Starościna Bełzka/VIII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Starościna Bełzka |
Data wyd. | 1879 |
Druk | Józef Unger |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Wesele wojewodzianki Maryi z Brühlem, starostą warszawskim, poprzedzone zaręczynami, odbyło się ze splendorem, który także dać może wyobrażenie pańskości domu i przepychu, z jakim występowali Potoccy. Wojewoda poznański, dziad panny młodéj, sam dla słabego zdrowia nie mogąc być przytomnym na akcie zaręczyn, dnia 15 maja 1759 roku napisał z Brodów przesyłając pierścień i błogosławieństwo, wynurzając żal, że akt zaręczyn w jego domu odbyć się nie mógł. Zrękowiny miały miejsce w Krystynopolu d. 3 czerwca 1759 r., przybyło na nie mnóztwo pozapraszanych gości, sąsiadów, szlachty, podkomorzy koronny i wiele innych osób, przyjechał i ks. Russian tempore opportuno dla błogosławieństwa, z pod Kamienia umyślnie w wigilię przywołany. O godzinie szóstéj wieczorem zaczęto bić z armat na wałach, wszyscy się udali do kościoła, i tu ks. Russian w imieniu narzeczonéj włożył na palec starosty warszawskiego kosztowny pierścień, który razem z listem od wojewody poznańskiego przywiózł starosta leżajski. List ten i błogosławieństwo czytano publicznie. Pokazująca się w Krystynopolu ospa o mało nie przewlekła tych zaręczyn, coby było mogło i całe zerwać układy przy zwykłych przywidzeniach i kaprysach wojewodziny. Szczęściem nie uważano na nią.
Wesele, które się także w rezydencyi wojewodów odbyło, niemniéj było wystawne i wspaniałe; zaproszeni na nie zostali wszyscy posłowie dworów zagranicznych, ministrowie, wielu biskupów, wojewodów, książąt, przyjaznych domowi Brühlów i Potockich. Każdego wedle możności przyjmowano z przepychem godnym Pilawitów. Od pałacu do kościoła OO. Bernardynów, cała ulica wysłana była suknem czerwoném, którędy nowożeńcy i dostojni goście szli do ślubu. Zbytek i okazałość były tak wielkie, że koszta weselne obrachowywano naówczas na 253,000 złotych...
Dla jednego fajerwerku, który dnia tego miał być spalony na cześć młodéj pary, sprowadzono umyślnie z Warszawy P. C. G. Deybel'a de Hameran, porucznika i adjutanta artylleryi koronnéj, najbieglejszego pyrotechnika owego czasu. On urządzał wielki dramat ognisty, którego szczegóły pozostały nam w planie własną jego ręką skreślonym.
Prolog jego stanowił wystrzał z dział dwunastu; praeludium trąby i kotły grzmiące. W akcie pierwszym na lewém skrzydle ukazywała się cyfra M. P. (Marya Potocka), w białym ogniu uwieńczona koroną; na prawém F. B. (Fryderyk Brühl), równie jaśniejąca i ukoronowana. Między cyframi dwanaście fontan wyrzucało krople iskrzące, a powyżéj Opatrzność w symbolicznym czuwała trójkącie. Akt II i III niewiele się różnił zresztą od pierwszego; spalono niesłychaną ilość rac à la ferte, szmermelów, bukiet à la girandola, kaskad i t. p. W ostatku ogromne zabłysło:
wśród błękitnych ogniów, znowu Opatrzność nad niém, a wkoło kaskady, bukiety, fontanny, girandole, ogniotryski à la ronde.
Wiele się tak pieniędzy wyrzuciło z ogniami na tém weselu, wiele spaliło prochu, wiele wypiło wina; ale wojewoda po książęcemu, po królewsku, jak mówiono, wystąpił; gadała o tém cała Polska i gazetki latały po kraju.
Miarkujmyż z téj próby, jak magnat ten wysoko musiał się nosić, gdy z ręką córki drożył się dla syna pierwszego wówczas i wszechmocnego ministra; gdzie musiał myślą sięgać i jak daleko dla syna i jedynego po sobie następcy! Wszystko, co go otaczało, malało i drobniało w oczach jego, w obec własnéj wielkości. Jedna jeszcze korona, któréj nad cyframi nowożeńców nie zapomniano umieścić, mogła pragnienie wojewody uspokoić i zdawać się godną zabiegów, należnym wieńcem dla jego posiwiałéj skroni... ale korona ta stała się niepodobieństwem!