Rękopis znaleziony w Saragossie/Dzień trzydziesty siódmy

<<< Dane tekstu >>>
Autor Jan Potocki
Tytuł Rękopis znaleziony w Saragossie
Redaktor Jan Nepomucen Bobrowicz
Wydawca Księgarnia Zagraniczna (Librairie étrangère)
Data wyd. 1847
Druk F. A. Brockhaus
Miejsce wyd. Lipsk
Tłumacz Edmund Chojecki
Tytuł orygin. Manuscrit trouvé à Saragosse
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tom IV
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Rękopis znaleziony w Saragossie, dzień 37. Nagranie LibriVox w wykonaniu Niny Brown.
Artykuł w Wikipedii Artykuł w Wikipedii
DZIEŃ TRZYDZIESTY SIÓDMY.

Następny dzień, poświęciliśmy spoczynkowi. Śniadanie było obfitsze i lepiej przyrządzone. Zeszliśmy się wszyscy. Piękna Żydówka, przyszła ustrojona z większą starannością, ale zachody te były zbyteczne, jeżeli czyniła to w celu przypodobania się księciu. Wcale bowiem nie postać jej go oczarowała. Velasquez widział w Rebece, kobietę odznaczającą się od innych większą głębokością pojęć i umysłem wykształconym, zwłaszcza na naukach ścisłych.
Rebeka, oddawna pragnęła odkryć sposób myślenia księcia względem religji, sama bowiem nienawidziła chrystyanizmu i wchodziła do spisku, za pomocą którego chciano nakłonić nas do przejścia na wiarę proroka. Zaczepiła go więc przez pół poważnie i żartobliwie i zapytała go, czyli w swojej religji nie znalazł takiego równania którego niepodobna mu było rozwiązać?
Na wzmiankę o religji, Velasquez zachmurzył czoło, ale widząc że prawie żartem zadawano mu pytanie, z twarzą nie bardzo wesołą zastanowił się przez chwilę, po czem odpowiedział temi słowy: «Widzę dokąd pani dążysz, zadajesz mi pytanie geometryczne, odpowiem więc, wspierając się na zasadach tej wzniosłej nauki.
Chcąc oznaczyć nieskończoną wielkość, piszę ósemkę poziomą i dzielę ją przez jedność; przeciwnie, jeżeli pragnę oznaczyć nieskończoną małość, piszę jednostkę i dzielę ją przez takąż ósemkę. Wszelako znaki te używane w rachunkach, nie dają mi żadnego pojęcia o tem co chcę wyrazić. Nieskończona wielkość jest to niebo ze swemi gwiazdami podniesione do nieskończonej potęgi. Nieskończona małość jest to nieskończony pierwiastek z najmniejszej części atomu. Oznaczam więc nieskończoność, ale jej jednak nie pojmuję.
Jeżeli zatem nie mogę pojąć, nie mogę wyrazić, ale zaledwie tylko mogę oznaczyć lub raczej zdaleka wskazać nieskończoną małość i nieskończoną wielkość, jakimże sposobem wyrażę to co jest zarazem nieskończenie wielkiem, nieskończenie mądrem, nieskończenie dobrem i twórcą wszelkich nieskończoności.
Tu kościół przybywa mojej geometryi na pomoc. On przedstawia mi wyrażenie trzech zawartych w jednostce, nieniszcząc tej ostatniej. Cóż mogę zarzucić przeciw temu co przechodzi moje pojęcie? muszę się poddać.
Nauka nigdy nie prowadzi do niedowiarstwa, ciemnota nas tylko w niem pogrąża. Człowiek ciemny, aby tylko codzień widział jaką rzecz, wnet mniema że ją rozumie. Prawdziwy badacz natury, wiecznie postępuje pośród zagadek; ciągle zajęty zgłębianiem, pojmuje zawsze przez pół, uczy się wierzyć w to czego nierozumie i tak zbliża się do świątyni wiary. Don Newton i Don Leibnitz, byli prawowiernymi chrześcijanami a nawet teologami, obaj jednak przyjęli tajemnicę liczb chociaż nie mogli jej pojąć.
Gdyby byli urodzili się w naszem wyznaniu, byliby równie przyjęli drugą tajemnicę niemniej niepojętą a która zależy na możności ścisłego połączenia człowieka z jego Stwórcą.
Zagadnienie to nie popiera żaden oczywisty fakt ale przeciwnie, przedstawia same tylko niewiadome, chociaż z drugiej strony, przekonywa nas o zupełnej różnicy między człowiekiem a innemi pojęciami odzianemi w materyą. Jeżeli bowiem człowiek rzeczywiście jest jedynym w swoim rodzaju na tej ziemi, jeżeli dowodnie przekonani jesteśmy o różnicy jego z całem królestwem zwierzęcem, natenczas łatwiej przypuścimy możebność połączenia się jego z Bogiem. Raz tak przygotowani, zajmijmy się na chwilę siłą pojmowania jaka może znajdować się w zwierzętach.
Zwierzę, chce, pamięta, wnioskuje, waha się, nakoniec przystępuje do czynu. Zwierzę myśli ale bynajmniej nie swoją myślą, i to stanowi siłę pojętności podniesioną do drugiego stopnia. Zwierzę nie mówi: — Jestem istotą myślącą. — Oderwanie to, tak mało jest dlań przystępnem, że nigdy nie widziano zwierzęcia któreby miało najmniejsze pojęcie o liczbach. Liczby jednak należą do najprostszego oderwania.
Sroka nie opuszcza swego gniazda, dopóki jest przekonaną że człowiek znajduje się w jej pobliżu. Chciano zapewnić się o rozległości jej siły pojmowania. Pięciu strzelców weszło do kryjówki. Wyszli jeden po drugim i sroka nie porzuciła gniazda dopóki nie ujrzała piątego wychodzącego. Skoro strzelcy przyszli w sześciu lub siedmiu, sroka niemogła się doliczyć, lub też odlatywała za piątym. Ztąd strzelcy wnieśli że sroka umiała tylko liczyć do pięciu. Mylili się — sroka zatrzymała obraz zbiorowy pięciu ludzi, ale bynajmniej ich nie policzyła. Rachować jest to odrywać liczbę od rzeczy. Widzimy nieraz szarlatanów pokazujących małe konie, które uderzają nogą tyle razy ile jest czerwieni lub żołędzi na karcie, nie uważamy jednak że skinienie pana do tego ich pobudza.
Nie mają zatem żadnego pojęcia o liczeniu. To więc oderwanie najprostsze ze wszystkich, może być uważanem jako granica siły pojmowania u zwierząt.
Nie ma wątpliwości że siła ta u zwierząt, często zbliża się do naszej. Pies z łatwością poznaje pana domu, jego przyjacioł lub obojętnych. Pierwszych lubi, drugich zaledwo znosi. Nienawidzi ludzi którym źle z oczu patrzy, miesza się, kręci, obawia. Spodziewa się i wstydzi gdy go schwytają na wzbronionym uczynku. Pliniusz mówi, że wyuczono słoniów tańcować i że wypatrzono raz jak przy świetle księżyca powtarzały lekcyę.
Pojętność zwierząt, dziwi nas o ile jest zastosowaną do pojedynczych wypadków. Wykonywają dane im rozkazy, unikają rzeczy wzbronionych jak w ogóle wszystkiego, czego użycie sprawia im cierpienie. Wszelako nie mają ogólnego, oderwanego pojęcia o dobrem, lub szczegółowego pojęcia o tym albo owym czynie. Nie mogą rozdzielać czynów na dobre i złe. Oderwanie to jest daleko trudniejszem od oderwania liczbowego, ponieważ zaś niepodobna im zdobyć się na mniej, nie ma przyczyny dla której potrafiły by więcej.
Świadomość jest w pewnej części dziełem człowieka, gdyż to co uważają w jednym kraju za dobre, w drugim poczytują za złe. W ogóle świadomość a raczej sumienie ostrzega o tem, co oderwanie tym lub owym sposobem oznaczyło jako złe. Zwierzęta nie są w stanie podnieść się do podobnego oderwania. Nie mają zatem świadomości, nie mogą iść za jej popędem, nie zasługują więc ani na nagrodę ani na karę, chyba na takie które im zadajemy dla naszego, nigdy zaś dla ich własnego pożytku.
Widzimy ztąd że człowiek jest jedynym w swoim rodzaju na ziemi, na której wszystko inne wchodzi do ogólnego systemu. Człowiek sam umie myśleć własną myślą, umie się odrywać i uogólniać liczne przymioty. Tem samem zdolnym jest do położenia zasługi lub wyrządzenia krzywdy: albowiem odrywanie, uogólnianie i rozróżnianie na złe i dobre, wyrobiło w nim sumienie.
Jednakże, dla czego człowiek posiada przymioty odróżniające go od innych zwierząt? Tu przez analogią przechodzimy do wniosku: że jeżeli wszystko na świecie ma założony pewien cel, sumienie nie może być bez celu danem człowiekowi.
Tym sposobem, rozumowanie prowadzi nas do pierwotnej religji natury — ta zaś dokąd nas wiedzie jeżeli nie do tego samego celu, dokąd i religia objawiona? to jest do przyszłej nagrody lub kary. Ile razy zaś wypadki są te same, czynniki nie mogą być rozmaite.
Z tem wszystkiem rozumowanie, na jakiem religia natury się zasadza, często jest niebezpieczną bronią, raniącą tego kto jej używa. Jakiejże cnoty niechciano potępić za pomocą rozumowania, lub nawzajem usprawiedliwić zbrodnię? Czyliż opatrzność wieczna mogła wystawiać na szwank los społeczeństwa moralnego, albo też zdawać go na łaskę sofistyki? Nie — bezwątpienia — wiara więc, wsparta na zwyczajach powziętych od dziecinnych lat, na miłości dzieci ku rodzicom, na potrzebach serca, przedstawia człowiekowi podstawę daleko pewniejszą od rozumowania. Zwątpiono nawet o sumieniu, tej najważniejszej różnicy oddzielającej nas od zwierząt; sceptycy chcieli sobie uczynić z niego igraszkę. Usiłowali wmówić, jakoby człowiek w niczem nie różnił się od tysiąca innych istot pojmujących, odzianych materyą i zaludniających kulę ziemskę. Ale na przekor im, człowiek czuje w sobie sumienie, kapłan zaś przy poświęceniu mówi mu: «Bóg jedyny zstępuje na ten ołtarz i łączy się z tobą.» Wtedy człowiek przypomina sobie że nienależy do natury zwierzęcej: wchodzi w samego siebie i znajduje sumienie.
Jednakowoż, powiesz mi, nie idzie tu wcale o dowiedzenie że religia natury, prowadzi do tego samego celu co i religia objawiona. Jeżeli jesteś chrześcijaninem, powinieneś wyznawać tę ostatnią i wierzyć w cuda o jakich ci prawi. — Za pozwoleniem, oznaczmy naprzód różnicę między religią natury a objawioną.
Podług teologa, Bóg jest twórcą religji chrześcijańskiej; podług filozofa, także, ponieważ wszystko co się dzieje, pochodzi z woli Boskiej; ale teolog wspiera się na cudach które są wyjątkami w ogólnych prawach natury i tem samem nie przypadają do smaku filozofowi. Ten ostatni, jako badacz natury, mniema że Bóg, twórca naszej świętej religji, chciał ją uzasadnić jedynie na powszechnych prawach natury, nie wyłamując się z tychże praw raz przez siebie stworzonych i rządzących światem moralnym i materyalnym.
Tu różnica nie jest jeszcze tak znaczną, wszelako filozof pragnie, daleko wydatniej odznaczyć się od teologa. Ztąd mówi mu: Ci którzy widzieli cuda na własne oczy, mogli z łatwością im uwierzyć. Zasługa wiary, tobie się należy jako urodzonemu o ośmnaście wieków poźniej; jeżeli jednak wiara jest zasługą, dostatecznie dowiodłeś twojej, czy to cuda te rzeczywiście miały miejsce, czyli też święta tradycya podała je do twojej wiadomości. Skoro zaś sposób wystawiania na próbę jest ten sam, zasługa równie musi być jednaką.
Tu znowu teolog przestaje się bronić i mówi do badacza natury: — Ależ tobie samemu, kto odkrył prawa natury? zkąd wiesz, czyli cuda zamiast być wyjątkami, nie są raczej objawami nieznanych tobie fenomenów? Nie możesz bowiem powiedzieć, że znasz dokładnie te prawa natury do których odwołujesz się od wyroków religji. Te promienie twego wzroku które podciągnąłeś pod prawa optyki, jakim sposobem wszędzie przedzierają się, nigdzie się nie krzyżując, gdy przeciwnie spotkawszy zwierciadło wracają jak gdyby odbiły się o jakie ciało sprężyste? Dźwięki równie się krzyżują a echo jest ich obrazem. W ogóle można je podciągnąć pod prawa zastosowane do promieni optycznych, chociaż są raczej trybami, podczas gdy promienie zdają się nam ciałami. Ty jednak nie wiesz tego, gdyż ostatecznie nic nie wiesz.
Badacz natury, musi przyznać że nic nie wie, wszelako dodaje: — Jeżeli nie jestem w stanie oznaczenia cudu, ty panie teologu nie masz prawa odrzucać świadectwa ojców kościoła którzy przyznają, że nasze dogmata i tajemnice istniały już w religiach przed chrześcijańskich. Ponieważ więc nie weszły do tych poprzednich religji za pomocą objawienia, musisz zatem zbliżyć się do mego zdania i przyznać, że można było te same dogmata ustalić bez przyczyny cudów. Wreszcie, mówi badacz, oto jest ostateczne moje przekonanie o początku chrystyanizmu: Świątynie starożytnych, były po prostu jatkami, bogowie ich bezwstydnymi rozpustnikami, ale niektórzy prawdziwie oświeceni ludzie, mieli zasady daleko czystsze i składali ofiary mniej odrażające. Filozofowie oznaczali Bóstwo nazwiskiem «Tneos», nie wymieniając ani Jowisza ani Saturna. Rzym, podbijał naówczas ziemię i przypuszczał ją do swoich bezeceństw. Mistrz boski zjawił się w Palestynie, zaczął nauczać miłości bliźniego, pogardy bogactw, zapomnienia krzywd, poddania się woli ojca który jest w niebie. Ludzie prości towarzyszyli mu podczas jego pobytu na ziemi. Po jego śmierci, zeszli się wraz z innymi oświeceńszymi ludźmi i wybrali z obrzędów pogańskich to co najlepiej przystawało dla nowej wiary. Nareszcie ojcowie kościoła, zabłysnęli z kazalnic wymową, bezporównania bardziej przekonywającą od tej jaką dotąd słyszano z mownic. Takim sposobem, za pomocą środków na pozór ludzkich, chrystyanizm utworzył się z tego co było najczystszem w religiach pogańskich i żydowskiej. Tak to jednak zawsze, spełniają się wyroki opatrzności. Stwórca światów mógł bezwątpienia ognistemi głoskami wypisać swoje święte prawa na gwiazdzistem niebie, ale nie uczynił tego. Skrył w dawnych tajemnicach ziarna doskonalszej religji, zupełnie tak jak w żołędzi ukrywa las, który będzie kiedyś ocieniał naszych potomków. My sami, aczkolwiek nie wiemy o tem, żyjemy przecie śród przyczyn, nad skutkami których potomność będzie się zdumiewać. Dla tego to, nazywamy Boga, Opatrznością, w przeciwnym bowiem razie nazywalibyśmy go tylko, potęgą.
Tak, nakształt linji znanych pod nazwiskiem assymptotów, zdania filozofa i teologa mogą, nigdy nie spotykając się, coraz bardziej się zbliżać aż do odległości mniejszej od wszelkiej jaką możemy sobie wyobrazić, czyli, że ich różnica będzie mniejszą od wszelkiej różnicy podobnej do oznaczenia i od wszelkiej ilości mogącej być ocenioną. Skoro zatem nie jestem w stanie ocenienia różnicy, jakiem prawem odważę się występować z mojem zdaniem przeciw przekonaniom moich braci i kościoła? Czyliż mogę krzewić moje powątpiewania pośród wiary jaką oni wyznają i którą przyjęli za podstawę ich moralności? Nie — bezwątpienia, nie mam tego prawa, poddaję się więc sercem i duszą. Don Newton i Don Leibnitz, jak powiedziałem, byli chrześcijanami a nawet teologami. Ostatni wiele zajmował się połączeniem kościołów. Co do mnie, nie powinienbym wymieniać się po tych wielkich mężach. Badam teologię w dziełach stworzenia, ażeby wynaleźć nowe powody wielbienia Stwórcy.»
To powiedziawszy, Velasquez zdjął kapelusz, przybrał zamyśloną postać i wpadł w marzenie które można było wziąść za zachwyt ascetyczny. Rebeka nieco się zmieszała, ja zaś zrozumiałem: że dla chcących osłabić w nas zasady religji, i namówić do przejścia na wiarę proroka, sprawa równie trudną a raczej niepodobną będzie z Velasquezem jak i ze mną.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autorów: Jan Nepomucen Bobrowicz, Jan Potocki i tłumacza: Edmund Chojecki.