Spojrzenie w Przyszłość/Słowo od duchowego opiekuna autorki
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Słowo od duchowego opiekuna autorki |
Pochodzenie | Spojrzenie w Przyszłość |
Wydawca | Wydawnictwo „Hejnał” |
Data wyd. | 1933 |
Druk | Drukarnia Pawła Mitręgi w Cieszynie |
Miejsce wyd. | Wisła |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Bóg z Wami.
Kochani Czytelnicy! Wiem, że chcielibyście jeszcze niejedno wiedzieć. Sądzicie bowiem, że jeżeli Agni już patrzy w losy ludzkie, to mogłaby stopniowo opisać więcej klisz, unoszących się nad całym światem.
Lecz wiedzcie, drodzy, że ona cierpi patrząc na to.
Nawiązawszy n. p. kontakt magnetyczny z chorymi, odczuwa ich ból cielesny, o czem już obszernie pisała w swych pamiętnikach. Lecz ból ten nie jest niebezpieczny dla ducha, chociaż osłabia jej powłokę fizyczną.
Gorsza jest jednak łączność z tą chorobą, z tem złem, które wypływa głównie z ducha.
Jeżeli Agni ma patrzyć dłużej na gęste chmury przeróżnych uczuć, namiętności i walk, kreślących swoje obrazy na kliszach astralnych, udziela się jej to, z czego powstały. A klisze przyziemne są jak morze i patrząc na nie, chcąc wiedzieć, jak i z czego powstały, chcąc trafić w sedno rzeczy, trzeba wejść duchem w to morze.
Najgorzej dla niej, gdy ma wejść w morze polityczne, gdzie wichura myśli miota wysoko falami wód. Podobnie jak dla ciała fizycznego jest niebezpiecznem dłuższe prześwietlanie jego komórek promieniami Roentgena, tak niebezpiecznem jest dłuższe zanurzanie się w to morze dla ducha, idącego śladami Chrystusa. Jest wówczas jakby rozkrzyżowany między dobrem i złem, odczuwając równocześnie złe i dobre klisze. Wyobraźcie sobie, że mielibyście stać aż po pas łub szyję w mętnej wodzie — gorącej, lub lodowato zimnej — czując, jak jakieś robactwo oblepia wasze ciało. Czyż przyjemnieby wam było, choćby się nad brudnem bagniskiem roztaczał najpiękniejszy krajobraz i choćby ożywcze promienie słońca muskały wam pieszczotliwie twarz i ramiona?
Gdy przenosi się duchem w czasy, kiedy to Chrystus chodził po ziemi, gdy pisze o tych wzniosłych sprawach, zatapiając się w morzu Miłości i Dobroci Chrystusa — o, wówczas możemy na nią patrzeć z całym spokojem, bez obawy, iż zło ziemskie rzuci jakikolwiek cień na jej ducha. Inaczej jest jednak, gdy musi wejść duchem w brudne morze najniższych klisz przyziemnych.
Najgorsze fale to te, z których powstają wszelkie wojny, walki, starcia polityczne i t. p., a płyną one gęsto pomiędzy kliszami, odnoszącemi się do spraw politycznych. Jeżeli, patrząc na te klisze, ma się z nich wyłuskać prawdę, to na planie ziemskim może to czasem wyglądać jak pewna stronniczość przy wydawaniu sądów o tych sprawach. Toteż gdy Agni patrzy na te czy owe zamieszki i wskazuje na zasadniczy błąd, który wywołał to niebezpieczne falowanie, mogą do niej płynąć za to myśli niechęci i choć ona, Bogu ducha winna, przechyla się zawsze na tę stronę, gdzie występuje na kliszach prawda, a przynajmniej mniej złego — mogłaby być uważana na ziemi za stronniczą przez tych, którzy by ją źle zrozumieli.
Kochani — wiedzcie, że podłożem wszelkich walk na ziemi jest po największej części walka o ducha!
To też nie patrzcie na nikogo, jak na swojego wroga! Jeżeli widzicie, że zło przejawia się jaskrawo przez bliźnich waszych, pomyślcie, że wszędzie, gdzie płynie z ust ślina złości, a niepokój miota duchem, tam potrzeba najbardziej waszej pomocy duchowej! O ile jesteście na brzegu spokojniejszej przystani, pomagajcie tym biednym swoim spokojem duchowym, pomagajcie im dobrą myślą, a gdzie można, słowem i czynem!
Wszak oni, pieniąc się złością, są pewnie bardziej nieszczęśliwi, niżeli Wy, którzy staracie się już opanowywać, zdawać się na wolę Bożą i cicho znosić cierpienia swoje karmiczne, czy nawet bezprawnie Wam zadawane.
Uważajcie, byście o ile możności nawet nie przebywali długo pomiędzy ludźmi niespokojnymi i stale na coś rozżalonymi, lub złymi, oczerniającymi się wzajemnie, a w mieszkańcach innych krajów widzącymi może tylko wrogów. Toć trucizna dla ducha podobna do tej, jaka płynie pomiędzy kliszami, na których rysują się te brudy.
Dlatego nieczęsto otrzymacie od Agni sprawozdanie z tej sfery w świecie niewidzialnym.
Ci, co swobodnie zanurzają się aż po głowę w te odmęty, nie wpatrując się w Boskie promienie i nie pragnąc ogrzania się w ich cieple, nie czują się źle w tych falach i chętnie w nich prorokują.
Kochani! W tej wzmożonej walce ze złem wspomagajcie wszystkich w dobrym odruchu, gdzie odruch ten wyczujecie, lub ujrzycie. Weżcie sobie za święty obowiązek, by wspomagać wszystko, co będzie tchnęło szlachetnością, wszelkie odruchy, dążące do zbratania ludzi na ziemi. Życzcie sobie z głębi ducha, by miłość i zgoda przynosiła coraz więcej życiodajnych promieni i łączyła was nawzajem.
Wspominajcie wy wszyscy, u których słowa te znajdą życzliwy oddźwięk w duchu — wspominajcie częściej i wspierajcie serdecznem pragnieniem myśl szybkiego bratania się narodów słowiańskich. Biegnijcie myślą ku granicy, jaka Was jeszcze dzieli od braci Czechów i niszczcie te słupy graniczne, niweczcie je dobremi myślami, niweczcie je dobremi pieśniami.
Na miejscu słupów granicznych stawiajcie pomnik nowy, wielki, wykuty ze śpiżu duchów waszych i lśniący w Słońcu Miłości. Postawcie tam pomnik mocnej wiary i postanowienia, iż narody słowiańskie już nigdy śladów stóp Pana z przed oczu nie stracą i idąc pochodem zwycięskim nad Złem, łuczywem swoich gorejących serc i światłem Ducha zaświecą innym na drodze do zbawienia!
Czuwają ci bohaterzy słowiańscy, którzy ongiś cierpieli dla dobrej sprawy. Nieśli ludzkości w darze garść jasnych promieni i gdyby nie zamknięto im ust przedwcześnie, wydobyliby z głębi ducha jeszcze więcej światła świadomości i oświecili innym drogę!
Popioły ich i krew wzięła matka ziemia dobrotliwie w swoje ramiona. Lecz na ustach ich nie cichnie śpiew, unosząc się hymnem zwycięstwa nad złem i nieświadomością ludzką...
Żyją nasi kochani bracia! Nadchodzi wielka chwila odwetu — lecz oni niosą odwet miłości!
Potężne duchy, jakie Polska gościła, które umiłowały serdecznie swą ojczyznę ziemską, otaczają ją i dziś miłością, a w rękach ich lśni biała chorągiew, na której widnieje jak ze słonecznych promieni utkana złota gołębica, niosąca w dziobie zieloną latorośl.
Do boju wzywają was, do boju świętego ze ziem wewnątrz was i na zewnątrz! Do walki zwycięskiej bronią miłości!
A niech w ofierze dla tej wojny świętej płyną wasze datki. Niechaj to nie będą dzwony z kościołów, przetapiane na armaty, ale dzwony serc waszych!
Niechaj rozkołyszą się pieśnią miłości! Hukiem armat silnej woli niechaj rozrywają potworne elementale, larwy i złe myśli, które zagęszczają wasze aury myślowe i są dobrem podłożem dla fal nienawiści — nieczystej gry nieszczęsnych duchów.
Niechaj zwycięża Dobro, a Zło niech zniknie!
A do walki ze złem niechaj Was prowadzą hymny bojowe — nie te, w których słychać szczęk i zgrzyt oręża, ale w których dźwięczy płomienny zew miłości:
(Przyp. wyd.) Za taką pieśń posłużyć może m. i. piękny utwór M. Konopnickiej, który poniżej umieszczamy, przerobiony nieco i dostosowany do warunków chwili obecnej, wyjęty ze „Zbioru pieśni“, wydanego przez nas w u. r.
(Śpiewać na nutę „Warszawianki" — „Oto dziś dzień...“)
Pod sztandarem idziem Ducha |