Spojrzenie w Przyszłość/Klisze astralne
<<< Dane tekstu | |
Autor | |
Tytuł | Klisze astralne |
Pochodzenie | Spojrzenie w Przyszłość |
Wydawca | Wydawnictwo „Hejnał” |
Data wyd. | 1933 |
Druk | Drukarnia Pawła Mitręgi w Cieszynie |
Miejsce wyd. | Wisła |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Co to są klisze astralne i jak się tworzą?
Postaram się w niniejszym króciutkim szkicu wytłumaczyć W przybliżeniu, co to są klisze astralne i jak się one układają W tym niewidzialnym dla nas świecie.
Pewne wyobrażenie o tem mogą nam dać obrazy w kinoteatrze, gdzie postacie jak żywe zjawiają się przed naszemi oczami, ruszają się, mówią, powtarzają daną scenę z życia, uchwyconą na kliszy aparatu fotograficznego.
Klisze astralne to też sceny z naszego życia, ale daleko żywsze, niż na ekranie; wszystko na nich pulsuje życiem, dźwięczy, drga uczuciem, dając zupełne złudzenie rzeczywistości.
Wszystko, cokolwiek się stało na ziemi od początku jej istnienia, wszystko ma swoje żywe odbicie, swoje klisze w świecie astralnym. Już mały zarodek w łonie matki, jego poczęcie i cały rozwój jest tam odfotografowany. Klisze astralne, to niejako pasmo żywych fotografij, w których zapisywana jest każda myśl, każde drgnienie uczucia. W nich brzmi głos, wionie oddech. Każdy człowiek, każde zwierzę, każdy przedmiot ma tam swoje wierne odbicie. Wszystko ma swoje miejsce pomimo częstego zlewania się razem w różnych wypadkach życia. Można powiedzieć, iż żyje tam nasze drugie „ja“, tam odbywa się wielka część naszego życia.
Klisze te żyją wibracją naszego oddechu i wiecznym ruchem w przestrzeni.
Duch schodzący na świat, by się urodzić, ciągnie już za sobą pasmo swoich t. zw. klisz ku ziemi — pasmo, wysnute w przeżytych tysiącach i miljonach lat. Rysuje ono tajemnicze znaki na jego dłoni i daje świadectwo prawdy w układzie całego ciała, oku, głosie, a przedewszystkiem w aurze duchowej.
Klisze te snują się długiem pasmem i można na nich ujrzeć wszystkie poszczególne sceny z żyć danych osobników. Cienką tylko linją z przeźroczystych molekuł astralnych oddzielone są od siebie; te molekuły łączą wszystkie klisze wszystkich ludzi. Na jednem długiem paśmie takich żyjących klisz jednego osobnika można widzieć tych wszystkich, którzy jakąkolwiek rolę odegrali na drodze jego życia. Są oni niejako odfotografowani w jego księdze bytu; boć to pasmo żyjących klisz można nazwać symbolicznie żywą, otwartą księgą życia.
Osoby odgrywające pewną rolę na kartach księgi życia danego osobnika, mają także swoje własne klisze, swoją księgę życia, w której znów wyraźnie uchwycony został ten ktoś, z kim one spotkały się na ziemi, czy w zaświecie i widnieją na niej wszystkie sceny wspólnie przeżyte.
Zależnie od tego, jak dany człowiek myśli, czuje i co czyni, zagęszczają się karty jego księgi życia i mnożą się klisze w świecie astralnym.
Jeżeli ktoś powie np. w gniewie komuś „bestjo“, to myśl ta, przerzucona w aurę tego, do kogo skierował te słowa, zaraz w tegoż aurze, a tem samem i na kliszy, zaczyna się formować na kształt jakiegoś drapieżnego potwora. Jeżeli ten ktoś, w którego aurze ona zawiśnie, nie podtrzymuje życia tegoż potwora, jeżeli jest mniej złośliwy, niż ten, kto go nazwał bestją, jeżeli przytem stara się zachować spokój i nie łączy się z gniewem danego osobnika, t. j. nie daje temu złu przystępu do siebie swoją niechęcią, czy w jakiś inny sposób, to ta mdła dusza, ledwie formująca się w drapieżne zwierzę astralne, pomimo, że już drży życiem i jest w niej dostrzegalny ruch życia, nie zostaje zamknięta w aurze tego człowieka, czy ducha, ale powraca do tego, kto dał jej życie.
Tam w jego aurze w miarę dalszych niedobrych myśli i uczuć swojego pana i twórcy rośnie, przybiera bardziej wyraźne kształty, a najbardziej rozciąga się do groźnych rozmiarów, jeśli ten ktoś już niejako z przyzwyczajenia i w częstym wybuchu złości na kogokolwiek nazywa go bestją, a powstałe w ten sposób coraz liczniejsze strzępy jego duszy powracają mu do jego aury. Tworzą one jakby zlepek, formujący coraz grubsze, coraz większe ciało jakiejś potwornej bestji astralnej.
Każde takie narodziny bestji, szczególnie w aurze ludzi żyjących na ziemi, są radośnie witane przez mistrzów czarnej magji, duchy, działające świadomie przeciw woli Bożej. Oni to najczęściej nadają kształt tej bestji, utkanej ze strzępów zszarpanej naszej szaty duchowej i pomagają jej, by mogła zacząć żyć samodzielnie. Życie nadaje jej energja złej woli, która wypełnia wnętrze danego potwora i cały jego owal; jak krew w naszych naczyniach krwionośnych, tak w tym potworze krąży siła magnetyczna, umożliwiająca mu niejako rozpoczęcie życia samodzielnego i to z chwilą, kiedy dana bestja tworzy już gotowy cały zlepek swojego ciała astralnego i wypełniona jest aż po brzegi energją duchową, wyrzuconą z jej twórcy w akcie złej woli.
Człowiek nie wie, jak i gdzie wystrzeliwuje swoją energję duchową, kto tę energję wchłania i co kto z niej tworzy. Mistrzowie czarnej magji uwijają się skwapliwie pomiędzy tem wszystkiem i dopomagają do sformowania się różnych bestyj, które już potem same żyją, chociażby im twórca już i nie dostarczał nowej energji życiowej.
Te bestje, póki nie mają jeszcze całkowicie skończonych kształtów, są związane bardzo ściśle ze swym twórcą; podobnie jak dziecko złączone jest pępowiną z matką, tak one z fluidami naszych ciał niewidzialnych i naszego ciała fizycznego. W pewnym odpowiednim momencie następuje jednak poród. Kiedy ten ktoś dozna jakiegoś wstrząsu moralnego i fizycznego, np. gdy spadnie nań cios karmiczny za inne winy i on, dajmy na to, złamie nogę, lub dozna jakichś innych obrażeń cielesnych i krew sączy się z jego ciała, a przeklina w tym momencie, jak to mówią, na czem świat stoi, wówczas nastaje oddzielenie się tych potworów od jego ciał. W boleściach, jakie przeżywa ów duch w powłoce fizycznej, a które siedzibę swą mają właściwie w centrze jego ciała niewidzialnego, nastaje poród i bestja ona oddziela się od pępowiny, a najchętniej oddzielają ją sprytni akuszerzy czarnej magji. Gotowi są nawet żywić ją jakiś czas sztucznie siłą swej woli, aby następnie zdolną już do ssania, przycisnąć ją do ciał jej stworzyciela. Wielką mają uciechę z takich urodzin, tem większą, im bardziej kolosalna bestja urodziła się i została powołana do samodzielnego życia.
Te stada różnych bestyj są ich obroną, ich bogactwem; mając takie oswojone bestje, straszą i dręczą niemi zarówno duchy w zaświecie, jak i ludzi, żyjących jeszcze w ciałach, a to w czasie snu. One też stanowią dla niejednego wielkie piekło, gdy odłączy się od ciała fizycznego. Tam ujrzy swój dorobek. O, ileż to razy widzę, jak jakiś nieszczęsny duch pędzi, ucieka, jak przed stadem wilków, lub broni się, jak przed wściekłemi psami, które raz po raz rzucają się na niego zgłodniałe, szarpiąc boleśnie jego ciało astralne.
Zdarza się też, iż niedobre duchy przychodzą z gotowem już stadem swojem do ludzi, czy duchów, niewygodnych dla nich i usiłują zakłócić im spokój, choć ci nie mają bynajmniej nic wspólnego z temi bestjami. Najprzód wyciągają ręce, jak drapieżne szpony, sącząc do ich aury złe myśli, jak chmury gazów trujących, by tym zrobiło się ciężko i by nie mogli się zrozumieć wzajemnie. Szczególnie starają się w ten sposób poróżnić ludzi, którzy są mniej obarczeni Karmą i pracują już bardziej dla drugich, dla dobra ich duchów i dla zgotowania ludzkości lepszej przyszłości na ziemi. Osłabiają ich swoim trującym wpływem, a na falach swego magnetyzmu rzucają pomiędzy nich swoje potwory. Wówczas to dzięki dziwnemu zmąceniu myśli potrafi powiedzieć jeden drugiemu: „bestjo“, „Świnio“ czy t. p. — lecz też zaraz opamiętywuje się zdumiony i zawstydzony, skąd ten wyraz wziął się na jego ustach!
Tymczasem owej bestji bardzo źle się powodzi wśród takich ludzi; czuje się poprostu tak, jak zwierzę, któremu podpalono sierść, lub nawet całe ciało. Im bardziej wówczas zacznie płonąć ten potwór, tem szybciej zabierają go sobie mistrzowie czarnej magji i tylko swąd pozostanie pomiędzy tymi ludźmi — swąd spalenizny, swąd astralny, którego się już łatwo jednak mogą pozbyć. To dobra wola, jaka jest pomiędzy tymi ludźmi, spala ciało takiej bestji i tej trudno już wrócić do sił i zdrowia, a często nawet ginie pomimo czułej opieki swoich złych aniołów sróżów.
Tym ostatnim łatwiej i częściej udaje się owa niecna gra, jeśli w gronie takich osób znajdą kogoś, mającego chociażby mniejsze bestje w swojej aurze; wówczas i ich bestje mogą bez-karnie przebiec koło niego, a tem samem dostać się pomiędzy tych ludzi i wywołać nieporozumienie, utrudniając szlachetną pracę duchową.
Owo tworzenie elementali, bestyj i wszystkie towarzyszące temu zjawiska i siły są wiernie odbite na kliszach astralnych.
Lecz są tam nietylko wierne odbicia — są tam i fałszywe świadectwa rzekomej prawdy. I tak jeden człowiek czy duch ma aż trzy księgi, w których są zapisywane jego myśli i czyny, jego uczucia, jego całe życie. Na jednych kliszach, kreślonych przez czynniki Złej Woli, jest zapisywane wszystko w oświetleniu ujemnem i wiele jest tam świadectw fałszywych, lub wręcz kłamliwych — a na tejże podstawie rysowana jest też jak najczarniej przyszłość człowieka.
Druga księga powstaje już przy większym współudziale czynników Dobrej Woli; pisze ją już dobra ręka przy współudziale z danym człowiekiem na ziemi, czy duchem w zaświecie. W tej drugiej księdze niema już tyle cieni, ile na nasze konto wpisują sprytnie mistrze czarnej magji, wyolbrzymiając każdy nasz niewłaściwy postępek, który jednak w istocie płynie często nie tyle z naszej złej woli, ile z nieświadomości, spowodowane przez lekkomyślne wypromieniowanie otrzymanej od Boga energji twórczej.
Trzecia księga spoczywa już w rękach dobrych, czystych duchów, naszych aniołów-stróżów. Tam widnieje najczyściej, najprawdziwiej obraz naszego życia, tam najjaśniej ujrzeć można współudział w niem tego pierwiastku, jaki nam dał Bóg tchnieniem Swojem na życie wieczne. Tam ujrzeć można życie nasze od pierwszej chwili naszego stworzenia, tam są zapisane wszystkie wędrówki na planetach, a w tem wszystkiem i nad tem wszystkiem lśni jasnem światłem Prawda.
Z chwilą, gdy w duchu człowieka następuje opamiętanie, to choć nie ujrzy jeszcze swego nędznego dorobku dotychczasowego, choć nie ujrzy bestyj, jakie potworzył, to jednak, kiedy staje się spokojniejszy, wstrzymuje się od przekleństw i nie trwoni już sił w różnych złych nałogach, a szczególnie, jeśli odzyskuje wiarę w Boga i w cierpieniach zdaje się na Jego wolę, a czyni to w pokorze ducha, wówczas owe bestje, chociaż są tak blisko przy swoim stwórcy, zatracają kontakt z nim, oczy im mgłą zachodzą, stają się najczęściej niewidome i tylko wyją w jego aurze, bo głód je męczy. Lecz wyciem tem wydzielają z siebie siłę, daną im do życia, a siła ta spływa z powrotem w poszarpane ciała niewidzialne tego człowieka.
Czasem, jeśli komuś takiemu powie ktoś z gniewem „bestjo“, a uderzy go przytem, to w miejscu urazu cielesnego tworzą się wrzody, lub jakaś rana otwarta. Medycyna nie umie podać wyraźnej przyczyny tychże, wyrokując tylko., że widocznie krew tego pacjenta jest nieczysta. W istocie zaś dosyć często nieczystości te są pochodzenia astralnego, a mianowicie są to fluidy, które wydzielają się z owych zamierających bestyj, a które zaczęły się skupiać w miejscu urazu.
Kiedy taki łazarz owrzodzony nie złorzeczy losowi, przeciwnie w modlitwie szuka ulgi, a chociaż wyraźnie nie zna przyczyny swoich cierpień, już jej dosięga przeczuciem, mówiąc: „Trudno, człowiek grzeszny, musi cierpieć! Zdaję wszystko na wolę Bożą“ — wówczas tem prędzej usychają bestje w jego aurze i wraca doń siła, którą roztrwonił niegdyś przez akty złej woli. Chociaż ona rozsadza ciało, to jednak przekrystalizowując się w owem cierpieniu, znoszonem pokornie, przetwarza się na wielką potęgę duchową. A mniej cierpliwi patrzą z podziwem na niejednego chorego, iż tak cicho i cierpliwie znosi swoje męki.
Niechętnie patrzą na niego naturalnie ci, którzy się sprzeciwiają woli Bożej. Ci nieraz skupiają się koło jego łoża, kiedy mogą się wspiąć ku niemu po szczeblach Karmy i sypią jakby sól w otwarte jego rany, dodając więcej cierpień, niż mu się należy. Kiedy cierpiący łzami rozpuści ową sól i ona się we łzach rozpłynie, we łzach pokornego zdania się na wolę Bożą, wówczas pozbawia złej siły twórczej złe duchy. Wiedzą one o tem, a jednak wiedzione chęcią dręczenia ludzi często narażają się na podobne ryzyko, żywiąc nadzieję, że snąć ten Hiob cierpliwy przecie rozgniewa się wreszcie i powie: „Trudno mi wierzyć w Twoją dobroć, Boże!“ Wówczas zdobyłyby prawo, iż mogłyby go częściej odwiedzić i dosypywać jeszcze więcej soli do jego ran.
Lecz na szczęście czuwają nad nami i nasze anioły-stróże. O, gdybyśmy tyle litości mieli sami nad sobą, ile one jej mają nad nami i gdybyśmy tak starali się wydobyć z koła cierpień, jak one nam w tem pomagają, zaiste lepiejby nam było żyć na ziemi i łatwiejbyśmy pospłacali długi.