<<< Dane tekstu >>>
Autor Giovanni Boccaccio
Tytuł Sędzia bez spodni
Pochodzenie Dekameron
Wydawca Bibljoteka Arcydzieł Literatury
Data wyd. 1930
Druk Drukarnia Współczesna
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Edward Boyé
Źródło Skany na commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


OPOWIEŚĆ V
Sędzia bez spodni
Trzech florenckich figlarzy ściąga spodnie z sędziego w czasie, gdy ów różne sprawy rozważa

Gdy Emilja opowieść swoją skończyła, wszyscy należne pochwały wdowie oddali. Poczem królowa, spojrzawszy na Filostrata, wezwała go do opowiadania z kolei. Filostrato bez zwłoki zaczął w te słowa:
— Urodziwe damy! Imię młodzieńca, Maso del Saggio, o którym niedawno, Eliza wspomniała, skłoniło mnie k‘temu, abym opowieść, jaką poprzednio miałem zamiar wam opowiedzieć, inną nowelą zastąpił. Tenże Maso, wraz z kilku jego towarzyszami, gra w niej niepoślednią rolę. Powieść ta nie jest nieobyczajną, chocia zawierają się w niej słowa, do używania których nie przywykliście. Opowiem wam ją jednak ze względu na to, że jest wielce krotochwilną.
Jak wam zapewne wiadomo do naszego grodu przybywają często podestowie z Ankony. Są to przeważnie ludzie ubodzy duchem, nędzarze i chciwcy. Przywodzą oni z sobą podobnych do siebie pomocników, sędziów i jurystów, wyglądających raczej na takich, którzy ze stajni lub szewskiego kramiku wyszli, niźli na wychowańców szkoły prawa. Otóż jeden z takich podestów, przybywszy do naszego miasta, przywiódł z sobą prawnika, który kazał się nazywać panem Niccola de San Lepidio, mimo, że wyglądał raczej na ślusarza, niźli na sędziego. Powierzono mu różne sprawy do rozpatrzenia. Pewnego poranku Maso del Saggio, obyczajem wielu mieszczan, którzy często do sali sądowej zachodzą, chocia sprawy żadnej nie mają, przybył tam i ujrzał nowego sędziego. Pozór sędziego Niccola wydał mu się tak dziwny, że jął się mu przyglądać, niby jakiemuś zamorskiemu ptakowi. Było istotnie patrzeć na co! Nasz sędzia miał brudną, futrzaną czapę na głowie, kałamarz za pasem, kamizelkę dłuższą od surduta, jednem słowem wyglądał tak, jak rzadko który człek na świecie wyglądać może. Szczególną uwagę Masa zwróciły spodnie sędziego. Dzięki odchylonym połom kaftana widać było, że górna część tych spodni prawie do połowy nóg opada. Na ten widok krotochwilna myśl strzeliła do głowy Masa, pospieszył przeto coprędzej do dwóch przyjaciół swoich, imieniem Ribi i Matteuzzo. Byli oni podobnymi figlarzami, co i sam Maso. Spotkawszy ich, Maso rzekł:
— Chodźcie ze mną do sali sądowej, a pokażę wam najucieszniejszą małpę, jaką tylko na świecie obaczyć można. Poczem, wziąwszy ich z sobą, pokazał im sędziego i jego czarodziejskie spodnie. Dwaj młodzieńcy na ten widok poczęli się śmiać jak szaleni. Przystąpiwszy bliżej do podniesienia, na którem pan sędzia królował, spostrzegli, że łatwo się pod nie dostać można i że w deskach, na których pan Niccola nogi opiera, znajduje się dziura tak wielka, że nie trudno będzie przez nią rękę i ramię przesunąć. Wówczas Maso rzekł do swych towarzyszy:
— Należy ściągnąć mu te portki, choćby to nas niewiem co kosztować miało.
W jednem oka mgnieniu porozumieli się z sobą i, umówiwszy się, odłożyli sprawę do następnego dnia. Nazajutrz zjawili się znów w sali sądowej, która tym razem była pełna ludzi. Matteuzzo, przez nikogo nie spostrzeżony, wślizgnął się pod tron sędziego i usadowił się blisko nóg ofiary. Wówczas Ribi i Maso przystąpili do sędziego z dwóch stron. Pierwszy schwycił go za lewą połę od kaftana, drugi za prawą, poczem razem wrzeszczeć poczęli.
— Panie sędzio, o panie łaskawy — krzyczał Maso — zaklinam was na Boga, wysłuchajcie mnie i każcie przytrzymać tego łotra, który się was z przeciwnej strony czepia. Niechaj odda buty, które mi ukradł. Nie wierzcie mu, panie sędzio, choćby i zaprzeczał. Sam widziałem jak przed miesiącem niósł je do szewca do naprawy.
— Panie — wrzeszczał tymczasem Ribi — nie wierzcie mu ani słowa, bowiem jest łgarzem wierutnym. Wie, że przybyłem tutaj aby upomnieć się o tłumoczek, który ukradł, dlatego też kłamie teraz o butach jakichś.
Jeśli mi, panie, nie wierzycie, świadków wam przedstawię. Niechaj zaświadczy sąsiadka moja, Trecca, Grassa, handlarka kiszek i człek pewien, który śmiecie w Santa Maria a Verzaia zbiera.
Z kolei zabrał głos Maso i, nie dając dokończyć Ribiemu, jął wrzeszczeć z całego gardła. Ribi nie dał się zwyciężyć. Obaj taki hałas piekielny czynili, że pojąć nie można było, o co im właściwie chodzi. Sędzia, chcąc ich zrozumieć, wstał i nieco ku nim się pochylił. Wówczas Matteuzzo wysunął rękę przez otwór między deskami, schwycił za brzeg obszernych portek sędziego i silnie je ku sobie pociągnął. W tem mgnieniu oka spodnie opadły, obnażając dostojne ciało sędziego. Na ten widok cała sala gromkim śmiechem wybuchnęła. Sędzia, spostrzegłszy, co mu się stało, chciał się zasłonić połami kaftana i usiąść na krześle, aliści Maso, trzymając go za jedną połę, a Ribi za drugą, nie dozwolili mu uczynić tego, owszem jeszcze lepiej go odsłonili, krzycząc jeden przez drugiego:
— Tak się nie godzi, panie sędzio! Widać wysłuchać mnie nie chcecie. Wszak o tak błahą rzecz nie będę skargi na piśmie podawał. Podobnego zwyczaju u nas niema.
Wśród takich i tym podobnych wrzasków trzymali długo sędziego za poły, wydając go na pocieszne widowisko zgromadzonemu ludowi. Wreszcie Matteuzzo wyszedł z pod katedry sędziowskiej i dał znak towarzyszom. Wówczas Ribi zawołał:
— Ha, skoro tak, to pójdę na skargę do syndyka.
Rzekłszy te słowa, puścił połę kaftana sędziego, Maso zasię krzyknął z udanym gniewem:
— Co się mnie tyczy, to będę tu tak długo przychodził, aż wreszcie posłuch znajdę!
Poczem obydwaj skoczyli w tłum, każdy w inną stronę i znikli.
Czcigodny sędzia, pieniąc się ze złości, stał na oczach wszystkich przytomnych bez spodni, tak jakby dopiero przed chwilą z łoża wyszedł. Pytał się dokoła, gdzie się podzieli ci dwaj ludzie, aliści gdy za odpowiedź tylko gromki śmiech usłyszał, zaklął się na jelita Chrystusa, że się dowie, czy we Florencji leży to w obyczaju, aby sędziom spodnie ściągać. Po pewnym czasie w samej rzeczy do podesty się udał. Podesta na wieść o tem uniósł się wielce, gdy mu jednak przyjaciele wytłumaczyli, że figiel ten wypłatany został w tym celu, aby pojął, że do Florencji winien sędziów a nie baranie głowy sprowadzać, zamilkł i uznał za lepsze sprawie tej rozgłosu nie nadawać.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Giovanni Boccaccio i tłumacza: Edward Boyé.