<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Rodzina de Presles
Data wyd. 1884-1885
Druk Drukarnia Noskowskiego
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Amours de province
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XX.
OJCIEC I PRZYJACIEL.

Pewnego poranku, pięć czy sześć dni po wejściu Francuzów do zdobytego miasta, wagmajster pułkowy oddał żołnierzowi, który zastępował Marcelemu lokaja, dwa listy do jego pana.
Oba te listy przychodziły z Francy i jeden jak drugi nosiły na sobie stempel pocztowy Tulonu.
Adres pierwszego nakreślony był nieznajomą kapitanowi ręką, odłożył go tymczasem przeto na bok, rozrywając szybko natomiast pieczęć drugiego, na którego kopercie poznał pismo ojca.
W tym wyczytał:

«Tulon, lipiec 1830 r.

»Spodziewam się, że list ten, kochane moje dziecko, dojdzie cię wczas, wiernie oddanym ci zostanie i zastanie cię w stanie zadawalniającym tak pod względem ciała jak umysłu. Mam poleconem sobie przesłać ci uściśnienia matki twej i siostry, które opuściłem od kilku tygodni. Przesyłam ci ich pocałunki wraz z moimi.
«Otrzymawszy list twój, w którym oznajmiałeś mi o okropnej a tak niespodziewanej śmierci biednego mego brata, zrobiłem coś mi sam radził i udałem się w drogę do Prowancyi, zwolna wprawdzie tylko, tu i owdzie zatrzymując się po drodze, gdyż jak wiesz stan mego zdrowia nie dopuszcza mi odbywać zbyt szybkich podróży.
»Przybywszy do Tulonu niezbyt zmęczony drogą tak odbytą, nazajutrz zaraz udałem się, zgodnie z twem życzeniem, złożyć wizytę przyjacielowi twemu Jerzemu Herbert, który bez wątpienia jest jednym z najmilszych i z najdoskonalszych ludzi i który też oddał się całkowicie na moje usługi z całą uprzejmością i szczerą serdecznością zarazem.
»Tegoż samego dnia jeszcze udałem się w jego towarzystwie do willi Labardès. Wchodząc do opustoszałego domu biednego mego brata, poczułem jak mi się bólem ścisnęło serce i niemało wylałem łez przypatrując się posadzce w jego sypialni, gdzie pozostały niezatarte znaki krwi, co tu popłynęła...
»Jakkolwiek daleko on był starszym odemnie, wielce prawdopodobnem było przecież, że miał przed sobą długie jeszcze lata życia, gdyby nóż morderców nie był przeciął tak okrutnie pasma dni jego!
»Oprowadzany przez pana Herberta, jakiż to uprzejmy i miły młodzieniec! chciałem zwiedzić również grób, w którym spoczywa większa część członków naszej rodziny i tu ponownie zapłakałem nad trumną tego, który już od nas odszedł!... Jakąż to dziwną siłę jednak, jaką moc niepojętą posiadają te węzły krwi! Wiesz przecie, żem nigdy niemal nie widywał się z moim bratem.... I widzisz, odkąd umaił zdaje mi się, że kocham go dziesięć, sto razy więcej niż sądziłem, żem go kochał wówczas gdy żył jeszcze!...
»Ale przejdźmy do poważnych interesów... Zdjęcie pieczęci w domu żałoby nastąpiło w mojej obecności, zeszłego tygodnia. Po niejakich poszukiwaniach znaleźliśmy testament własnoręczny, testament jak najformalniejszy, którego nie można zakwestyonować i natychmiast przekonaliśmy się o jego treści..,. A! mój kochany Marcelu, nasze stosunki majątkowe całkowitej uległy zmianie! i nic już dziś nie stanie na przeszkodzie twej siostrze zawrzeć świetne jakie małżeństwo godne imienia, które nosi.... Brat mój był bogatym, bardzo bogatym, bogatszym daleko niżeliśmy to sobie wyobrażali, niżeli nawet wyobrażano to sobie w całej tu okolicy w ogóle.... Jakaż to rzecz cudowna ta oszczędność! i do jakich zdumiewających doprowadzić ona może rezultatów! Twój stryj miał nie mniej jak sześćdziesiąt tysięcy liwrów dochodu, częścią w ziemiach znaczne przynoszących zyski, częścią w gotówce umieszczonej doskonale na pierwszych numerach hypotek! Byliśmy ubodzy, a teraz jesteśmy bogaci! Gdyby jaka myśl mogła żal nasz słuszny osłabić, to chyba ta właśnie....
»Załączam ci główną treść rozporządzeń testamentalnych mego kochanego brata. Leguje on cały swój majątek tobie i twojej siostrze po połowie, to jest po trzydzieści tysięcy liwrów rocznego dochodu dla każdego z was, z warunkiem abyście wypłacali nam, to jest matce i mnie, dożywotnią pensyę dwudziestu tysięcy franków rocznie....
«Prócz tego w testamencie zamieszczony był legal jednorazowy dziesięciu tysięcy franków dla dawnego sługi jego Hieronima. Ale wiesz to równie jak ja dobrze, że biedny Hieronim nie potrzebuje dziś już niczego.
»Testament stypuluje w najformalniejszem orzeczeniu, aby willa Labardès pozostała wyłączną twoją własnością. Widzisz przeto, kochane dziecko moje, że jeśli wypadnie ci opuścić służbę wojskową skoro się wojna ukończy, ja przeciw temu nie będę oponował. Nie potrzebna ci już karyera, jesteś bogatym.
»Jak wiesz, rzadko ja bardzo czytuję dzienniki. To też dowiedziałem się tylko od pana Jerzego Herbert, żeś otrzymał na polu bitwy kapitańskie epolety i krzyż Legii honorowej. To mnie cieszy niezmiennie i przesyłam ci z tego tytułu serdeczne powinszowanie, jakkolwiek nowy ten awans nie na wiele ci się ma przydać jeśli porzucisz służbę, co jak przypuszczam uczynisz bez wahania. Pamiętaj o sobie, kochane moje dziecko, nie narażaj się zbytnio na niebezpieczeństwa i przysyłaj mi wiadomości o sobie.
«Ja czas jeszcze niejaki zabawię w Tulonie. Nieźlebyś zrobił, gdybyś mi przysłał pełnomocnictwo: formalne tak bym mógł się zająć w sposób użyteczny zregulowaniem interesów spadkowych.

«Kochający cię ojciec,
«Baron Marjusz de Labardès.»

Przeczytawszy list ten, w którym na pierwszy rzut oka widocznemi są w każdym wierszu spekulacye ciasnego umysłu i dążenia duszy samolubnej, Marceli złamał pieczęć drugiego listu i poszukał u dołu podpisu; był nim oczywiście podpis dawnego naszego znajomego Jerzego Herbert.
Oto co pisał młody Prowansalczyk:
»Serce moje wzbiera radością, że mogę pisać do Ciebie, kochany mój Marceli! Nigdy nie będę w stanie wypowiedzieć Ci, jak mnie szczęśliwym uczynił Monitor! Kapitanem więc jesteś i otrzymałeś honorową odznakę!... To piękne, to cudownie piękne i chwała Bogu, sprawiedliwe! Czy pamiętasz com Ci mówił wówczas, gdyśmy się widzieli po raz pierwszy w Tulonie, w restauracyi Loustalot’a? Prorokiem byłem bezwiednie. A! jakże pragnąłbym być z Tobą, aby Ci módz uścisnąć rękę, obie Twe dłonie, żeby Cię módz uścisnąć z całego serca!
»Ojciec Twój jest tutaj, wiesz o tem. Widziałem się z nim kilkakrotnie. Zdaje mi się, że równocześnie bardzo jest zmartwiony okropną śmiercią brata i bardzo rozradowany spadłym na was wszystkich majątkiem. Między nami mówiąc, zdaje mi się, że u niego radość przeważa nieco nad żalem.
»Willa Labardès należy do Ciebie, kochany mój Marceli. Kiedyś, mam nadzieję, że niezadługo przybędziesz w niej zamieszkać; wtedy będziemy sąsiadami i wierzaj mi, będziesz miał we mnie przyjaciela na życie całe.
»Teraz pozwól mi nadużyć praw, które mi daje ta przyjaźń i pomówić z Tobą o mnie i o tem co mnie zajmuje...
»W chwili Twego odjazdu byłem niespokojny, bardzo niespokojny z powodu okropnych następstw, jakie dla mieszkańców zamku Presles miała owa noc 10-go maja,... Dzięki niebu, niepokój ten mój dziś jest już rozproszonym Panna de Presles wyszła już z niebezpieczeństwa i szybko przychodzi do zdrowia. Co do tego łobuza jej brata, ani wątpię, że niebawem rozpocznie znów w dalszym ciągu swe wybryki...
»Bywam codzień niemal w zamku... ciągnie mnie doń magnes potężniejszy nad moją wolę, silniejszy od mego rozumu.... Trzebaż Ci przyznać się, kocham pannę de Presles,... Nie wiedziałem o tem.... niebezpieczeństwo, które jej zagrażało odkryło mi dopiero całą prawdę.... Kocham ją szalenie, kocham całą potęgą mego serca.... W niej życie moje, moja przyszłość, moje szczęście wieczne, lub wieczna rozpacz moja....
»Dokąd zaprowadzi mnie ta miłość? Nie wiem i obawiam się o tem myśleć.... Jedna przeszkoda tylko leży na drodze mojej do Dianny ale być może, że jest ona nieprzebytą.... Majątek mój jest aż nadto wystarczającym; ale panna de Presles jest córką jednego z największych panów Prowancyi a ja nie jestem nawet szlachcicem.... Ah! gdybyż to zamiast nazwiska Jerzego Herbert módz nosić nazwisko Jerzego de Labardès!...
»Gorliwi chrześcianie utrzymują, że wiara góry przenosi, ale czegóż miłość nie miałaby również mieć przywileju czynienia cudów?...
»Rodzina moja nie jest szlachecką, ale jest uczciwą i wysoce poważaną od trzech set lat przeszło.... Gdyby mnie kochała Dianna, czemuż mianoby mi jej odmawiać? Tylko, czy mnie pokocha? Nie śmiem spodziewać się, ale i nie rozpaczam również zarazem.... Jak zdobyć jej miłość, jawnie, uczciwie, otwarcie, bez podstępów wszelakich? Tak... jak?... Cale życie moje zbiegło się w tem pytaniu....
»Potrzeba mi wylać wszystko co mi przepełnia serce przed takiem jak Twoje sercem... potrzeba mi rady prawdziwego przyjaciela....
»Może po te rady ja niezadługo przybędę do Ciebie....
»Twój, przyjacielu mój, twój całem sercem....

»Jerzy Herbert.«

Marceli odpowiedział na list ojca wysłaniem mu żądanego pełnomocnictwa.
Jerzemu zaś w miejsce odpowiedzi nakreślił ten jeden wiersz tylko; Przybywaj; będziesz mi najmilszym gościem.

»Twój,
Marceli de Labardès.«


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Xavier de Montépin i tłumacza: anonimowy.