[57 ] VII.
SARA w KĄPIEL I.
Wietrzyk z słońcem na jéj czoło
Cień liści rzucał wesoło. — — ALFRED DE VIGNY. —
Sara z swéj gnuśności radaSama siada
Na huśtawce z lekkiéj maty,
I kołysze się przy stokuMiłym oku,
W świéżym sadzie, strojnym w kwiaty.
A ta wątła jéj kołyskaW wodzie błyska
Wspólnie z obrazem dziewicy,
Co kąpiąc się, to przymila,To się schyla
Dla przéjrzenia się w krynicy.
[58 ]
Tylekroć jéj łódka drżącaZdrój zamąca,
Ilekroć się w górę wzbija —
Po zmąceniu, w krótkim czasiePrzegląda się
Drobna nóźka, biała szyja.
Trwożną stopą dziéwczę młodeBije w wodę,
Która marszczy się w obwody.
Płoni się jéj stopka śnieżna,A lubieżna
Śmieje się z zbyt zimnéj wody.
Skryj się tutaj za drzewinę —Za godzinę,
Możesz się przyjrzéć jak ona,
Z łaźni, z niewinną odwagą,Wyjdzie nago,
Na krzyż składając ramiona.
Słońcem jest świetném w pogodę.Dziéwczę młode,
Kiedy wychodzi z kąpieli,
Gdy na wiatr wszedłszy drży cała,I nieśmiała
Patrzy, by jéj nie dojrzeli.
[59 ]
Oto w liściach się ukrywa,Bystra, żywa,
Zważa na każde ruszenie,
Cała jak granat się żarzy,Na swéj twarzy
Uczuwszy... muszki dotknienie.
Wszystko widać, co dla świata,Kryje szata.
W błękicie jéj ślicznych oczu,
Błyszczy spojrzenie cudowne,Gwiazdce równe,
Skrzącéj się w nieba przezroczu.
Ociérana kropla z ciała,Tak ściékała
Jak lekki dészczyk z topoli.
Jak gdyby Sułtanka któraPerły z sznura,
Rozrzuciła ze swawoli.
Igrając sobie niedbaleSara wcale
Nie myśli kończyć zabawki,
Tylko się huśta leniwa,I tak śpiéwa,
Z rozkołysanej huśtawki:
[60 ]
«Gdybym była kapudankąLub Sułtanką,
Brałabym ja woni suto
Z ambry, na kąpiele ranne,Mając wannę,
Z żółtych marmurów wykutą.
«Miałabym hamak jedwabny,Giętki, zgrabny,
A na przypadek omdlenia,
Miękką sofę, z któréj wonnośćWzbudza skłonność
I coraz nowe pragnienia. —
Huśtałabym się do góryPrawie w chmury,
I w rzéce mogłabym pływać
Bez trwogi każdego czasu,A nikt z lasu,
Nie śmiałby mnie wypatrywać.
Chyba, że na karku czyjaSwędzi szyja,
Lub swe życie ma za marne,
Bo tu mieczem hajduk błyska;Patrzą zbliska
I straszą Eunuchy czarne.
[61 ]
Spoczywałabym powoliDo méj woli
Łoże mając puchem słane;
A na stopniach by sandałyMoje stały
Rubinami wyszywane.»
Sara marząc jak Sułtanka,Tak od ranka
Buja nad stokiem strumyka,
I młoda, pusta dziewczynaZapomina
Że dzionek na skrzydłach źnika.
Woda z kąpiącéj się płyniePo darninie
I z huśtawki się rozpryska
Na koszulkę fałdowaną,Kołysaną,
Którą wietrzyk z krzaku ciska,
Jéj rówienniczki wesołoZ wsi w około
Tymczasem wyszły już w pole;
Ich tłum, jak chmura skrzydlataTak przelata
Rozliczne robiąc swawole.
[62 ]
Każda przechodząc przy SarzeTym ją karze
Wyrzutem i urąganiem:
«To mi dziewczyna leniwaCo w dzień żniwa
Tak ociąga się z ubraniem.«