<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Starościna Bełzka
Data wyd. 1879
Druk Józef Unger
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

IV.

Duma wojewody najlepiéj się może malowała w jego pańskim dworze, który przy sobie w Krystynopolu utrzymywał. Krystynopol, stara Pilawatów posiadłość (niekiedy zwana Krystyampolem), przy ujściu zatoki do Bugu położona, wśród równiny piaszczystéj, dokoła lasami opasanéj, miasteczkiem została w r. 1692 i nazwisko otrzymała przez Feliksa hetmana nadane od imienia żony jego Krystyny z Lubomirskich. Liczyło się ono do najporządniejszych na Rusi. Ojciec Józefa postawił tu był z początku drewniany kościołek nad grobami ojców i sam w r. 1702 pochowany w nim został. Krajczy go wymurował i podobno do niego Bernardynów sprowadził, jeśli tu wcześniéj jeszcze nie byli. Oprócz ich kościoła, była wspaniała cerkiew i monaster księży Bazylianów. Tuż przy miasteczku wznosił się wielki i rozległy pałac o dwóch obszernych podwórcach, staremi ocieniony drzewy, przestronny, jak pomieszczenie ogromnéj dworni panu wojewody wymagało, z oficynami, mnóztwem zabudowań pomniejszych i wspaniałą bramą wjazdową, przy któréj gwardya zajmowała hauptwach.
Dwór Franciszka Salezego składał się z najznakomitszéj szlachty, i był niemal tak wielki, jak królewski, z tą formą i urzędami, jak u książąt udzielnych. Mówią, że dla upokorzenia książąt Czartoryskich, z którymi szedł o lepszą, i nie cierpiał ich jak całego stronnictwa Poniatowskiego, postarał się sobie umyślnie, aby marszałka dworu mieć z tytułem książęcym, i prosił na ten urząd księcia Włodzimierza Czetwertyńskiego, któremu ogromną płacił pensyę, wyrobiwszy prócz tego starostwo ułajkowskie, ażeby módz powiedzieć: „Zawołajcie mi księcia marszałka,“ i pochwalić się, że potomek Świętopełków marszałkuje Pilawicie. Prócz niego na czele lejb-gwardyi dragonów, która stała w Krystynopolu, dla parady, miał oficera dawniéj wojsk saskich, hr. Karola Sierakowskiego, starostę zanideckiego, który bliżéj jego osoby znajdując się i do innych spraw był używany, posiadając zaufanie wojewody.
Łowczym nadwornym był Sadowski, starosta (podstarości) robczycki; koniuszym, nieszczęśliwie póżniéj wsławiony Wilczek; oprócz tych szatni, podczaszowie, podkoniuszowie itd. Do dworzan, których liczba przechodziła trzydziestu, liczyli się: Lipski, Jabłonowski, Konopka, Dzbański, Staniszewski, Świeżowski, Polanowski, Świejkowski, Kamieniecki, Złotnicki; a pokojowcy, młodzież najlepszych domów niedorosła, otaczali wojewodę i wojewodzinę.
Oprócz wojsk nadwornych, lejb-gwardyi dragonów i kozaków w Krystynopolu, wojewoda utrzymywać musiał po całych dobrach swoich, szczególnie ukraińskich prezydya pilnujące zamków, strzegące granic tureckich, powstrzymujące napaści hultajów, pilnujące porządku u Dniestru i bezpieczeństwa w czasie jarmarków mohylowskich, w Brahiłowie, Umaniu, Tulczynie, nie licząc mniejszych gubernij, gdzie po kilkudziesięciu, po sto i więcéj ludzi bywało z działami. Na zameczkach nie po kilka, ale kilkanaście i kilkadziesiąt armat stało na wałach. Magnat rozporządzając takiemi siłami wśród kraju, musiał być groźny i wielką mieć władzę, bo któż mu się oprzeć potrafił? Komendanci garnizonów przysyłali raporta za każdą pocztą z dóbr do Krystynopola idącą. Siły te były na zawołanie wojewody, a w czasie rozruchów i hajdamaczyzny na Ukrainie, stawały się jedyną opieką mieszkańców.
Milicye nadworne Potockich składała piechota, dragoni, ułani i kozacy. Oficerowie ich liczyli się na równi z wojskiem regularném, byli patentowani przez króla z mocy ustawy sejmowéj i nosili feldcechy wojska Rzeczypospolitéj.
Bogactwa, związki familijne z Mniszchami, Brühlem, Sołtykiem, Rzewuskimi, szlachecka partya w Rusi przemożna, czyniły wojewodę niemal de facto królikiem Rusi, w któréj swobodnie przewodził.
Przewaga to była nigdzie zbyt głośno niewystępująca, ale tak potężna, że nikt się jéj nie mógł opierać. W województwach: Puskiém, Wołyńskiém i Bracławskiém, nikt nie mógł otrzymać urzędu bez wpływu i pośrednictwa Potockiego; w sądach powiatowych i trybunale nie wygrał sprawy, powiada pamiętnik współczesny, jeżeli listów protekcyjnych od Potockiego nie miał do sędziów; nie został sędzią, posłem ani deputatem, jeżeli go nie popierał Potocki; nie zyskał u króla starostwa, urzędu koronnego, krzesła senatorskiego, bez pomocy jego i fakcyi, która stała najbliżéj króla; biskupstwa, opactwa, prelatury bogatéj i probostwa nie wyrobił, jeśli go nie promowali Potoccy. Na prowincyi, dodaje nasz autor, więcéj się jeszcze o łaskę magnata, niż o królewską starano.
Takie położenie i przewaga, musiały wysoko wzbić w dumę pana nieustannie mieszkającego na wsi, gdzie samowolnie u siebie się rozporządzał, nieczującego nad sobą nigdy nic silniejszego, zapominającego powoli, że były prawa, bo je on tylko dokoła dyktował. Potrzeba było prawdziwéj wielkości duszy, aby takiego położenia nie nadużyć i niém się nie zepsuć; tłumy dworzan, officyalistów, klientów i szlachty ubogiéj, pochlebstwy i pokłonami wzniosły jeszcze tego, który śnił już o koronie, jako o jedyném pożądaném i wyższém stanowisku.
Na dworze w Krystynopolu wszystko się odbywało po królewsku, zachowywano etykietę większą niż w Warszawie. Naprzeciw pałacu stał hauptwach zajmowany przez lejb-gwardyę dragonów, która przy każdém ukazaniu się, wjeździe lub wyjeździe wojewody, biła w bębny, występowała i oddawała mu honory wojskowe. Obywatel lub urzędnik wojewódzki, mimo tytułu pana brata, który mu dawano na kopercie, nic śmiał zajechać przed pałac w Krystonopolu. Przez uszanowanie wysiadali w bramie z karet i powozów, i pieszo szli w pokorze do drzwi pałacowych. Żołnierze w bramie straż trzymający nie puściliby powozu; jedne tylko damy miały pozwolenie zajeżdżać przed pałac, ale powóz natychmiast nazad za bramę wychodził, aby nie kalał podwórca pańskiego.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.