Rajski ptak (Bandrowski)/XVII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Rajski ptak |
Wydawca | Księgarnia św. Wojciecha |
Data wyd. | 1934 |
Druk | Drukarnia św. Wojciecha |
Miejsce wyd. | Poznań |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Kryńka stoi, oparta plecami o ścianę, i płacze.
Ktoś jej zrobił jakąś przykrość, kobieta przyszła do alkierza wyżalić się Polacie i beczy. Łzy jej płyną po przybladłej twarzy. Wygląda to żałośnie. Słusznie czy niesłusznie, poeta niebardzo przejmuje się łzami kobiecemi, ale nie może patrzeć na nie obojętnie. Napróżno próbował Kryńkę pocieszyć, nie słuchała. Musiała koniecznie swoje powiedzieć, musiała się wynarzekać, wypłakać. Nie ulżyło jej to, nie, zacięła się tylko w swym bólu, patrzy tępo przed siebie, stoi nieruchomo, a duże, czyste łzy ściekają jej po policzkach. Jest bardzo nieszczęśliwa.
Niebrzydka. Usta ma blado-koralowe, twarz gładką, okrągłą, mazurską. Wygląda na pełną, ale kto wie, co na siebie nakłada, żeby jej było ciepło; zresztą w sobie jest też i nabita, nie chuchro.
W robocie dzielna, rwie się do wszystkiego, nie oszczędza się. W stosunku do pracy bojowa jest, z temperamentem. O dziecko dba, byłaby bardzo dobrą żoną, może trochę zanadto chciwa władzy, ale są tacy, którym z tem dobrze... Jej mężowi to się, widać, nie podobało, skoro od niej uciekł... No, trudno...
Ale teraz co?
Domu swego nie ma, matki nie ma, męża też, siedzi u ojca, do którego czuje żal... Czemże jest? Ani nawet nie sługą, bo płacy żadnej nie bierze, łaską jest, że jej od rana do wieczora harować wolno.
Teraz płacze, a nie pocieszy jej nikt.
Gdyby to tak była Lala, co? Posadziłby ją przy sobie, czy na kolanach, pieściłby, głaskałby po twarzyczce, szeptałby słodkie słówka, obiecywałby jej Bóg wie co, gwiazdkę z nieba, szybkę z okna... Starałby się ją rozbawić, rozśmieszyć... I nietylko on. Każdy.
Ale Kryńka nie jest Lalą, tylko Kryńką. Gdyby ją inaczej kształcono, wychowano, ubierano i traktowano, byłaby taką samą damą, jak pani mecenasowa Iks lub pani doktorowa Zet. Jest młodą, zdrową, mocną, przystojną kobietą. Jest matką.
Nie chodzi o to, że westchnęła, pociągnęła dobrze nosem, utarła go wierzchem dłoni, zajrzała do żelaznego pieca, zatrzasnęła drzwiczki i wyszła na podwórze, gdzie teraz rąbie z furją drwa. Taki los. Ale że jednak — nikt dobrego słowa nie powie tej rozżalonej duszy kobiecej — ani dziś, ani jutro, ani za dziesięć lat.
Cóż dziwnego, że taki człowiek coraz rzadziej się uśmiecha, aż wreszcie o uśmiechu zapomina, staje się kłótliwy, zacięty w swem rozżaleniu, nieużyty, mściwy..
A przecież ta kobieta mogła być radością ludziom.
Zresztą i to nie jest ważne, że Kryńka płakała, lecz że poeta zaczyna spostrzegać takie rzeczy, że zaczyna się nad niemi zastanawiać.
Przez cudzy ból zaczyna szukać swego własnego życia.