Sobieski (Niewiadomska)/Ocalenie Trębowli
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Sobieski |
Pochodzenie | Legendy, podania i obrazki historyczne |
Wydawca | Gebethner i Wolff |
Data wyd. | 1911 |
Druk | W. L. Anczyc i Spółka |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Nie na koronację spieszy król nowoobrany prosto z pola elekcji: nie czas na uroczystości, gdy nieprzyjaciel w kraju. Pokonany pod Chocimem Turek, korzystając z bezkrólewia, z nowemi siłami posuwa się dalej. Lwów broni się odważnie i odpiera zuchwałego Nuradyna, ale Trębowla nie ma nadziei ocalenia.
Otoczyło ją morze tureckich namiotów, grad pocisków pada codziennie na zamek, burzy mury, niesie zniszczenie i grozę.
Na zamku zgromadzili się przywódzcy: radzą, co począć?
Garstka ich tylko wobec tej potęgi, — brak już żywności, prochów, żołnierz upada z trudu, nie staje rąk na wałach do odparcia szturmów, powstrzymania tej strasznej nawałnicy.
Paść pod gruzami, czy też szukać ocalenia? Biała chorągiew, zatknięta na baszcie, przerwie ogień nieprzyjacielski, — poddając miasto, można zastrzedz bezpieczeństwo dla nieszczęsnych mieszkańców, a bronić się już niepodobna: niema kto bronić murów, — niema czem się bronić.
Więc poddać się?... Turkowi?...
Wtem do komnaty wbiega z pałającem okiem żona wodza, Anna Dorota Chrzanowska.
Łzy w spojrzeniu, lecz płomień na twarzy, — głos jej się łamie, lecz wybucha z siłą, to znowu rwie się, tłumiony bólem.
— Poddać się chcecie? — woła — poddać Turkom? — Hańba! — Przysięgam, Samuelu, że — — pierwej tym nożem odbiorę życie twemu synowi i sobie! — Ty żyj — w hańbie — gdy pragniesz, ja — śmierć wolę!
Zerwali się mężowie radni na te słowa, zapłonęły ich oczy wstydem i odwagą. Kobieta więcej od nich okazała męstwa. Czyż się lękają umrzeć?
— Nie poddamy twierdzy! — wyrzekli jednozgodnie. — Cześć ci, pani, i dzięki, przypomniałaś nam obowiązek. Umrzemy z bronią w ręku.
I opuścili salę.
A nazajutrz od rana szturm piekielny. Lecz i obrona mężna, bo innej drogi niema. Padają najdzielniejsi, ale inni natychmiast spieszą zająć opróżnione miejsce, aby zginąć, gdy trzeba. Padną wszyscy, ale zostanie po nich pamięć jasna i piękna, — sam wróg uczcić ich musi.
Noc położyła kres okropnej walce, i w nocy jednak niema odpoczynku: czuwać trzeba, bo nieprzyjaciel liczny i ma świeże siły w zapasie do boju.
Lecz w tureckim obozie cicho, — ogniska płoną, ale nie słychać okrzyków, wszystko zda się uśpione.
I słońce wstało, a nikt się nie budzi, nikt nie spieszy do szturmu. — Cóż to znaczy?
Ha, tuman kurzu! nowa nadchodzi potęga, lśnią zbroje, tętni ziemia, powiewają wysoko chorągwie — czy na zagładę warowni?
To nasi! To Sobieski! Turczyn pokonany, umknął i obóz zostawił w zdobyczy. Niech żyje król Jan III.
I mężna niewiasta, która ocaliła Trębowlę.