Starościna Bełzka/LIII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Starościna Bełzka |
Data wyd. | 1879 |
Druk | Józef Unger |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Gdy Szczęsny daléj spokojnie swoją podróż odprawia, stary wojewoda, który najprzód ze zgryzoty na febrę był zachorzał, potém kilkakrotnie katary cierpiał i kaszle i wychodził z nich zawsze, po krótkiéj chorobie zmarł prawie nagle dnia 22 października 1772 w Krystynopolu.
Choć domyślać się bardzo można, że interes z Komorowskimi mógł mu życie ukrócić, bo się co chwila obawiał, żeby z jakichś poszlak o śmierci Gertrudy się nie dowiedziano i do odpowiedzialności go nie pociągniono, nikt jednak nie wzmiankuje ze współczesnych ani o ostatnich jego chwilach, ani o towarzyszących zgonowi okolicznościach. Głucho o tém nawet w korrespondencyach familijnych.
Na chwilę przed śmiercią wojewody, za granicą chodziły wieści, że on i Mniszech generał wielkopolski mieli jechać do konfederacyi z jakąś propozycyą układów; ale plotka ta pochodząca z Paryża, nie miała najmniejszego prawdopodobieństwa w Polsce, gdzie choć znano usposobienia wojewody kijowskiego i Mniszcha, do takiego kroku zdolnymi ich nie uznawano. Jednemu Dukla, drugiemu Krystynopol przeszkadzał...
Śmierć wojewody zaszła w czasie niebytności Szczęsnego, o którym nawet nie wiedziano z pewnością, gdzieby się znajdował; wszystkie więc rozporządzenia majątkowo i nowy porządek ustanowili Potoccy i Cetnerowie w Krystynopolu przytomni. Dając czas familii, aby się zjechała, pogrzeb paradny odłożono do dnia 1 grudnia, na który może się i syna spodziewano. A że już ta część kraju zostawała pod zarządem austryackim, zaraz po śmierci wojewody zabierano się starostwa mu nadane na skarb zabierać. Familia jednak spodziewała się, że Szczęsny powracając przez Wiedeń wyrobi sobie ich zatrzymanie, lub nadanie nowe. Najwięcéj zdaje się żałowano sokalskiego starostwa.
W początku listopada zaraz, Komorowscy, którzy czy nie wiedzieli, czy wiedzieć nie chcieli, co się stało z ich córką, list następny do Stanisława napisali dnia 7 listopada z Warszawy datowany:
„Monsieur!
„Rozumiem, iż sprawiedliwie tytułem syna jwpana mianować mogę, gdyż z méj strony nieodmienny ku osobie jego dochowuję affekt, a od jwpd. wzajemnéj ku nam i córce naszéj stateczności nie wątpię. Ubolewać mi przychodzi nad śmiercią jw. wojewody kijowskiego nietylko z przyczyny straty wielkiego jwpana ojca i ojczyźnie męża, ale razem i ztąd, że ten godny pamięci pan byłby nakoniec nieuprzedzonym umysłem uznał, że jak chętne i prawne jw. pana z córką naszą małżeńskie zawarte były związki, tak też przeto i rozerwaniu ich nie mogły być podległe... Do tych powrócenia się, gdy już teraz od samego jwp. zawisło staranności, więc nie ubliżam onéj jak najusilniéj domagać się, które tym najpierwszym dowodem, miłość jwpana poślubionéj osobie poprzysiężoną, a obowiązkiem małżeńskim winną, okaże, gdy miejsca, w którémby dotąd utajoną była dociekłszy, sobie doświadczoną w ostatku tak natężonemi przeciwnościami żonę, a nam ulubioną wydobędziesz córkę.
„Nie chcę ja żadnych do tego dzieła podawać jwp. pobudek, to wiem, że doskonałością swoją dochodzisz, jako wiele na tém strapione nasze rodzicielskie boleją serca, jak wiele skrzywdzony kochającéj małżonki jego cierpi honor i affekt, a to razem jak wiele na uczciwości i zacności charakteru jwpana, tém bardziéj na poprzysiężonéj jego polegając cnocie. I taż to cnota skłoniła była naszą do jwpana przyjaźń i szacunek, ta i teraz z temiż w nas dla niego statecznie trwającemi pisać się każe
Jwp. z serca kochającym ojcem i uniżonym
sługą.
Jakób Komorowski, Klan Santocki.“
Pierwszy to raz z tym tytułem występuje Komorowski, chociaż omyłką w wydaniu nowém Niecieckiego, znacznie późniéj mu go przyznano. Kasztelania po postąpieniu Prokopa Szczanieckiego na kamińską wakującą, nadana mu została d. 15 października 1772 r.
Gdzie list poprzedzający spotkał Potockiego, nie wiemy; to pewna, że rodzina jego w niemałym była niepokoju o dalszy proces z Komorowskimi, i w liście z d. 10 listopada przez ks. Lubomirską pisanym, znajdujemy te znaczące słowa: „Teraz ciekawa rzecz czy z grobu odkopią żonę starosty bełzkiego? Jak niegodziwa, jeśli to robota rodziców!“
I wojewoda, i familia, i spowinowaceni z nią, ciągle wszelkie kroki Komorowskich niegodziwemi zwali; nieszczęście ich niegodziwością, niegodziwościami skargi i postępki, łzy i żale, cokolwiek czynią niegodziwością i szkaradą się zowie do końca téj nieszczęśliwéj sprawy, — jest to już wyraz uświęcony.
Że nie było komu w téj chwili pod niebytność Szczęsnego starać się o ocalenie starostw, wyprawiono po to do Wiednia Mniszcha, cale nie wiedząc, gdzieby się Potocki znajdował. Plotki tylko chodziły po kraju podobne do tych, które ks. Kaznowskiego w Rzymie doszły, że z zagranicy miał z żoną do domu powrócić (list z dnia 29 listopada), choć świadoma rzeczy ks. Lubomirska śmiała się w duchu z téj bajki.
Nierychło po zgonie wojewody, dowiedziano się z pewnością z listu, że z Genewy, nic o śmierci ojca nie wiedząc jeszcze, starosta do Paryża z ks. Wolfem wyruszył. W Wiedniu już przyszłego dynastę, listy kondolencyjne i dwór pochlebników oczekiwał niecierpliwie. Nawet ks. Wolf, skromny i do niczego niemieszający się człowiek, miał do siebie adresowane prośby w domu pani Gundianin (gdzie przedtém stali) od współzakonników domagających się maluczkich dogodności dla Pijarów, jakiegoś gruntu kawałka, i rozsądzenia sporu z Żydami. Pijarowie wołali nań z ubożuchnego kollegium, kończąc słowy: Veni Domine, salva nos, perimus!