Spokój Boży/XXXII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Spokój Boży |
Wydawca | Przegląd Tygodniowy |
Data wyd. | 1903 |
Druk | Drukarnia Przeglądu Tygodniowego |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | M. M. |
Tytuł orygin. | Guds Fred |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Wiosna w tym roku jest o wiele wcześniejszą, niż zwykle. Ciepły deszczyk, palące słońce dni ostatnich, budzą kwiaty z bronzowej powłoki leśnej ziemi a ptaszęcy śpiew rozbrzmiewa w przestworzach.
Zaraz po wschodzie słońca, zaszedłem po Małgosię, by zemną wybrała się na spacer. Poranne słońce wyrwało mię ze snu. Nie opierałem się chęci korzystania z pogody i pogwizdując, stanąłem przed zamkniętym jeszcze domem. Roleta się podnosi, Małgosia ukazuje się w nocnym stroju. Obfite, ciemno‑bląd włosy, spadają na ramiona, błyszczą, jak złote w promieniach słońca. Małgosia kłania mi się, tak radośnie, że aż cała atmosfera przepełnia się szczęściem. A gdy pomyślę, że niedługo w mych spoczywać będzie ramionach i do mnie należeć, ta jaśniejąca młodością, o cudnych kształtach dziewczyna — ze zbytku szczęścia miesza mi się w głowie.
Idziemy do lasu, upajamy się silnym nektarem, wydobywanym przez słońce z tysiąca kwiatowych kielichów. Krew rumieni Małgosi policzki i pulsuje mocno w dłoni, którą w swem trzymam ręku. Upojenie wiosny i nas ogarnia, ożywcze znużenie i w nasze wnika żyły. Małgosia tuli się do mnie, zmęczoną główkę na me kładzie ramię, wsparta o mnie cicho mówi:
„Czy i ty ten słyszysz śpiew“?
„O jakim mówisz śpiewie?“
„Głosy, co tęsknią i wołają, co pociągają i nęcą. Igrają między sobą, narzekają zdala, płaczą z bliska, pytają, odpowiadają a nareszcie łączą się w jedną, pełną wielkości i radości harmonię... To weselny śpiew natury, rozbrzmiewający wokoło. Czy słyszysz, czy odczuwasz?“
„Słyszę wzywającą ku uroczystości naturę. Naprzód o kwiaty! śpiewajcie ptaszęta, zieleńcie się drzewa, wstawajcie, ozdabiajcie się i ćwiczcie! Bądźcie gotowi, wiosna nadeszła, bo wraz z majem, księżniczka z Góry stanie między wami w ślubnej swej szacie. Natura nuci na cześć twego wesela“!
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Strumyk przecina naszą drogę, zwykle płynie cichuteńko i spokojnie między wielkiemi kamieniami, dziś topniejący śnieg i lód, przepełnia wodą koryto. Tu i owdzie jednak sterczy duży kamień.
„Trzeba się zwrócić z drogi“ — rzekłem.
Małgosia przytuliła się słodko do mnie.
„Jestem zmęczona wiosną. Niechętniebym powróciła. Nie mógłbyś mnie przenieść“?
Oplotła ramionami mą szyję a ja z dużą dziewczyną na ręku, stanąłem w pośrodku strumyka. Miękkie jej ciało silnie do mnie przytulone a ciepły jej oddech owiewa mą twarz. Mąci mi się w głowie, ale żadnego nie czuję zmęczenia, wysilam całą swą energię, by nie upaść.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Później usiedliśmy zmęczeni, wyczerpani na ławeczce, po drugiej stronie strumyka. Małgosia opiera swą główkę na mem ramieniu i szepcze do ucha:
„O mój silny, piękny, ukochany. Jakże dobrze spoczywa się w twych ramionach“.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Otrzymałem papiery ze stolicy, między innemi świadectwa, bez których nie danoby mi ślubu, nigdzie, nawet na Wiatrakowej Górze. Widzę, że w pierwszym roku życia szczepiono mi ze skutkiem ospę. Dzięki Bogu, inaczej nie wolnoby mi było wstąpić w święte związki małżeńskie.
Jutro rozbiorą wiatrak. Stary z tego powodu był w doskonałym humorze.