<<< Dane tekstu >>>
Autor Kurt Matull, Matthias Blank
Tytuł Sobowtór bankiera
Wydawca Wydawnictwo „Republika”, Sp. z o.o.
Data wyd. 25.11.1937
Druk drukarnia własna, Łódź
Miejsce wyd. Łódź
Tłumacz Anonimowy
Tytuł orygin. Tytuł cyklu:
Lord Lister, genannt Raffles, der grosse Unbekannte
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Inspektor wyprowadzony w pole

W godzinę później spelunka Cyklopa otworzyła swe gościnne podwoje. Pomiędzy stałymi bywalcami, którzy jedli i pili wśród wybuchów głośnego śmiechu zjawił się nagle wytworny jegomość z czarną brodą.
— Szybko, Charly, nie ma czasu do stracenia. Chodź ze mną — zawołał, zwracając się do studenta siedzącego skromnie na krześle.
Wraz z Charlesem udał się do swego sekretnego gabinetu. W pośpiechu rzucił laskę i kapelusz na biurko.
— I cóż nowego — zapytał.
Charley oddał mu wspaniałą laskę, okutą złotem. Raffles nacisnął złotą płytkę i laska otwarła się. Potrząsnął nią kilka razy nad stołem: wypadły z niej cenne kamienie.
— W jaki sposób zdołałeś je tam ukryć? — zapytał zdziwiony sekretarz.
— W bardzo prosty: Jeden po drugim ukryłem kamienie w mych ustach za pomocą chusteczki. Następnie zaś, zbliżywszy laskę do mych ust, wyplułem kamienie do wydrążonego wnętrza.
Zabrał się do liczenia.
Wziął z biurka małe pudełko, opróżnił je i umieścił w nim owinięte watą kamienie. Zapieczętował pudełko i wypisał na nim adres rodziców Daisy.
— Czy mam już odejść? — zapytał Charley.
— Za chwilę — odparł Raffles, nie odrywając się od pisania. — Skończyłem. Wyślesz ten pakunek pod wskazanym adresem. Dowód nadania przyślesz mi do kawiarni Waterloo. Czy mogę na ciebie liczyć?.
— Tak — odparł.
— Nie będziesz dawał żadnych wyjaśnień — dodał. — Czy zrozumiałeś?
— Tak, Edwardzie.
— A więc dobrze. Ruszaj w imię Boże.
Z zadowoleniem zatarł ręce.


∗             ∗

W café Waterloo roiło się od ludzi: panie i panowie z najlepszego towarzystwa, studenci i studentki napływali tu tłumnie. Przy jednym ze stolików siedział samotnie szczupły człowiek o wygolonej twarzy, nie spuszczając wzroku z wejścia.
Był to inspektor policji Baxter. Niespokojnie spoglądał na zegarek. Była godzina szósta. Sławny włamywacz i postrach Scotland Yardu, musiał nadejść niebawem. Minuty wlokły się wolno. Strzępki rozmów prowadzonych w rozmaitych językach dochodziły do jego uszu. Tuż obok niego na wygodnej kanapce siedziała piękna i młoda dama, czytając stos dzienników. Piękność jej zrobiła na detektywie duże wrażenie. Z pod białego kapelusza wyglądały kruczo-czarne lśniące włosy. Oczy nieznajomej błyszczały życiem. Zauważył, że była wysoka i dobrze zbudowana.
— Podaj mi „Figaro“, chłopcze! — rzekła.
— To widocznie jakaś Francuzka — rzekł Baxter, szczęśliwy, że znalazł pretekst do wszczęcia rozmowy. Wziął leżące obok niego „Figaro“ i podał damie.
— Bardzo panu dziękuję, jest pan ogromnie uprzejmy...
Po paru chwilach, zatopieni już byli w ożywionej rozmowie, w czasie której detektyw nie spuszczał oczu z drzwi wejściowych. Znalazł się zupełnie pod czarem tej kobiety.
Zamówił butelkę wina, starając się utopić troski w złotym płynie. Zapomniał o Rafflesie. Nie obchodziło go już, czy przyjdzie, czy też nie. Przekonany był zresztą, że spotkanie to, było zwykłą mistyfikacją ze strony sławnego włamywacza.
Czule ściskał rączkę pięknej nieznajomej, która bynajmniej nie pozostawała obojętną na jego zaloty.
— Och, muszę sobie zamówić pokój w hotelu, ponieważ pozostaję tej nocy w Londynie — rzekła mu po pewnym czasie.
— Niech się pani nie fatyguje — rzekł — chętnie załatwię to za panią.
Młoda kobieta przyjęła ofertę rozpływając się w podziękowaniach.
Baxter wyszedł z kawiarni aby w sąsiednim hotelu zamówić pokój.
W tym czasie jakiś młody człowiek kręcił się tam i z powrotem po kawiarni, jak gdyby kogoś szukał.
Piękna pani skoro tylko została sama, szybko nakreśliła kilka słów na kartce papieru. Wręczyła list w kopercie chłopcu, prosząc, ażeby go oddał mężczyźnie, który dopiero co opuścił kawiarnię i który zostawił jeszcze przy stole jej palto i walizę podróżną. Następnie z wdziękiem na który zwrócili uwagę wszyscy obecni, zbliżyła się do młodego człowieka.
— Czy nie szukasz mnie przypadkiem, — mój miły blondynie? — zapytała biorąc go pod rękę.
— Niezupełnie, — odparł zagadnięty z zakłopotaniem.
— Czy nie zechciałbyś odprowadzić mnie na stację? Jestem cudzoziemką — rzekła przymilnym tonem.
Charley — bowiem student ten był w rzeczywistości przyjacielem Rafflesa, zastanowił się.
— Dworzec nie jest daleko — rzekł — przyjaciel mój, na którego czekam w kawiarni dotąd jeszcze nie przyszedł. W międzyczasie mogę zrobić mały spacerek i wrócić później.
Z galanterią podał ramię młodej kobiecie.
Zaledwie zdążyli wyjść z kawiarni, gdy Baxter powrócił. Zdumionym wzrokiem rozejrzał się dokoła. Gdzież się podziała jego piękna znajoma? Kilka osób, które siedziało w pobliżu i zaobserwowało scenę, zaśmiało się dyskretnie. Inspektor policji uchodził w ich oczach za wystrychniętego na dudka zakochanego.
Zbliżył się do niego chłopak, wręczając mu list. Jakież było jego rozczarowanie, gdy przeczytał następujące słowa:

Drogi mój skarbie!

Jak ci się podobam? Czy nie jesteś zbyt rozczarowany — że twe nadzieje nie ziściły się? Dziękuję Ci za miłe spędzenie czasu. Wino było doskonałe. Mimo to, Drogi mój, byłeś za mało sprytny, aby domyślić się kim jestem w istocie.
List nosi podpis:

John C. Raffles.

Uregulował rachunek, który był dość wysoki. Nie mogąc znieść ironicznych spojrzeń ludzi bawiących się jego kosztem, opuścił śpiesznie kawiarnię.
Charley ze swej strony przeżywał innego rodzaju wzruszenia. Dumny i szczęśliwy z zawarcia znajomości z tak piękną damą, wytłumaczył sobie, że pokwitowanie z poczty może oddać później swemu przyjacielowi. Chciał spędzić jeszcze przynajmniej kilka godzin z śliczną cudzoziemką. Zawołał taksówkę i otworzył drzwiczki przed nieznajomą.
— Droga moja... — rzekł z westchnieniem.
— Czego chcesz ode mnie, przyjacielu? — odparła ze słodyczą.
— Jaką nagrodę otrzymam za pokazanie ci Londynu w nocy?
— Parę silnych kopniaków w miejsce, o którym się nie mówi. Dobrze sobie na nie zasłużyłeś! — odparł niski męski głos, który Charley znał aż nadto dobrze.
Cofnął się przerażony.
— Edward! — wykrzyknął.
Lister zdjął swój kapelusz, ozdobiony kwiatami i, zapaliwszy papierosa, rzekł:
— Daj mi dowód nadania z poczty.
Charley śpiesznie uczynił to, czego od niego żądano. Następnie szybko wyskoczył z taksówki zostawiając piękną nieznajomą samą. Kiedy znalazła się ona w zamkniętym aucie, pierwszym jej ruchem było rozluźnienie uwierającego ją zbyt mocno gorsetu.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autorów: Matthias Blank, Kurt Matull i tłumacza: anonimowy.