Starościna Bełzka/LX
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Starościna Bełzka |
Data wyd. | 1879 |
Druk | Józef Unger |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Nie wiem,, czy w Warszawie przekonawszy się o potrzebie rychłego kończenia ugodą z Komorowskimi, czy może dla wstrzymania ich od skarg i użalania się przed cesarzem, który byłby rzecz mógł wziąć surowo, w czasie saméj bytności Józefa II w Galicyi, Szczęsny zjechał na krótką chwilę tutaj, zbliżył się do Komorowskich, rozpoczęto traktacye, i rzeczy zdawały się zbliżać ku pożądanemu końcowi.
D. 28 lipca starosta bełzki ofiarował zgodnie kończąc Komorowskim dóbr na milion, może ten sam Witków przyległy ich majątkom, który oni późniéj wzięli. I zdawało się, że to ułoży, ale Komorowscy żądali prócz togo być oczyszczonymi z zadanych im zarzutów podstępu i uwiedzenia, na co się Potocki nie zgadzał; chcieli niejako potępienia zmarłego wojewody, czego syn pozwolić nie mógł. Spełzł więc czas na traktowaniu próżném, i gdy się kleiło już, rozeszły się znowu strony, a cesarz Józef II, odjechał tymczasem do Krakowa, i Komorowskich skarga wstrzymana została. Poczém starosta znów ruszył do Warszawy, gdzie mu się dosyć podobało, bo go chwytano wszędzie i wielkie mu czyniono honory.
D. 31 lipca już ze starosta szczerzeckim (Piotrem Potockim synem Józefa kasztelana lwowskiego) znajdowali się znowu w Warszawie; „o żonie jego — dodaje korrespondent nasz — nie masz pewnéj wiadomości, czy żyje lub nie, jednak pewniejsza rzecz, że umarła.“
W téj chwili właśnie przypadła owa nominacya Mniszcha marsz. kor., który uparcie na wsi przesiadywał, na kasztelanię krakowską. Król mu się oświadczał, ręce wyciągał, modlił o przybycie, a zacięty Mniszech przyjąwszy dostojeństwo, o którego akceptowanie niemal go prosić było potrzeba, pozostał jak wprzódy na wsi.
Bytność Szczęsnego w Warszawie nie miała trwać teraz długo, Młodziejowski ofiarował się za pośrednika do sprawy, i spodziewano się łatwiejszego jéj ukończenia. Kanclerz jednak zawsze sprzyjający Komorowskim i mając w tém swój interes własny, nie śpieszył się wcale, i choć oświadczył Potockim, puszczał rzecz w odwłokę, znajdując coraz nowe trudności. I tym razem więc bytność Potockiego nic nie uczyniła, odłożono układy na późniéj.
Wyczółkowski, który najlepiéj wie o obrotach pana swego, tak w téj chwili pisze z Warszawy:
„W. M. D.
„Da mi świadectwo imp. podczaszyc żwinogrodzki, w jakim szacunku miałem rozkazy wpd.; co wskórał sam ustnie opowie. Jmp. starosta bełzki od kilku tygodni tu znajdujący się jeszcze zabawi kilka niedziel; radzi mu tu,, szanują i poważają go, w interesach wszystkich pomoc jest mu obiecana. Jmp. Komorowski był u króla prosząc o pomoc, ale odebrał odpowiedź, że pacta conventa poprzysiężone nie pozwalają mu mieszać się do interesów prywatnych (!). Losy o naszego pana tu rzucają komu się ma dostać: czyli księztwu marszałkowstwu koronnym, czyli też Zamojskim ordynatom?... Sprawę rozwodową koniecznie popierać będzie jw. starosta...
„Jw. starosta bełzki ztąd powróciwszy, na Ukrainę wybiera się.“
P. Wyczółkowski widać już ze zwyczaju i potrzeby oświadczeń i przymilań, kończąc ten list do kollegi i przyjaciela, któremu gospodarstwo swe w Ryżawce poleca, tak się podpisuje znowu: — „szczerze, na zawsze przywiązanym i kochającym bratem i najniższym sługą.“
Taka to już widać była natura, że dużo słów i oświadczeń dla uspokojenia serca potrzebował.
Nowy tu widzimy rozpoczynający się dramat starań i zabiegów o bogatego dziedzica Tulczyna i Molowa... ale z niego wyłączyć potrzeba Zamojskich, do których on się sam garnął, a oni go wcale nie łapali, i owszem zdawali się bardzo zimno grzeczności jego przyjmować. Wkrótce też zaprzestano nawet mówić o jego staraniu o ordynatównę Zamojską, a walka rozpoczęła się między domami Lubomirskich i księcia ex-podkomorzego, wyrywającemi go sobie. Z obu stron, gdyby się ożenił, ofiarowano mu silną pomoc do ukończenia procesu, którą z dala i bezwarunkowo dawał mu skuteczna Mniszech... Kasztelan krakowski choć milczał, mógł mieć na myśli, że panna Józefa z Dukli w przyszłości i starostwem białocerkiewskiém (Mniszech je trzymał jeszcze) zwabić może młodzika...
Szczęsny tymczasem dawał wszystkim nadzieję, kręcił się, głowę prawie tracił, i opasany intrygami nie umiał się z nich otrząsnąć.
Zewsząd go też niemiłosiernie odzierano, sypać musiał garściami pełnemi, sam kontentując się gołemi obietnicami, okupionemi krociami, które rzucał na wszystkie strony. Pierwsza ta szkoła świata powoli uczyła go ludzi.
W świecie się kręcąc, mógł Szczęsny zapomnieć o interesie z Komorowskimi; czuwali jednak nad tém przyjaźni mu, i w czasie chwilowego oddalenia się jego z Warszawy, tak do niego pisał ks. Wiażewicz:
„D. 10 września 1772 z Warszawy.
„Lubo nie odbieram żadnéj od jwpana dobrodzieja wiadomości na poprzedzające listy moje, wiem jednak, że mi jw. dobr. za złe mieć nie będziesz, że mu przyłączam niektóre pisma, tak tyczące się domowych jwpana dobr. jak i tutejszych publicznych wiadomości. Inkluduję tu list do mnie pisany od jks. kanonika Ghigotti’ego sekretarza gabinetowego królewskiego, niżeli on tu z Białegostoku nadjechał, z którego jwpd. zrozumiesz, że w swoim interesie największą będziesz miał pomoc. Ten człowiek nietylko od wszystkich konsyderowany, od jwp. Ignacego (Potockiego), kochany, ale dziwnie sprawny, nie wątpię, że jwpan nieśmiertelną będziesz miał obligacyę, tylko napiszę do niego list, żeby miał staranie w interesie; gardło moje dam, jeżeli najpomyślnéj nie pójdzie. Teraz tenże ks. Ghigotti jest naznaczony od papieża z p. Towiańskim suffraganem białockim (?) do egzekucyi bulii, kassującéj Jezuitów. Urząd ten w tak delikatnéj materyi niesprawnemu nie byłby powierzony, ale rozumiem, że on sam dobrze jest jwdp. znajomy, żeby go było potrzeba zachwalać...
„Z publicznych interesów nic pomyślnego nie masz, przyłączam tu podany na delegacyi projekt od trzech potencyj względem formy rządu, o którą się ustawnie delegacya domawiała, rozumiejąc, że podpisawszy traktat, wolno będzie każdemu, jak się będzie zdawało układać projekta do rządu. Ale się mocno omylili, bo co im podadzą, to będą musieli uczynić, i tak jak i traktaty podpisywać. Teraz zaczynają bardzo ton zniżać, a jeszcze bardziéj zniżą, kiedy postrzegą, że wcale o to nie dbają, że się skarżyć będą, że się omylili. Król powiadają nie chce podpisać traktatu, póki w nowéj formie rządu będzie co przeciwnego jemu.
„Wczoraj sejm się rozpoczął; biskup kujawski wniósł, że ponieważ zaczęli układać nową formę rządu, tedy żeby było więcéj czasu zakonkludować tak zbawienną rzecz, prosił o limitę sessyi do przyszłego wtorku, na co król odpowiedział, że dla konkludowania rozpoczętych traktatów solwuje sessyę do wtorku, sześć dni od dziś.
„Remanifest w sprawie jwpana dobr. z Komorowskimi jest tu mocno chwalony; wiem, że jwd. będzie się podobał, bo jest z dobrego warsztatu, spuść się tylko jwpd. na nas, upewniam, kiedy się jeszcze przymiesza ks. Ghigotti, z samego księdza kanclerza tak zażartujemy, że się on nie postrzeże, żeby on nawet jeszcze dziesięć razy chytrzejszy był, i bardziéj się mieszał w tę sprawę niżeli teraz.
„Łukawskiego tu egzekwowano, ale z niewypowiedzianą przytomnością i rezygnacyą umierał. Żaden nie uwierzy, żeby można z taką obojętnością na śmierć iść; przepraszał wszystkich, jeżeli kogo swoim przypadkiem zrobił nieszczęśliwym, oczu żadną miarą zawiązać nie dał i w głos zawołał: — „Nie trzeba mi tego!... Ja się wcale nie lękam śmierci“... Drugi jego kompan Cybulski, niżeli po nim umarł, kilka razy zemdlał.
Recesu jw. hetmana i Wielhorskiego żadną miarą przyjmować nie chciała konfederacya, dla tego, że podług formy od niéj przepisanéj nie jest zrobiony, ale za wielkiém staraniem ks. marszałka konfederacyi lit. pozwolony jest czas do poprawienia i hetmanowi Wielhorskiemu do d. 13 listopada. Chełmiński, co te recesa przywiózł, ledwie pod wartę nie był wzięty, za co sam od siebie nie dawszy rewersu, ważył się tu pokazywać, i ledwie wykwitował się rewers dawszy...
Nogi całuję jwp.
Ks. Wiażewicz.“