Setnik rymów duchownych wtory/CLXI
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Setnik rymów duchownych wtory |
Pochodzenie | Sebastyana Grabowieckiego Rymy duchowne 1590 |
Redaktor | Józef Korzeniowski |
Wydawca | Akademia Umiejętności |
Data wyd. | 1893 |
Druk | Drukarnia Uniwersytetu Jagiellońskiego |
Miejsce wyd. | Kraków |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały Setnik rymów duchownych wtory Cały zbiór |
Indeks stron |
Ustąpcie, wy Muzy, bo wasze śpiewania
Izaż mogą, wściągnąć moich łez i łkania?
Gdy mnie ból mój trapi a boleść serdeczna
Chce, bo mnie odmiana nie uznała wieczna.
Często śpiewa, acz ból i głód trapi srogi;
Temu gdyżem rówien, śpiewając, lutości
W niebie żebrać będę w każdej doległości.
O Panno, na ratunk mnie zawżdy chętliwa,
Teraz, teraz oczy racz też skłonić swoje,
A łzami oblane przyjmi prośby moje.
Tobie ja i za to, że mówię, dziękuję,
A w swoim języku jeszcze władzą czuję,
Pod kościami swemi, dziękować ja muszę.
Nad to troje nic w mem ciele nie zostawa,
Nic czwartej żałości we mnie nie uznawa.
Krew łzami wyciekła, zginęła ozdoba;
Barwa i członki me, te — jakie miewają
Ciała zmarłych, co więc po nocy bujają;
Oczy, — jakby z jamy strasznej wyglądały,
A źrenice więtszą część wzroku stradały.
Który był na skale przykowan ptakowi;
Jak on władze nie miał, z opoki zwieszony,
Tak sobą nie władnę bólem zwyciężony.
Więc serce drapieżni żarli mu sępowie —
Chwila dla ulżenia żadna mi nie dana,
I we mnie ochłoda nigdy nie uznana.
On ptaka czemkolwiek mógł kiedy zatrwożyć,
A tem nieco męki na stronę odłożyć,
Tak długo cierpliwy król najwyższy mieć chce.
Tak się to[1] królowi zdało najwyższemu,
Który długo cierpliw z tą łaską złosnemu
Karanie znieść kazał za niezmierne złości,
Zasłużyłem więcej, ojcze dobrotliwy,
Dawnom piekła godzien, bom człowiek złośliwy;
Bo sna ten grzech nie jest, bym go nie skosztował,
Aczem syn twój, wżdym się z przeciwnym buntował.
Już być miał, to karzesz, szkodzić z żadnej strony
Nie chcąc ani puścić zguby na złą głowę,
Boże, miłosierny nad wszytkę wymowę.
Zaprawdę, gdybym miał sądzić złości swoje,
Każąc, abym w wieczne ognie był wrzucony,
A piekielnym wężom za pokarm zlecony.
Ty nic takowego nie każesz, łaskawy,
Nie jak sędzia, ale jako ociec prawy,
Jak matka, gdy dziecię u wód się zastało.
Przydaj co ostrszego, proszę, gdyż wiadoma,
Że gdy karzesz kogo, masz go pod skrzydłoma,
A ty Panno, przybądź i proś syna Boga,
Abym się nie skarżył, ni Boga zwał srogim,
(Co smutny rad czyni w umyśle ubogim),
Krzyż, co na mię włożył, niech znoszę cierpliwie,
Wiedząc, że go ma złość przewyższa prawdziwie.
Już Pan kazał z kosą do szyje zemdlonej;
Acz nie wiem, przeczby mi też być straszną chciała,
Gdyż się z dwu przymiotów nędznym wdzięczna stała.
Ciało zabijając już możność ustanie
Duszy da przyczynę wyniknąć z ciemności;
Daj godzinę, proszę, Boże, tej godności.
Wtenczas okiem ujźrę, czego myśl nie może
Dosiądz ani słowem pomienić, o Boże,
Wzowiesz, a przed nogi swe sieść każesz na pewno.
Bo w tem zażbym zwątpił? Wierzę, że tak będzie,
Gdyżeś mym ratunkiem w trwogach była wszędzie,
Jesteś przy mnie zawżdy i, proszę, bądź wiecznie,