<<< Dane tekstu >>>
Autor Kurt Matull, Matthias Blank
Tytuł Sobowtór bankiera
Wydawca Wydawnictwo „Republika”, Sp. z o.o.
Data wyd. 25.11.1937
Druk drukarnia własna, Łódź
Miejsce wyd. Łódź
Tłumacz Anonimowy
Tytuł orygin. Tytuł cyklu:
Lord Lister, genannt Raffles, der grosse Unbekannte
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Sprytny manewr

Harry Veilchenstein siedział w pokoju za sklepem i przez lupę oglądał poszczególne kamienie, wyjęte z starożytnych cennych naszyjników artystycznej roboty. Pełnym miłości ruchem gładził cenne diamenty. Przesunął dłoń po swej łysej czaszce. Jego pergaminowa twarz nabrała spokojnego wyrazu.
— Mój Boże, gdybym mógł je sprzedać za normalną cenę, zarobiłbym na nich sto pięćdziesiąt procent!
Wejście jakiegoś klienta przerwało to rozważanie. Wszedł natychmiast do sklepu. Przed nim stał wysoki elegancki mężczyzna o czarnych włosach i czarnej brodzie.
— Chciałbym kupić klejnoty, — rzekł.
— Bardzo chętnie — rzekł stary zacierając ręce i otwierając rozmaite szuflady swej pancernej kasy.
Cały asortyment najrozmaitszych diamentów zajaśniał przed klientem. Klient ten miał widocznie bardzo krótki wzrok, gdyż nachylał się nad ladą chcąc lepiej przyjrzeć się kamieniom. Jubiler udał się w pewnym momencie do pokoju, znajdującego się obok sklepu, ażeby przynieść stamtąd klejnoty. Klient, sprawiający wrażenie oficera, przybranego w cywilne ubranie, był niezdecydowany. Kaszląc i przyciskając do warg jedwabną chusteczkę oraz gałkę od laski, żądał coraz to innych kamieni.
Nadszedł drugi klient. Był to młody student o jowialnej twarzy. Położył laskę na kontuarze. Jubiler zapytał go czego sobie życzy.
— Chciałbym kupić jakiś skromny pierścionek, nadający się na prezent dla młodej dziewczyny.
Bez trudu znalazł to czego szukał.
— Ile kosztuje ten pierścionek? — zapytał otwierając podniszczoną portmonetkę.
— Dziesięć szylingów — odparł jubiler.
— Czy nie mógłby mi pan sprzedać go za sześć? — zapytał z zakłopotaniem. Nie mam szczęścia, zgubiłem pieniądze. Nie dostałem jeszcze tygodniówki.
— Niech pan poczeka aż do nowej tygodniówki i wówczas kupi pierścionek — odparł jubiler.
— O nie, muszę go mieć natychmiast — odparł student — kładąc na ladzie dziesięć szylingów.
Ociągając się jubiler przyjął pieniądze. Student opuścił sklep nie spoglądając nawet w stronę eleganckiego jegomościa.
— Widzę, że nie ma pan tego, czego szukam. — rzekł klient. Idzie mi mianowicie o piękne rubiny.
— Mogę ich panu dostarczyć — rzekł jubiler.
W tym momencie szczupły człowiek średniego wzrostu, który stał przed wystawą sklepową, zajrzał do środka: był to inspektor policji Baxter.
Kupujący spojrzał przelotnie na człowieka stojącego przed sklepem i uśmiechnął się lekko.
— Nie jestem jeszcze zupełnie zdecydowany — rzekł do jubilera — ponieważ sprawa nie jest specjalnie pilna, przyjdę innym razem.
Nie zdążył jednak ujść paru kroków, gdy jubiler rzucił się za nim w pogoń.
— Okradziono mnie! — krzyczał.
Baxter natychmiast ruszył za eleganckim jegomościem, który odwrócił się.
— W imieniu prawa zatrzymuję pana! — rzekł.
— W imieniu prawa oświadczam, że z pana skończony osioł — rzekł nieznajomy.
Inspektor skinął na taksówkę.
— Może pan być spokojny — rzekł do jubilera, który lamentował nad swą stratą. — Odzyska pan swoją własność.
Taksówka zatrzymała się.
— Proszę mi przynajmniej powiedzieć, czego pan ode mnie chce? — wykrzyknął w podrażnieniu nieznajomy.
— Dowie się pan wkrótce. Teraz uda się pan ze mną do najbliższego posterunku policji.
— Nie widzę w tym nic strasznego, że odbędę z panem małą przejażdżkę — odparł mężczyzna. — Pan natomiast może być pewien otrzymania rzetelnej reprymendy, gdy zostanie wyjaśnione, kim ja jestem.
Inspektor usiadł obok niego i zamknął drzwiczki.
— Jest pan John C. Rafflesem, sławnym włamywaczem — rzekł Baxter.
— A pan jest Johnem — osłem — odpalił nieznajomy.
Na posterunku policji gentleman oświadczył, że jest wysokim oficerem i pochodzi z książęcej rodziny, przyczym dał wyraz swemu oburzeniu. Szef policji wzruszył tylko ramionami.
— Wszystko wyjaśni się milordzie — rzekł.
— Na jego wyraźne życzenie dokonano osobistej rewizji nieznajomego. Nic przy nim nie znaleziono. Detektyw obejrzał dokładnie laskę, jakgdyby szukając w niej ukrytego mechanizmu.
— Może ją pan zachować, jeśli się panu podoba — rzekł wytworny jegomość — Będzie ona dla pana pamiątką największej pańskiej pomyłki w życiu.
Wówczas w tę sprawę wmieszał się komisarz. Przeprosił uprzejmie jegomościa, który oświadczył, że nie żywi do policji żadnej urazy.
— To jakaś karygodna pomyłka z pańskiej strony! — rzekł komisarz do nieszczęsnego inspektora.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autorów: Matthias Blank, Kurt Matull i tłumacza: anonimowy.