnie na rodzaj teatru. Dużo było tam osób zebranych dla oglądania widowiska, które urządzone było umiejętnie dla zainteresowania wiejskich widzów. Odegrano udatny obraz z pogromu białych przez murzynów na wyspie San Domingo. Były to dzieje zacnej i przywiązanej służącej murzynki, która ratuje dzieci zamordowanych swych państwa, ocala je od wielu niebezpieczeństw i wreszcie odpływa z niemi do ich ojczyzny, wręczając kapitanowi okrętu szkatułkę pełną klejnotów, należących do matki sierotek, a stanowiących ogromny majątek.
Amatorzy odegrali świetnie swe role, zwłaszcza główna bohaterka, murzynka, wywołała ogólny zachwyt i pozyskała gorące oklaski.
Następnie całe zgromadzone towarzystwo zaproszone zostało do jadalni, gdzie zastawione były stoły bardzo obficie, a dla wieśniaków i służby folwarcznej podano podwieczorek w ogrodzie. Grały przytem orkiestry i rozpoczęły się tańce w uprzątniętej już oranżerji, jak również przed domem. Dzieci bawiły się z wielkim zapałem, Eliza tańczyła dużo i cieszyła się ogromnem powodzeniem, wszyscy bowiem wiedzieli, że zabawa została urządzoną głównie w celu wynagrodzenia tej skromnej i zacnej dziewczynie jej przywiązania i poświęcenia dla dzieci swej pani.
Całe to święto ludowe wywarło jaknajlepsze wrażenie na wszystkich uczestnikach, podziękowano serdecznie pani Marji za tak mile spędzony wieczór.
Dziewczątka długo jeszcze rozmawiały pomiędzy sobą, przypominając różne epizody tej zabawy. Zosia nie omieszkała wyśmiać różne osoby źle ubrane lub wyglądające nieco dziwacznie, Kamilka natomiast brała ich w obronę, ztąd wywiązała się sprzeczka na poczekaniu.
— Nudna jesteś z tą wieczną pobłażliwością i dobrocią — mówiła Zosia — czy widziane rzeczy, żeby nigdy nie pożartować z kogoś i nie widzieć głupoty ludzkiej!..
— Wielkie to szczęście dla ciebie — zauważyła Stokrotka — bo w przeciwnym razie byłabyś często narażoną na drwinki i wszystkie trzy śmiałybyśmy się z niemądrej Zosi.
— Mało mnie obchodzi, co ty pleciesz — odparła Zosia zagniewana.
Przyszłoby już do kłótni pomiędzy młodszemi dziewczątkami, gdyby nie przerwała im Eliza swem niespodziewanem wejściem.
— A to co znowu? Co ja słyszę? — zawołała podchodząc bliżej. Więc tak źle kończycie dzień tak dobrze spędzony?
Małe kłótnice spuściły główki i zarumieniły się na te słowa, poczem przeprosiły się wzajemnie i uściskały na dobranoc.
Eliza dziękowała raz jeszcze wszystkim dziewczynkom za okazaną jej życzliwość, wiedziała bowiem, że dobra pani Marja chciała urządzić tę fetę dla zrobienia zarazem przyjemności dzieciom, którym chodziło o wyróżnienie Elizy jako wzorowej sługi, całą duszą do nich przywiązanej i nawzajem przez nie kochanej.