Rajski ptak (Bandrowski)/III
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Rajski ptak |
Wydawca | Księgarnia św. Wojciecha |
Data wyd. | 1934 |
Druk | Drukarnia św. Wojciecha |
Miejsce wyd. | Poznań |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Pan Piekarski był krępym, barczystym mężczyzną nie bez brzuszka, o ogolonej twarzy, smagławej, szerokiej, ale nie rozlanej, z przystrzyżonym krótko wąsikiem i z szaremi oczami, patrzącemi pogodnie i spokojnie, z pewnym jakgdyby dobrotliwym uśmiechem. W szerokich spodniach z bronzowego manszestru i w takiejż kurtce, opiętej na ciemnopopielatym swetrze, wyglądał na rzemieślnika, na dostatniego stolarza czy ślusarza, w rzeczywistości jednak był emerytem, żyjącym z niewielkiej emerytury, człowiekiem, jak się można było domyślać, nie bez wykształcenia i nie bez ogłady. Lat mógł mieć około 60-ciu.
Nowoprzybyły bez słowa podał panu Bratowi na powitanie rękę, usiadł przy stoliku wpobliżu bufetu, zsunął na tył głowy ciemnopopielatą czapkę sportową, zapalił papierosa i czekał w milczeniu. Również bez słowa nalał pan Brat większy kieliszek wódki, zaniósł go do kuchni, poczem, powróciwszy za bufet, usiadł. Po chwili weszła Krynia i postawiła przed gościem pół szklanki gorącej, czarnej kawy, zagrzanej z wódką. Pan Piekarski podziękował bardzo grzecznie, zamienił parę uprzejmych słów z Krynią, zapytał ją o zdrowie dziecka, a gdy młoda kobieta wyszła, upił łyk gorącego trunku i rzekł jak gdyby z zadowoleniem:
— Mrrróz!
— Mrozik! — odparł bez przekonania pan Brat, który, nie lubiąc emeryta, niechętnie się z nim zgadzał.
Milczenie.
— Ciemnawo u pana! — zauważył gość, rozglądając się po sali.
— Szkoda nafty! — rzekł gospodarz — Gości niema! Kogoż stać dziś na taki zbytek, jak wódka!
— Noo, powiedzmy, że nie jest tak źle! — rzekł pan Piekarski. — Ludzie mają pieniądze w PKO. A tu i owdzie czasem, przy sposobności i wypiją. Ale zrozumieli sami, że za pieniądze, wydane na wódkę, mogą mieć coś lepszego, więc — oszczędzają.
— Może być! — przyznał pan Brat.
Mimo że nie miał nic przeciw panu Piekarskiemu, nie pragnął z nim rozmowy. Emeryt, wolny już, zdawałoby się, od trosk i walki o byt, miał na świat i życie pogląd optymistyczny i wygodny, który drażnił oberżystę, starającego się jaknajdalej od wszystkiego odejść. Nie chciał ani pesymizmu ani optymizmu, pragnął... Nie! Niczego nie pragnął.
Od jakiejś chwili słychać było z alkierza niski, gardłowy głos Kryni. Namawiała na coś poetę. Stary wyraźnie słyszał słowa:
— Sam pan zobaczy! Niech pan pójdzie na chwilkę tylko popatrzeć!
Odpowiedział jej głuchy pomruk, potem głośne odsunięcie krzesła.
— Nie nudzi się panu na wsi?
— Nigdy mi się nie nudzi, panie Brat!
— Tak bez żadnej roboty siedzieć — mówił oberżysta trochę jadowicie — Człowiek samemu sobie obrzydnąć może...
Pan Piekarski spojrzał na pana Brata jakby z zaciekawieniem.
— Proszę! — rzekł — Samemu sobie może obrzydnąć? A to dobry początek! Widzę, kochany pan coś miarkuje!
Oberżysta spojrzał na emeryta bystro, pomyślał a potem potrząsnął przecząco głową.
— Nie rozumiem! — rzekł.
Emeryt zaśmiał się.
— No! — zaczął, jakby zachęcając do myślenia — Człowiek przeważnie samego siebie najwięcej kocha. Jeśli nie zawsze, to zwykle. Sam chce, sam robi i samemu sobie się podoba, nie?
— Przypuśćmy! — zgodził się oberżysta.
— Komu, jak komu, ale dla siebie jest zawsze piękny, nie?
— Przypuśćmy!
— Jeżeli zaś samemu sobie zbrzydnie? Jeśli samemu sobie zacznie brzydnąć? Jeśli samemu sobie przestanie się podobać, no — to co?
— No, to jest źle. Człowiek powinien być w zgodzie z sobą.
— Nawet kiedy żyje w niechlujstwie?
— To nie.
— A czy człowiek zawsze widzi niechlujstwo, w jakiem żyje?
— Nie zawsze.
— Więc gdy je zobaczy, to będzie dobrze, czy źle?
— Dobrze.
— Zatem, gdy człowiek zaczyna samemu sobie brzydnąć, co to znaczy? Prawdopodobnie, że żyje w jakiemś plugastwie. Więc dobrze, że sam sobie brzydnie, bo wtedy zacznie szukać tego plugastwa czy niechlujstwa w sobie i dokoła siebie, znajdzie je i zrobi z niem porządek. A to najważniejsza rzecz.
— Co pan powie! — nie bez pewnego szyderstwa w głosie rzekł pan Brat.
— Co pan słyszy! — odpowiedział pan Piekarski, stawiając pustą szklankę na stole — I czy pan nie zauważył, że ludzie, zupełnie zadowoleni z siebie, mają przeważnie głupie miny?
— Ach! Miny! — bąknął lekceważąco pan oberżysta — A pan?
— A ja jestem, powiedzmy — zadowolony, że nie jestem z siebie zadowolony — wyznał z westchnieniem emeryt — I szukam, szukam pilnie, gruntownie, we wszystkich kątach i zakamarkach, pracowicie, rzetelnie.
— Naprawi pan tem co? — pytam.
— Tego naprzód nie można —