Róża i Blanka/Część druga/XLV
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Róża i Blanka |
Podtytuł | Powieść |
Data wyd. | 1896 |
Druk | S. Orgelbranda Synowie |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | La mendiante de Saint-Sulpice |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Pułkownik, rozkazawszy milczenie oskarżonemu, nachylił się do siedzącego obok komendanta i szepnął mu kilka słów.
Komendant podał mu jakiś papier i palcem wskazał dwa wyrazy ołówkiem podkreślone nazwisko Serwacego Duplat, obok którego czerwonym atramentem napisana była notatka:
„Serwacy Duplat, kapitan wojsk komuny, komendant straży u bramy św. Gerwazego, podstępem i z narażeniem własnego życia wydał ją Generałowi Vinoy“.
Tuż obok w rubryce „Uwagi“ ręką generała Valentin, generalnego dyrektora służby bezpieczeństwa podczas oblężenia i komuny, skreślone były słowa: „Nie przyznać tego za zasługę, gdyby oskrżony powołał się na nią, ale jeżeli będzie rzeczą możliwą, zastosować okoliczności łagodzące“.
Kilka słów wystarczy czytelnikom do zrozumienia, jakim sposobem i dla czego uwagi te znalazły się naprzeciw nazwiska Serwacego Duplat, wniesionego do listy więźniów, mających tego dnia stanąć przed sądem.
Wszystkie raporty agentów podrzędniejszych koncentrowały się w biurach generała, przy którym Merlin pełnił obowiązki inspektora i przez którego za swą gorliwość i zasługi był wielce cenionym.
Merlin, dowiedziawszy się z tych raportów o ujęciu Duplata u Palmiry w Champigny, postanowił po raz drugi ocalić mu życie i w tym celu powiadomił generała o jego przysłudze, wyświadczonej przez wydanie bramy św. Gerwazego.
Duplat doznawał śmiertelnej trwogi, widząc, jak sędziowie w milczeniu podawali sobie powyższą notatkę.
Czyżby w ostatniej chwili nadeszła jaka nowa denuncyacya, straszniejsza od poprzednich?
Zimny pot wystąpił na skronie łotra.
Pięć minut tego niemego porozumiewania się sędziów wydawały się Duplatowi pięcioma godzinami.
Nakoniec prezydujący, zamieniwszy kilka słów z sędziami, wygłosił wyrok następujący:
— „W imieniu Rzeczypospolitej francuzkiej i na mocy udzielonej sobie władzy, sąd wojenny na posiedzeniu d. 7 czerwca 1871 r., skazuje Serwacego Dupiata na deportację do miejscowości ufortyfikowanej“.
Ex-kapitan doznał wrażenia, jak gdyby kamień spadł z jego piersi.
Deportacya to życie!
— Kpię sobie z niej — pomyślał uradowany, niech wysyłają mnie choćby na koniec świata i z tamtąd powrócę. Prędzej lub później ogłoszą amnestyę.
W kilka dni później Duplat na fregacie wojennej Danae, wraz z trzystu towarzyszami wyprawiony został do Nowej-Kaledonii.
Gilbert Rollin, dowiedziawszy się o skazaniu Daplata, doznał przykrego zawodu, spodziewał się bowiem, że wspólnik jego będzie rozstrzelanym.
∗ ∗
∗ |
W Paryżu, od samego początku oblężenia, zarówno z inicjatywy władzy miejskiej jak i osób prywatnych, gorliwie rzucono się do urządzania ambulansów.
Wszyscy pragnęli zapewnić schronienie rannym żołnierzom, przewidywano bowiem walkę długą, uporczywą, straszną.
Ogromna liczba wystawionych w oknach chorągwi Czerwonego Krzyża dozwalała przypuszczać, że wiele osób wystawiało je jako tarcze zabezpieczające od gwałtów w razie wejścia wojsk niemieckich do stolicy.
Wielu mężczyzn zapisywało się do służby sanitarnej, pragnąc tym sposobem uniknąć służenia w gwardyi narodowej.
Panowie ci paradowali po ulicach Paryża w czapce, ozdobionej krzyżem czerwonym i z tego powodu nazywano ich ironicznie „Kawalerami krzyża“.
W nocy z dnia 27-go na 28-my maja, około godziny trzeciej kompania marynarzy pod dowództwem kapitana Kernoëla objęła ambulans przy ulicy Servan i pozostawiła przy nim złożony z dwudziestu ludzi posterunek z porucznikiem na czele.
Było to w ostatnich chwilach zawziętej walki z, wojskami komuny, więc i liczba rannych ze stron obu z wzrastała z każdą godziną.
Pomiędzy rannymi były trzy kobiety, z których jedna Janina Rivat, przyniesioną została przez marynarzy kapitana Kernoëla.
Nikt nie znał jej nazwiska i z tego powodu nie, zapisano go w rejestrze ambulansowym, przytem panujący podczas tej strasznej nocy nieład nie dozwolił zasięgnąć jakichkolwiek o niej informacyj.
Złożono ją na materacu na podłodze, udzielono pierwszej pomocy i dopiero następnego dnia wieczorem, nieprzytomną i pozostającą w ciągłej gorączce, przewieziono do szpitala przy ulicy Lacepéde i umieszczono na łóżku nr 17 z napisem „Nieznana.“
Miała ona na czole powyżej brwi ranę niewielką i na wierzchołku czaszki drugą głęboką, sprawioną odłamkiem pocisku.
Naczelny lekarz szpitala doktór Besson, chirurg, bardzo zdolny i poważany w świecie naukowym, nie dowierzając dyagnozie wyrażonej w raporcie, zapragnął obejrzeć ranę własnemi oczami.
W tej chwili jednak, ze względu na niebezpieczeństwo sondowania, zadowolnić się musiał badaniem powierzchownem, mimo to jednak przekonał się, że o ile rana nad okiem nie groziła niebezpieczeństwem, o tyle głębokie naruszenie czaszki na środku głowy, wywoływało poważną obawę o życie rannej.
Chodziło przedewszystkiem o to, czy odłamek pocisku, który przedziurawił czaszkę był wyjęty, czy też pozostawał w ranie, a na pytanie to nikt nie mógł udzielić chirurgowi odpowiedzi.
Należało czekać, aż zapalenie zmniejszy się i wtedy dopiero dokonać sondowania, ażeby zdać sobie sprawę z uszkodzeń, sprawionych odłamkiem pocisku.
Wobec tej przeszkody dr Besson poprzestał na zastosowaniu środków, mających złagodzić zapalenie i przeszedł do badania innych rannych.
∗ ∗
∗ |
Gdy wikary od św. Ambrożego odzyskał przytomność, której pozbawiony był przez tydzień i mógł zdać sobie sprawy ze swego stanu, dr Lebland, jego żona i Magdalena znajdowali się przy jego łóżku.
Z niepokojem oczekiwali oni przesilenia, od którego zależało życie chorego; gdyby było gwałtowne, powodowałoby śmierć, w razie przeciwnym dozwalałoby oczekiwać wyzdrowienia.
Należało więc oszczędzać jakiegokolwiek wzruszenia i niedozwolić mu mówić.
Wikary, odzyskawszy przytomność, powiódł wzrokiem wokoło siebie i usiłował zebrać wspomnienia.
Doktór Lebland, oczekujący na tę chwilę, spostrzegłszy pracę jego umysłu, by przerwać ją, rzekł:
— Niech ksiądz nie wysila swych myśli i przedewszystkiem o nic nie pyta, jeżeli nie pragnie pogorszyć swego stanu. Proszę posłuchać rad starego praktyka, który pielęgnował księdza w chorobie i ma nadzieję ocalić mu życie. Niech ksiądz pozwoli mi na jakiś czas myśleć i mówić za siebie. Żądam tego w imieniu wszystkich, którym zależy na życiu księdza.
— Raul uważnie wysłuchał doktora, wzrokiem wyraził mu swą wdzięczność, lecz nie odrzekł ani słowa.
Doktór mówił dalej:
— Był ksiądz ranionym niebezpiecznie... Kula przeszyła piersi na wylot... Ocalał ksiądz cudem. Tylko unikanie najmniejszego ruchu i najmniejszego słowa, może przyśpieszyć wyzdrowienie. Ręczę za nie, ale musi ksiądz ściśle stosować się do moich rozporządzeń.
Wikary lekko uścisnął dłoń doktora, przymknął oczy i usuwając wszelkie myśli, zaczął modlić się w milczeniu.
W tej samej chwili, w której scena ta odbywała się w pokoju księdza d‘Areynes, Rajmund Schloss wychodził z pociągu kolei żelaznej.