Starościna Bełzka/V
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Starościna Bełzka |
Data wyd. | 1879 |
Druk | Józef Unger |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Chrząszczewski, w niewydanych[1] pamiętnikach swoich powiada, jakim sposobem Franciszek Salezy otrzymał od stryja Stanisława wojewody, bełzkiego, ogromne dobra umańskie i tartakowskie; jest to rys tak charakterystyczny, że nie możemy go tutaj pominąć.
Stanisław Potocki, wojewoda bełzki, syn Feliksa, najprzód łowczy, potém strażnik litewski, marszałek trybunału, trochę żołnierz, bo pod Kowalowem przeciwko Sasom mężnie stawał, Umań miał darem otrzymać od Morsztynowéj z domu Potockiéj; a że potomka płci męzkiéj nie miał i nie wiedział co komu zostawić, chciał jednemu z familii w całości te dobra przekazać, mając widać na myśli Franciszka Salezego. Ale w téj chwili właśnie, gdy projekt ten osnuł sobie, Franciszek powracał z podróży do Petersburga, gdzie za panowania cesarzowéj Anny udał się przez ciekawość, i z wielkiemi honorami, prawie jak powinowaty był przyjmowany, a wrócił przebrany po francuzku. Stary wojewoda bełzki gdy to zobaczył, nie podobała mu się ta przemiana, i snadż zaufanemu spowiednikowi swemu ojcu Reformatowi, który przy nim był kapelanem, powiedział:
— Byłbym Salezemu oddał Umań i Tartaków, gdyby kontusza nie zrzucał.
Reformat napomknął o tém po cichu Salezemu, młodemu jeszcze, a ten naturalnie, zastosowując się do woli stryja, wkrótce do Tartakowa, przywdziawszy żupan i kontusz, przyjechał z submissyą. To tak ujęło wojewodę, który się pewnie pobożnéj zdrady kapelana nie domyślał i własne w tém młodego człowieka widział natchnienie, że mu wnet nie czekając Umań i Tartaków miał rezygnować. Odtąd nie wiem, czy z przywyknienia, czy przez wdzięczność dla ubrania, któremu tyle był winien, Franciszek Salezy pozostał przy polskiéj sukni.
Bytność jego w stolicy Rossyi za cesarzowéj Anny i pierwsze z tym dworem stosunki, uczyniły go na przyszłość wielkim zwolennikiem ścisłego z Rossyą przymierza, poddając wpływom Kayserlinga i Repnina. Walcząc przeciw Czartoryskim i ich partyi, pierwszy Salezy uczuł potrzebę wsparcia się dobrém położeniem u dworu petersburskiego. Snadź nadto sobie obiecując z téj strony po dobrém przyjęciu w stolicy, marzył nawet podobno, że koronę polską protekcyą Rossyi osiągnąć potrafi. W téj to myśli knuć miano detronizacyę Augusta III i związek konfederacyi, gdy śmierć ostatniego z Sasów oczyściła pole Potockim. W jaki sposób stronnictwo Czartoryskich współubiegające się z nimi o lepszą, a im nieprzyjazne, potrafiło ich ubiedz i utrzymać stolnika litewskiego na tronie, nie widzimy potrzeby szeroko się rozwodzić. To pewna, że zawiedziony w swych nadziejach Potocki nie pojednał się z Czartoryskimi, i nigdy im tego nie przebaczył, po niefortunnéj imprezie podhajeckiéj, gdzie sześciu Potockich, podczaszy litewski, wojewoda kijowski, krajczy koronny, Teodor, wojewoda bełzki, starosta śniatyński i wojewodzie wołyński, starosta błoński nadaremnie protestować chcieli przeciwko wyborowi nieprzyjaznego im stronnictwa, a oporowi, jaki nadchodzącéj dla rozproszenia ich przeważnéj sile dał w trzysta ludzi podpółkownik Podhorodeński z regimentem buławy koronnéj, winni byli ucieczkę bezpieczną. Wojewoda Salezy zamknął się w domu niechętny, zawiedziony, boleśnie dotknięty.
Wielka to w istocie była klęska dla domu Potockich, którzy tu znaczną część swéj milicyi utracili i rozpierzchli się po świecie. Czterech z nich w Stambule siedząc z hrabią de Vergennes, starało się przygotować wojnę i nakłonić do niéj dywan przeciw Rossyi. Krajczy pozostał w kraju, a wojewoda kijowski powróciwszy do Krystynopola, pierwszego może w życiu doznał upokorzenia, zmuszony kapitulować, recessować od osnutéj konfederacyi i dać na siebie assekuracyę pod utratą osobistéj wolności i majątku, że w domu siedzieć i sprawować się będzie spokojnie. Przy tém zobowiązaniu na przyszłość musiał także wojewoda i list do Poniatowskiego napisać z powinszowaniem wstąpienia na tron i oświadczeniem submissyi; co to go kosztować musiało, domyślić się łatwo.
Po 1764 roku zwycięztwo Czartoryskich i wypadki napomknięte zmniejszyły nieco przewagę Potockiego, chociaż w swéj Rusi i dobrach zawsze pozostał czém był, a stosunki z Mniszchem, marszałkiem koronnym, z Branickim, oszczędzać go nakazywały. Poniatowscy nie myśleli go drażnić i gorzéj jeszcze przeciw sobie całą Potocczyznę rozjątrzać.
Wiele się rzeczy zmieniło dla Wojewody od wstąpienia na tron stolnika litewskiego, wiele nadziei upadło, wielka też boleść zaległa serce dumne, i po pierwszém tém nizkiém upokorzeniu zostały ślady w dziwactwie, ponurości, podwojonéj pysze i licznych oznakach potajemnie dogryzającego wspomnienia doznanych zawodów. Krystynopol zawsze świetny i pański osmutniał jednak znacznie, bo się od niego wielu obywateli w prowincyi, ku nowemu zwracając słońcu, odsunęło. Czuli wszyscy, jak położenie wojewody było fałszywe, że nieprzyjaźń z Czartoryskimi i położenie jego względem króla czyniły go bezsilnym... powoli więc, jak zwykle bywa, liczba odstępców się mnożyła. Ale możny pan miał zawsze kim się otoczyć, dwór jego nie stracił na świetności, duma rosła jeszcze uczuciem boleści.
Zdetronizowany królik Rusi wyżéj jeszcze niż przedtém podniósł ochmurzone czoło.
Między innemi jego dziwactwy z tych czasów, pamiętnik, z którego te szczegóły czerpiemy, wzmiankuje, że wojewoda choć dosyć zdrów, choć miał nadwornego lekarza, (którym podobno był Macpherlan), jedynie dogadzając dumie, chciał mieć najsławniejszego, któryby czuwał nad drogiém życiem krystynopolskiego dynasty, czynił więc zabiegi o przyciągnienie na swój dwór najsławniejszego w owych czasach lekarzu nadwornego cesarzowéj Maryi Teressy, niejakiego Hernefala (?), ofiarując mu większą pensyę niż cesarzowa. Czy go potrafił do siebie namówić, nie wiem i wątpię, śladu jednak gdzieindziéj nie ma o pobycie jego w Krystynopolu, zda się, że go tylko raz w katarze sprowadzał.
Zresztą, czynną utrzymując korespondencyę ze swymi przyjaciołmi, krewnymi i adherentami, gospodarząc dosyć zabiegle, siedział wojewoda w Krystynopolu, nie mieszając się na oko do spraw publicznych, ale wiedząc drobnostkowo o wszystkiém, i ani zrażając przyjaciół, ani z oka spuszczając przeciwników. Oprócz rządców i plenipotentów, którzy mu regularnie donosić byli obowiązani o każdym w kraju zaszłym wypadku, pogłosce, ruchu wojsk, wieści z zagranic, ogromna korespondencya krewnych, przyjaciół, klientów, codziennie prawie przynosiła do Krystynopola wiadomość o tém, co się gdzie działo na świecie, co myślano w Warszawie, co po dworach zamierzano dla Polski. Trzeba czytać te stosy listów zastępujących gazety, by mieć wyobrażenie, jak drobnostkowo znali swój kraj tacy panowie jak Potocki, który, choć się dąsał i niby do niczego się nie mieszał, o wszystkiém jednak wiedzieć musiał. Biskup Sołtyk, Mniszech marszałek nadworny, generał Wielkopolski, Brühlowie, Cetnerowie, Potoccy i inni co dni kilka wysyłali sprawozdania z czynności, nietylko z Warszawy od dworu z trybunałów i sądów, ale z zagranicy najmniejszy spisując pogłoskę, i nie było ploteczki, anegdotki, posłuchu, któryby nie dochodził do Krystynopola nieco osamotnionego, jątrząc i wzmagając dumę, która się czynem zużyć nie mogła i ukrywać musiała, ograniczając się ciasném kółkiem domowém.